JAK WYSKOCZYŁAM Z ODRZUTOWCA

39 5 1
                                    

Słońce świeciło i zapowiadało się na piękną pogodę. Dzień jak co dzień. Ale jednak inny. Chociaż nie był taki znowu dziwny. Pomijając mój skok z odrzutowca i walkę z wielkimi meduzami chcącymi mojej śmierci to było nawet normalnie. Znaczy początek był normalny dalej był tylko hardcoor. Ale największy hardcoor to było poproszenie cioci o odrzutowiec który kupiła zaraz po wygranej.

-więc chcesz żebym tak ot tak dała ci odrzutowiec i żebyś poleciała sobie na drugi koniec kraju?

-no. No ale nie na koniec świata. Tylko nad Atlantyk.

-po co?-nogi się pode mną ugięły kiedy to usłyszałam. Byłam wściekła na Cala i Emmę bo to oni mi kazali przekonać ciocię żeby dała mi odrzutowiec.

-noo... Em... bo... eeee...-tak. Ta odpowiedź na pewno przekona ciocię żeby dała mi odrzutowiec.

-nawet jeśli to kto by go pilotował? Sam z tego co wiem nie masz licencji pilota i ani mi się waż przekonać mnie że masz duplikatem ściągniętym z internetu.-schowałam w połowie wyjęty świstek papieru i od razu odpowiedziałam. Co nie było zbyt mądre.

-Calvin i Emma

-kto?

-moi przyjaciele których poznałam na rejsie?

-Sam. Nie puszcze cię nad Atlantyk samą.

-nie będę sama. I w dodatku jestem dorosła.

-Sam. Masz 19 lat, robisz praktyki w szkole i pewnie będziesz kiedyś sławnym architektem tylko błagam buduj sensowne rzeczy a nie rakiety kosmiczne w kształcie papieru toaletowego. Ale nie. Nie, nie i nie

-ale oni już pewnie na mnie czekają.

-nie polecisz nad ocean-wtedy zamarłam. Miałam powiedzieć jakieś zdanie ze słowem ocean jeśli się uda. Emma i Cal pewnie czekali już na schodach. A raczej nie bo słyszałam tupot stóp i radosny krzyk ,, no nareszcie. Myślałem że nigdy ci się nie uda"

-Emma, Calvin-powiedziałam z zaciśniętymi zębami i mordem w oczach.-mieliście na mnie czekać na lotnisku.

-aaa. Tak. Ale długo cię nie było i pilot już zaczynał się niecierpliwić.-Emma była geniuszem w porównaniu do Calvina który ewidentnie nie pojął że mi się nie udało.

-macie pilota?-spytała ciocia ze zdziwieniem.

-a mamy?-Calvin miał chyba mózg wielkości groszku który kurczył się kiedy ten dureń zaczynał mówić. Emma dała mu kuksańca i mówiła dalej.

-jasne że mamy. Ale musimy już iść.

-idź.-powiedziała ciocia. Wybiegliśmy tak szybko jak się dało i ruszyliśmy ku samochodowi. Gdy przyjechaliśmy na miejsce było południe. Czyli chyba zdążymy przed zachodem słońca.

-a tak serio to mamy tego pilota?-spytałam

-nie-odparła Emma.

-to kto będzie pilotował?-spytał Cal.

-Sam...-Calvin i Emma spojrzeli na mnie wyczekująco.

-no co?

-umiesz prowadzić samochód więc może i samolot.

-no w sumie to morze to być podobne.-Usiadłam za sterami i zaczęłam szukać czegoś co odpaliło by odrzutowiec i nie zabiło nas przy okazji. Ustawiłam drugiego pilota na autopilota. Niestety nie mogłam ustawić obu na automatyczne sterowanie. Odpaliłam i ruszyłam. Najpierw powoli ale potem szybciej i szybciej aż wzbiliśmy się w powietrze. Jednak samochód prowadzi się trochę inaczej niż samolot. Więc tak go pokierowałam że prawie wlecieliśmy na górę.

-eee... Sam... tankowałaś go może?-Emma wydawała się przestraszona.

-to się tankuje?-Emma walnęła się w czoło ręką.-a co?

-bak prawie pusty jesteśmy już nad Atlantykiem. Polecimy jeszcze jakieś trzydzieści kilometrów i koniec. Jeszcze trochę i będziesz musiała skoczyć. A tak na marginesie to obiecałaś cioci że zwrócisz odrzutowiec?

-jasne że nie. Nie składam obietnic których nie umiem dotrzymać-Emma się uśmiechnęła.

-muszę się teleportować wraz z Calvinem. Niestety mogę przenieść tylko jedną osobę-pokiwałam głową i odpięłam pas od siedzenia. Nogi miałam jak z waty. Słyszałam bicie własnego serca. Bardzo często się czegoś boję ale nigdy nie czułam takiego strachu jak teraz. Stałam przy drzwiach z ręką na przycisku otwarcia. Wiedziałam że mogę zginąć. Ale zamiast zrezygnować ku mojemu zdziwieniu nacisnęłam guzik i skoczyłam zanim zdążyłam się zorientować że bije wszelkie możliwe rekordy w głupocie. Ledwo mogłam oddychać. Zbliżałam się do wody z zabójczą prędkością. Widziałam barierę. Wyprostowałam się na tyle żeby nie walnąć twarzą w taflę. W tej samej sekundzie poczułam ulgę. Wokół mnie były galerie handlowe, kina i domy z ogródkami. Równie dobrze to mogło być zwykłe miasto a nie stara legenda. Pewnie gapiłabym się na to jeszcze jakieś dwadzieścia minut gdyby nie szarżujące na mnie meduzy. Były wielkie, oślizłe i miały niezwykle intensywne kolory. Trzy jaskrawie zielone meduzy zbliżyły się do mnie i okrążyły mnie. Patrzyłam na nie próbując odnaleźć na nich oczy. Niestety ich nie było. Po tym skoku ciągle byłam w niezłym szoku. Pewnie miałabym nogi z waty gdyby zamiast nich nie było ogona. Nagle jedna meduza skoczyła na mnie. Nie miałam broni więc jedyne co mogłam zrobić to uskoczyć w bok. Niestety meduzy były trzy a ja jedna. Robiłam uskoki, przewroty i fikołki. Potem uświadomiłam sobie że skoro kamień na mojej szyi zabił smoka to równie dobrze morze zabić przerośnięte meduzy. Zdjęłam go z szyi i przyłożyłam do oślizłej głowy. Rozbłysk był tak silny że zmiótł wszystkie meduzy ale zaraz pojawiły się kolejne. Było ich co najmniej tuzin. Nagle usłyszałam głos Emmy która krzyczała coś w jakimś nie zrozumiałym dla mnie języku. Gdy skończyła meduzy odeszły co mnie zdziwiło.

-co cię napadło?!-wrzasnęła Emma.

-a ich?! Chcieli mnie zabić!

-Sam to strażnicy. Pilnują żeby nikt nie wszedł do Atlantydy. Nie zauważyłaś?

-zauważyłam tylko ich jaskrawe kolory.

-ale strażnicy są raczej delikatno-niebieskie. Dzięki temu są niemal nie zauważalni na tle oceanu.

-ale tamte były jaskrawo zielone. Nie wtapiały się w tło. Z 5 kilometrów bym je zobaczyła!

-ale one nie były zielone... były... lekko niebieskie... wiem... bo... ja je... wysłałam-Emma spuściła wzrok. Jako że nie mogłam jej posłać zabójczego spojrzenia posłałam je Calvinowi który był biały jak papier. Dopiero kiedy spojrzałam za siebie zrozumiałam jego strach. Za mną były wielka fala wody która aż kipiała z gorąca. Jakaś przechodząca obok dziewczyna widząc wodę najpierw pobladła, potem pozieleniała, następnie zrobiła się czerwona potem coś krzyknęła i pobiegła gdzieś dalej. Emma spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym ,,masz kłopoty" po czym machnęła ręką a fala opadła. Nie długo po tym zjawili się gliniarze a od glin z lądu różnili się tylko czapkami z łusek.

-proszę za mną-powiedział jeden z nich-cała trójka.-wszyscy powoli ruszyli tylko ja nie.

-nie. Dlaczego?-spytałam. Niestety z tą policją chyba się nie patyczkuje. Dwaj skoczyli na mnie z stalowymi trójzębami i sieciami jak starożytni gladiatorzy. Nie wiem czemu nie uciekałam. Chyba z dwóch powodów. Raz-i tak by mnie dogonili dwa-nie chciało mi się biec czy coś tam. W końcu miałam ogon. Skoczyłam na nich a woda razem ze mną. Oplotła się wokół nich i zamarzła. Usłyszałam oklaski.

-brawo, brawo, brawo. Naprawdę jestem pod wrażeniem.-wszyscy mieli grobowe miny. Nawet gliniarze.-ale teraz... ty i twoi przyjaciele macie iść ze mną.

STRAŻNICZKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz