15

2.4K 237 24
                                    


Nie rozmawiali o tym co się wydarzyło wieczorem po tym jak Harry opuścił teren obozowiska. Zarówno jeden, jak i drugi nie wyrażali chęci podzielenia się własnymi odczuciami, to było po prostu zbyt trudne.

Kiedy Potter się uspokoił, wrócił i spojrzał na leżącego na fotelu, pogrążonego w narkotycznym śnie mężczyznę. Jego twarz wyłagodniała, gdy zabrakło na niej zmarszczek spowodowanych bólem i dyskomfortem. Leżał spokojnie i oddychał cicho ale równo. Gryfon wyjął różdżkę i przelewitował profesora bardzo ostrożnie do namiotu. Tak jak w przypadku ich pogoni za Horkruksami, ten też był obszerny i wygodny. Każdy miał swoje posłanie, stolik nocny i lampkę. Harry ułożył mężczyznę na pościeli o kolorze głębokiej zielonej. Odświeżył jego ubranie zaklęciem aby nie nosiło znaku ani zapachu jego wcześniejszego dyskomfortu. Delikatnie przykrył go i odgarnął włosy z czoła, na chwile zatrzymując się na tej zamkniętej dla niego twarzy. Ich relacja w tym momencie stawała się dziwna, pomimo ciągle pojawiającej się wrogości ze strony mężczyzny mógł wyczuć coś więcej. Harry miał wrażenie, albo raczej nadzieje, że mimo wszystko Snape go lubi na swój własny, uszczypliwy sposób albo przynajmniej toleruje. Potrafili ze sobą normalnie rozmawiać, wymieniać myśli, dyskutować, sprzeczać się ale i flirtować. O zgrozo! Gryfon naprawdę polubił towarzystwo Starego Nietoperza, tak naprawdę Harry przy nim nie udawał, był radosny bo był zadowolony i było mu dobrze, czuł się rozluźniony a nie dlatego, że musiał.
Wyszedł przed namiot by zjeść kolację i odbyć standardowe rozmowy telefoniczne. Hermiona i Ron jak zwykle prosili by wracał ale już z mniejszym naciskiem, wiedzieli, że i tak nie posłucha. Diwis natomiast zrobił mu niesamowitą przeprawę przez mękę gdy dowiedział się, że jego partner przez parę następnych nocy nie wraca do domu. Czarę goryczy przelał fakt, że Harry'emu cały czas ma towarzyszyć „TEN" Evans, który rzekomo niszczy małżeństwo inspektora. Potter zastanawiał się jak tak szybko jego partner mógł zmienić zdanie o Evansie i jak szybko wydał osąd o nim. Zmęczony całym dzisiejszym dniem postanowił pożegnać się natychmiast i niezwłocznie rozłączył. Po odbytej rozmowie stracił cały apetyt, położył się naprzeciw Mistrza Eliksirów i nim zasnął rzucił na niego zaklęcia monitorujące.

Nad ranem zaklęcie ostrzegło go, że z mężczyzną obok coś się dzieje. Przerażony momentalnie usiadł by zobaczyć jak Snape wstaje ze swojego posłania.
- Dzień dobry.- przywitał się sennie młodzieniec.
- Dzień dobry, Potter. Śpij.- nakazał Ślizgon kierując się do wyjścia z namiotu. Harry ułożył głowę na posłaniu ale po chwili otworzył oczy gdy usłyszał ciche stukanie na zewnątrz. Założył okulary na nos i postanowił sprawdzić co planuje jego kompan. Na dworze świtało, piękna czerwona łuna wraz z mgłą tworzyły cudowny obraz poranka. Harry zaciągnął się letnim powietrzem aby delektować się nim i zatrzymał w płucach. Spojrzał na mężczyznę w wiklinowym fotelu, który trzymał w jednej ręce łyżkę, w drugiej chleb a na kolanach miskę. Uśmiechnął się pod nosem i wyszedł aby dołączyć do towarzysza, zwłaszcza, że jego brzuch sam domagał się jedzenia.
- Jak się czujesz?- zapytał zajmując drugi fotel. Po chwili zastanowienia zrezygnował z użycia magii i wstał by wziąć dla siebie porcje gulaszu.
- Znośnie.
- Smakuje?- zapytał zaciekawiony siadając z miską i łyżką.
- Znośnie.- Harry zaśmiał się pod nosem.
- Cieszę się.- powiedział szczerze a mężczyzna przewrócił oczami.- Zastanawiałeś się nad moją wizją?
- Potter, ani Lily, ani Twój ojciec nie mieli zdolności w wróżbiarstwie, to tylko i wyłącznie majaki narkotyczne.
- On mówi! O bogowie! Mówi całymi zdaniami.- zadrwił Potter.
- Imbecyl.- warknął Snape.- Jeśli chcesz to wyjaśnię Ci co zaszło w Twojej głowie.- Harry teatralnie pochylił głowę i przyłożył dłoń do piersi.
- Oświeć mnie, profesorze Freud. Tylko błagam nie mów, że wszystko sprowadza się do seksu i mojej matki.- patrzył z zadowoleniem w czarne oczy a potem z trwogą przytknął dłoń do ust.- Albo seksu z moją matką.
- Potter...- głos nie był zły, czy wredny, był rozbawiony.
- Nie wstydź się, chętnie posłucham.- zachęcił chłopak z coraz większym uśmiechem na twarzy.
- Nie wiedziałem, że interesujesz się psychoanalizą.- zauważył poważniejąc mężczyzna.
- Powiedzmy, że na każdym wojna odcisnęła jakieś piętno. Nawet na takim bezmózgu jak ja.- puścił oczko do mężczyzny. Snape pokręcił głową, wyglądało na to, że nie znał w ogóle człowieka, który przed nim siedział. W jego głowie Potter wciąż był irytującym, bezczelnym bachorem a nie dojrzałym, świadomym meżczyzną i do tego całkiem zabawnym.
- Jesteś chory.- powiedział znów kręcąc głową.
- Możliwe a nawet bardzo prawdopodobne. Ale pokaż mi Snape osobę, która jest zdrowa.- odpowiedział nader poważnie i spojrzał przed siebie. Nastała miedzy nimi chwila ciszy w której każdy z nich pogrążył się we własnych myślach.- Pięknie...- powiedział cicho Harry podziwiając cudowny krajobraz przed sobą. Mgła niemal już niemal całkowicie się rozproszyła pozostawiając na źdźbłach ślady sennej pajęczyny w postaci kropel rosy. Wkoło unosił się słodki zapach ziół i łąki, słońce delikatnie przebijało się miedzy wątłymi gałązkami załamując się na kroplach ich liści.- Spójrz...- Snape nie patrzył na łąkę, patrzył na niego i podziwiał to w jaki sposób zachwyca się życiem. Podziwiał też to w jaki sposób Potter przetrwał i pozostał niewinny, czysty i dobry.
- Tak, piękne.- uśmiechnął się lekko. Znów poczuł ten niechciany ból gdzieś w miejscu gdzie niegdyś było jego serce, żywe i pełne niespełnionej miłości.
- To jak będzie z tą moją psychoanalizą?- zielone oczy spoczęły na nim, pogodne, jasne i szmaragdowe.
- To zrozumiałe, że przyśniła Ci się Anna.- wyjął swoją fajkę do opium. Gryfon zastanawiał się czy absynt też nosi w swojej torbie, sadząc po tym, że wyglądała jak listonoszka to chyba tak.- W twoim życiu było wystarczająco dużo śmierci a ta, najwyraźniej przelała czarę goryczy torując sobie drogę do twoich myśli. Śmierć młodej, pięknej, niewinnej osoby zawsze wzbudza skrajne emocje...- zamilkł na chwilę jakby jego myśli popłynęły w kierunku osoby, którą Harry bardzo chciałby poznać. Zapalił fajkę a w momencie w którym dym wypełnił jego płuca na wychudzonej twarzy odmalowała się ulga.- Oczywisty też jest fakt, że to Ciebie poprosiła o pomoc, czeka na ciebie. To przez twój Gryfoński pociąg do ratowania...- zawiesił głos jakby chciał młodzieńcowi wytknąć jego wcześniejszą uwagę na swój temat.- Wszystkiego. Ojciec o którym mówiła nasza ofiara to oczywiście Black lub Lupin, których utraciłeś podczas wojny z Voldemortem.
- No dobrze panie Jung a teraz co z ptakiem, pokojem i całą resztą?- zapytał zaczepnie unosząc brodę. Opium zaczęło już wpływać na starszego mężczyznę wiec uśmiechnął się chytrze.
- Ptak to zwykłe omamy narkotyczne, taki chochlik, który czasem wkrada się w druk.- powiedział by następnie zaciągnąć się ponownie słodkim smakiem swojego leku.- Pokój to manifestacja Twoich pragnień odnośnie posiadania normalnego domu. Ciepłego jasnego i przestronnego a nie...- nie zdążył dokończyć gdyż zrobił to za niego chłopak.
- Komórki pod schodami.- przełknął ciężko.
- Ja...- zaczął mężczyzna ale tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć. Kiedy przeszło dziesięć lat temu oglądał te wspomnienia ukryte w zakamarkach umysłu chłopaka zachował się karygodnie. Jednak były one tak desperacko a zarazem, tak żenująco strzeżone, że nie mógł sobie odmówić sadystycznej przyjemności znęcania się nad Potterem i oglądaniem ich na każdej lekcji od nowa. Teraz gdy na to patrzył z perspektywy czasu nie umiał znaleźć słów, które oddałyby obrzydzenie jakim napawało go jego działanie. Pastwił się nad dzieckiem, może był on synem Jamesa Pottera ale nadal był tylko dzieckiem, do tego oddanym pod jego opiekę. Jednak teraz było to tak łatwo zobaczyć a tak ciężko wtedy, gdy zaślepiały go uczucia.- Przepraszam.- wychrypiał w końcu.
- Każdy dźwiga swój bagaż profesorze, zbiera cegiełki doświadczeń, które nas budują. To była jedna z moich.- wzruszył ramionami.- Ja miałem podłych krewnych a Ty ojca.- powiedział nieśmiało.
- Podły to nie lada niedopowiedzenie.- prychnął.- Nie o tym mówiłem.- sprostował nie patrząc na młodzieńca.- Mówiłem o swoim zachowaniu... Wtedy. Byłem podły, zaślepiony nienawiścią i własnym cierpieniem. Chciałem żebyś cierpiał tak jak ja ale nie widziałem, że od dawna już krwawisz.- zamknął oczy jakby nie chciał spojrzeć w zielone oczy.
- Gdybyś tylko nie był pod wpływem opium...- powiedział cicho chłopak.
- Uważasz, że nie wiem co mowię czy robię?- zapytał rozbawiony, mroczny głos.- To, że przyznałem, że byłem niesprawiedliwym dupkiem nie znaczy, że przestałem twierdzić iż jesteś imbecylem.- to wywołało u młodzieńca szczerą salwę śmiechu.
- Nie, oczywiście, że nie.- otarł łzę z kącika oka.- Powiedz mi Zygmuncie a nie przeszło Ci przez myśl, że tym ojcem może być Dumbledore?
- Albus?- mężczyzna tym razem się nie powstrzymał i szczerze parsknął śmiechem.
- Nie rozumiem co w tym śmiesznego.- oburzył się Potter.
- Wy Gryfoni zawsze traktowaliście go jak ojca.- pokręcił głową.
- Ty też.- odparował szybko chłopak czując się dziwnie nieswojo. Czuł, że Snape zaraz zdradzi mu jedna z tajemnic dyrektora ale nie był pewien czy jest na to gotowy. Poruszył się nerwowo a wiklina pod nim cicho zatrzeszczała. Mistrz Eliksirów znów odpłynął na chwilę gdzieś w głąb swojej pamięci, dryfując tak przez chwilę. Harry widział jak na jego twarzy pojawia się drobny, szczery uśmiech, przebłysk wspomnienia, który rozświetlił mroczne rysy.
- Tak...- jak szybko się pojawił śmiech, tak też prędko znikł zastąpiony maską obojętności. Harry zastanawiał się czy każde okazane uczucie, każda emocja, naprawdę zadają ból temu mężczyźnie. Chciał dotknąć twarzy ukrytej pod maską, poznać człowieka którym czasem bywał dla niego były profesor.- Zapewniam Cię jednak, że Albus nie mógłby być niczyim ojcem. A przynajmniej nie dosłownie jeśli wiesz co mam na myśli.
- Czyżby..?- Gryfon poczuł jak jego oczy rozszerzają się z zaskoczenia.
- Dokładnie tak. Partner Dumbledora nazywał się Aleksander.- powiedział smutno Snape.
- Nazywał?- zapytał drżącym głosem młodzieniec.
- Zginął w pierwszej wojnie albo przed nią, nie jestem pewien. Albus nigdy się nie pozbierał.- zamilkł patrząc na smutek swojego towarzysza. Chłopak był bardzo empatyczny, uczuciowy i strasznie wrażliwy.
- Tyle śmierci...- wyszeptał cicho patrząc na tlący się płomień pod kociołkiem.
- Tak, to były mroczne czasy.- Zgodził się beznamiętnie i zaczął wstawać ze swojego miejsca. Zjedli, wypoczęli, on zapalił wiec mogli dotrzeć teraz do wioski. Im szybciej, tym lepiej wtedy może rozwiąże choć cześć zagadki i pozbędzie się Pottera.
- Znałeś go?- usłyszał za sobą cichy głos.
- Nie.- nie odwrócił się nawet.- Czas na nas Potter.- chłopak jednak siedział i patrzył wciąż w bliżej nieokreślone miejsce i tym razem to była kolej Snape'a by poczekał aż wróci z krainy wspomnień.

OpiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz