25

2.3K 209 76
                                    

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy. A potem Bóg rzekł: Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich! Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi"
- Możesz nam łaskawie wyjaśnić, Potter, dlaczego cytujesz nam Księgę Rodzaju? - zapytał Snape, patrząc wprost w zielone oczy. Jego długie, smukłe palce pewnie trzymały nóżkę kieliszka wypełnionego czerwonym winem. Ciecz, pod wpływem łagodnych ruchów, delikatnie muskała ścianki naczynia, zataczając kręgi i zostawiając smugi na szkle.
- To fragment z pierwszego rozdziału, opisujący stworzenie świata przez Boga - wyjaśnił rzeczowo Harry, na co Mistrz Eliksirów przewrócił oczami.
- To nadal nie jest odpowiedz na zadane pytanie - westchnął Severus. Wyglądał, jakby miał przed sobą niesfornego ucznia, a nie dorosłego mężczyznę. Chwila ciszy, która nastała, przeciągała się, a dwóch mężczyzn patrzyło na siebie, jakby oceniając jeden drugiego.
- Więc? - zapytał z niecierpliwością Radim, czując się nie na miejscu.
- Kiedy Bóg tworzył świat, powstała światłość - widząc, jak Snape wznosi oczy do nieba, Harry szybko dodał - ale nie tylko ta rozjaśniająca ziemię. - Chłopak nabrał powietrza w płuca, aby przekazać to, co chce, możliwie przystępnie. - Jahwe stworzył byty, duchowe istoty, zrodzone ze światłości, które miały mu służyć i wypełniać jego polecenia. To dla nich Bóg w drugi dzień stworzył dom i to właśnie dla nich powstały niebiosa. - Snape upił łyk wina i spojrzał zaciekawiony na swojego gościa, podejrzewając już do czego zmierza. Radim zrobił raczej skonsternowaną minę. - Na początku to Aniołowie byli najbardziej umiłowanymi przez Stwórcę stworzeniami, uwielbiani i jako jedyni, którzy dostąpili zaszczytu ujrzenia jego oblicza. Jednak Pan postanowił stworzyć kogoś nowego - człowieka - na swój obraz i podobieństwo. Ludzie zostali najbardziej uwielbianymi przez niego istotami. Aniołowie zbuntowali się przeciw Bogu - nie podobało im się to, że bardziej kocha stworzonych z prochu ułomnych niż ich, pięknych. Niebiosa podzieliły się na dwa obozy. Jednym dowodził posłuszny Panu Archanioł Michał, a drugiemu zbuntowany Serafin, syn jutrzenki- Lucyfer.
- Lucyfer przegrał i został stracony do piekieł - wtrącił się Czech, na co Snape syknął, uciszając go. Harry spojrzał na mężczyznę z wdzięcznością, nie był dobry w opowiadaniu. A historia, którą miał przedstawić, nie była ani łatwa, ani wiarygodna.
- Tak, tak właśnie powstał Szatan - dokończył Harry. - To jednak nie koniec historii - dodał szybko, widząc, jak inspektor chce coś powiedzieć. Mistrz Eliksirów siedział nieruchomo, wciąż bawiąc się winem w kieliszku i intensywnie patrząc na młodzieńca. Skinął głową, zachęcając go, aby kontynuował swoją opowieść. - Archaniołowie zaciekawieni Boskim tworem, postanowili zejść na ziemię i poznać bliżej ludzkie istoty. Chcieli wiedzieć, dlaczego Ojciec kocha ich tak bardzo, pomimo upadku i wygnania z Raju. Było ich czterech: Michał, Gabriel, Rafał i Uriel. Przybrali ludzką postać i obcowali z ludźmi, żyli jak oni i nauczyli się miłości takiej zwyczajnej, ludzkiej. Uriel, przerażony własnymi emocjami, uciekł z powrotem na niebiański firmament, ale reszta... Reszta zaznała z kobietami miłości fizycznej. - Policzki Gryfona zaróżowiły się nieco, a Ślizgon przeczyścił gardło i upił kolejny łyk wina. - Po miłosnym akcie, Michał i Rafał przerażeni własnym czynem i bojąc się gniewu Pana, wrócili do domu ojca. Na ziemi został tylko Gabriel, który odmawiał powrotu. Kochał swoją wybrankę ponad pozycję w szeregach Boga. Anaberh zaszła w ciąże i archanioł był z nią aż do rozwiązania. Na świat przyszła piękna dziewczynka o niebieskich oczach i jasnych włosach. Ukochana anioła niemal umarła przy porodzie, ale Gabriel ubłagał ojca, by ją oszczędził i obiecał wrócić na swoje miejsce przy tronie Jahwe. Tak się właśnie stało: pożegnawszy rodzinę, ukochany archanioł wrócił, by za tysiące lat zejść na ziemię i zwiastować ludziom dobrą nowinę. Dziecko rosło w siłę, ujawniając swoje nadprzyrodzone moce. Dziewczynka umiała wejrzeć w człowiecze serce, rozmawiać za pomocą telepatii, odczuwać ogrom empatii i łagodzić cierpienie. Od tamtej pory ciało Gabriela zostało na ziemi. Jego potomkowie rozmnażali się, jednak moce przejawiały tylko żeńskie potomkinie anioła, zwane Nefilim. Lucyfer, wściekły, że niesubordynacja innych aniołów nie została ukarana strąceniem z nieba, postanowił wysłać swoją córkę, zrodzoną z Lilith, aby unicestwiła dzieci Gabriela. Ammit, bo to o niej mowa, brzydka i pokraczna, zazdrosna o urodę Nefilim, pozbawiała je krwi i serc, aby odebrać im to, czego tak bardzo pożąda. Dlatego pożeraczka serc zabija tylko córy Gabriela, a męskich potomków zostawia w spokoju, to jej szukamy, a nie czarodzieja ze związaną mocą - zakończył chłopak, opadając na kanapę i patrząc z wyczekiwaniem na rozmówców.
- Ta moc, którą obaj czuliśmy, to diabelska moc demona, a nie związana magia? - zapytał w końcu Snape, odstawiając kieliszek. Harry skinął głową i patrzył z nadzieją w czarne tęczówki. - Zdajesz sobie sprawę, że to w żaden sposób nie ułatwia sprawy? - westchnął, chwytając się za nasadę nosa.
- Wiem, nadal nie mamy punktu zaczepienia. Wiemy tylko, że to musi być kobieta - powiedział pewnie, sięgając po szklankę z sokiem.
- Wiecie co? Dla mnie to za dużo - odezwał się nagle Radim. - Czarodzieje, anioły, demony i ich córki. - Podrapał się po głowie, a potem przetarł zmęczone oczy.
- Kiedyś narzekałeś na nudę - powiedział chłodno Mistrz Eliksirów.
- Odkąd mam ciebie, wszystko się zmieniło - powiedział, wstając z fotela. Harry poczuł lekkie ukłucie zazdrości, gdzieś wewnątrz siebie - głęboko - ale bardzo irytujące, niczym maleńka drzazga wbita w palec.
- Masz... - powtórzył, krzywiąc się Snape. Spojrzał na zegarek a potem na kochanka. - Chyba już czas na ciebie, Radim. - Wskazał na godzinę, a mężczyzna ponownie przetarł oczy i westchnął żałośnie.
- Masz racje, Charles. Panie Potter, pan też powinien udać się do swojego partnera. Opuszczał nas w nie najlepszym nastroju - zasugerował dość ostentacyjnie inspektor, rzucając wymowne spojrzenie Ślizgonowi.
- Wybaczcie mu, jest dość zaborczy... - zaczął Harry.
- „Dość" to lekkie niedomówienie - zadrwił Snape. - Potter, zostań, musimy omówić jeszcze parę kwestii. Napij się soku, a ja odprowadzę Radima. - Wskazał ręką Potterowi dzbanek z pomarańczowym napojem, a sam skierował się w stronę korytarza. Czech i czarodziej pożegnali się uściskiem dłoni, tym razem jednak Radim był bardziej delikatny, jakby Diwis wszystko zmienił.

Harry podszedł do obszernej biblioteki byłego profesora i zaczął przeglądać pozycje znajdujące się na wielu pułkach. W tle było słychać brzęk odkładanych naczyń, Kien ciągle pracował w kuchni. Sam nie wiedział, czego szuka, po prostu jego dłonie delikatnie przebiegały grzbiety książek w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Zaczytany w tytułach nie zauważył, że odziany na czarno mężczyzna stanął tuż za nim. Szczupła dłoń o smukłych palcach spoczęła na jego własnej, która zatrzymała się na jakiejś pozycji. Harry wciągnął głęboko powietrze w płuca, czując obezwładniający go zapach mężczyzny. Nie odezwali się ani słowem, złączeni dłońmi, oddychali głęboko i powoli, delektując się swoją obecnością. Młodzieniec cofnął się nieznacznie, natrafiając na ciepłe, twarde ciało Ślizgona, jego własne zadrżało przy tym kontakcie. Poczuł, jak Snape nachyla się lekko, a jego czarne, miękkie włosy muskają policzek Gryfona. Nadal milczeli, jakby choć jedno słowo mogło zniszczyć wszystko. Harry nigdy nie zaznał takiej mieszanki uczuć, jego serce waliło jak oszalałe, krew dudniła w uszach, a oddech zdawał się nie chcieć opuścić jego płuc pełnych zapachu Mistrza Eliksirów. Jakby każdy wydech kosztował go życie, utratę czegoś cennego. Szczęście i podniecenie wypełniało go do tego stopnia, że czuł namacalny ból rozlewający się w okolicy serca. Mieszanka emocji zaczęła go niemal dusić, sprawiając, że czuł się wspaniałe, jednocześnie odczuwając winę i zawstydzenie z powodu Diwisa. Potter przekrzywił lekko głowę w stronę twarzy Snape'a i nos profesora musnął jego policzek, przez co obaj zadrżeli. Jak w hipnozie, Harry jęknął cichutko, czując pragnienie tak obezwładniające, że nie mógł myśleć, tylko czuć i pragnąć, zapominając o świecie rzeczywistym. Harry Potter pragnął, jak jeszcze nigdy w życiu, posmakować wąskich i okrutnych warg. Pragnął ust jakże słodkich i kuszących, a jednocześnie dla niego zakazanych. Wiedział, że mu nie wolno, że skrzywdzi to wiele osób, w tym samego Severusa, ale nie mógł się powstrzymać. Mężczyzna jakby sam czuł podobnie i skierował twarz w stronę ust byłego ucznia - teraz od pocałunku dzieliły ich milimetry, sekundy. Harry czuł, jak jego serce niemal eksploduje oczekiwaniem i tęsknotą, która w końcu miała zostać zaspokojona; czuł, jak jego ciało zaczyna coraz intensywniej drżeć z emocji, jak jego oddech wypłyca się i przyspiesza, a nadzieja niemal go zabija.
- Charles? - usłyszeli za sobą głos Kiena. Snape natychmiast odwrócił głowę, a Harry niemal na niego opadł. - Idę na górę. Dobranoc, Harry, miło było cię poznać. - Nim Gryfon zdążył zebrać myśli, schody prowadzące do sypialni już skrzypiały. Czech zniknął, a wraz z nim cała magia chwili. Potter wciąż opierał się o Snape'a, czuł teraz zawroty głowy, ale pomimo powrotu wyrzutów sumienia, nie odsunął się. Jęknął cicho, wciąż głęboko wdychając cudowny zapach starszego mężczyzny.
- Jestem jak ćma, która leci do ognia. Nie mogę się oprzeć twojemu płomieniowi... - powiedział nabrzmiałym emocjami głosem.
- Uważaj...- Rozległ się cichy, jedwabisty szept. - Mogę cię zniszczyć i, tak jak ćma, spłoniesz w ogniu... - Potter poczuł delikatne muśnięcie warg na swojej skroni, a jego płuca znów mocno się zacisnęły, gdy dotarło do niego znaczenie słów wypowiedzianych tym gorącym głosem. Mimo to obaj zadrżeli od tego niespodziewanego dotyku, jakby i Snape był zaskoczony własnym działaniem. Ślizgon zaraz potem puścił jego dłoń i odsunął się, aby powrócić na swój fotel. Młodzieniec nabrał głęboko powietrza w płuca, gdy tylko odzyskały one zdolność rozprężania się. Chwiejnym krokiem, pod bacznym spojrzeniem czarnych tęczówek, wrócił na kanapę. Snape przyglądał się wnikliwe jego blednącym policzkom, drżącym lekko dłoniom i zamglonemu wzrokowi, ale nic nie powiedział, dając chłopakowi czas na odzyskanie zmysłów.
- Dlaczego to robisz? - zapytał cichym głosem chłopak.
- A dlaczego ty ciągle mnie prowokujesz?- zapytał całkiem poważnie i spokojnie. Gryfon ponownie się zarumienił, ale nie odpowiedział na pytanie. - Powiedz mi, Potter, bo wydaje mi się, że nie wszystko powiedziałeś przy Radimie. - Wziął do ręki butelkę i wylał do kieliszka resztkę wina. - Opowiedz mi całą historię bez omijania szczegółów, a przede wszystkim skąd masz te informacje.
- Od Dumbledora. - Czarne oczy rozszerzyły się w szoku, ale mężczyzna nie odezwał się ani słowem, pozwalając, by Gryfon kontynuował. - A dokładniej z jego ksiąg i dziennika. - Chłopak napił się soku, który wciąż był w jego szklance. - Dostałem list, który miałem otrzymać po odnalezieniu ciebie. Były w nim podstawowe informacje i polecenie przeszukania ksiąg. Kiedy odkryłem w starych pismach historię Nefilim, udałem się ponownie do gabinetu Minervy, aby porozmawiać z Albusem. Dyrektor zdradził mi miejsce ukrycia dziennika - był w jednej z krypt pod Hogwartem. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile w tym zamku jest ukrytych pomieszczeń - powiedział chłopak z rozbawieniem, ale widząc brak entuzjazmu u rozmówcy, szybko spoważniał. - Nie będę wdawał się w zbędne szczegóły, ale wychodzi na to, że Dumbledore prowadził szczegółowe badania na temat tych istot - powiedział w końcu z podekscytowaniem. - Są niesamowite, ich zdolności... To taka jakby to powiedzieć... - zaciął się, szukając właściwego porównania. - Zaawansowana Legilimencja. Zwykły śmiertelnik nie ma możliwości się przed nią obronić, nieważne jak wyćwiczony ma umysł.
- Jak mniemam, demon potrafi się przed tym uchronić? - zapytał nagle Snape.
- Tak - odpowiedział pewnie, kiwając głową. - Są z tej samej anielskiej krwi, więc moce Nefilim nie działają na nią. Poza tym to ona - poprawił go młodzieniec.
- Jak ją pokonać?- Spojrzał bystrym wzrokiem na chłopaka, który westchnął głęboko.
- Musimy odnaleźć szkołę, jej opiekunka ma miecz, który pozwoli zgładzić demona. - Przełknął i spojrzą na swoje dłonie.
- Jakże typowe. - Zaśmiał się Snape. - Miecz, to zawsze musi być jakiś magiczny miecz. - Harry wciąż na niego nie patrzył. Nerwowo ruszał szklanką, patrząc jak krąży w nim resztka soku.
- Wyduś to z siebie, Potter! - warknął.
- Ten miecz... To miecz Michała Archanioła. - Mistrz Eliksirów uniósł brew. Harry nie był pewny, czy jest rozbawiony, czy poirytowany.
- Miecz Boży, książę aniołów i obrońca ludu Bożego - powiedział powoli Ślizgon, a Gryfon przytaknął. - No dobrze, to gdzie jest Arien?
- Tego nie ma w dzienniku... - powiedział cicho.
- Potter, czego mi nie mówisz? - syknął Snape, pochylając się w stronę młodzieńca, który wciąż nie patrzył na rozmówcę.
- Tylko potomek Michała może dzierżyć miecz - wyszeptał Gryfon.
- Co proszę? - warknął mężczyzna.
- Rafał i Michał również spłodzili potomków. Nefilim to pojęcie zbiorcze na anielskie dzieci - wyjaśnił z westchnieniem Potter. - Ich moce są inne niż cór Gabriela. Potomkowie Michała są zdolnymi i sprytnymi wojownikami, a Rafała doskonałymi medykami.
- Czy na nich też poluje ta...- zapytał beznamiętnie Mistrz Eliksirów, wypijając wino do końca.
- Ammit - dopowiedział młodzieniec. - Nie, oni nie są tak cenni - powiedział z lekkim smutkiem na twarzy mieszającym się z ulgą. - Bóg również bardziej ukochał siebie dzieci swojego głosu. Dlatego jedna z jego cór... - zamilkł.
- Tak, Potter? - zapytał z lekkim zaciekawieniem.
- Nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego to Maryja, prosta kobieta z ludu, stała się matką Syna Bożego? - Gryfon w końcu na niego spojrzał, a w jego oczach odbijało się wiele emocji, których mężczyzna nie mógł zidentyfikować. - Pochodziła z linii Gabriela, była idealną osobą na matkę zbawiciela.
- Empatyczna, dobra...
- Tak. Wyjątkowa jak każdy Nefilim - westchnął chłopak.
- Ale dlaczego Bóg nie ukarał Archaniołów? - Nie mógł zrozumieć Snape. - A przynajmniej Gabriela, który tak długo sprzeciwiał się jego woli. Przecież postąpił jak Lucyfer. - Mężczyzna podrapał się po brodzie w zamyśleniu.
- Bo chodziło o miłość. - Uśmiechnął się słabo Harry, a jakaś ciepła emocja zagościła w jego oczach, gdy patrzył w czarne tęczówki. Ślizgon nie odwrócił wzroku na tą naglą czułość widoczną na twarzy chłopaka. - Gabriel zrobił to miłości do kobiety, a Lucyfer z próżności. To nie tak, że Bóg go nie ukarał - zrobił to. Archaniołowie nie wychowywali swoich dzieci, nie mogli się z nimi kontaktować, a jedyny wyjątek stanowiła Maryja. - Snape zamknął oczy, chwycił nasadę nosa i zacisnął na niej palce z głośnym jękiem.
- Czyli mamy Anioły, demony, nie wiemy jak znaleźć te kobiety, nie wiemy gdzie jest Arien, a do tego potrzebujemy potomka Michała, aby nam pomógł - powiedział lekko załamanym głosem. Pokręcił głową z rezygnacją, ale kiedy otworzył oczy i napotkał zielone spojrzenie, zamarł. - Nie mów, że jesteś potomkiem archanioła - syknął.
- Nie, ty nim jesteś - powiedział poważnie chłopak, nie spuszczając wzroku z blednącego mężczyzny. - Tak twierdzi Dumbledore.
- To niemożliwe. - Snape wstał z fotela i podszedł do okna, a jego głos był głuchy. - Spójrz na mnie, nie mogę być pomiotem czegokolwiek dobrego. Jestem mordercą, narkomanem i zdrajcą, jak mógłbym... - Oparł się o parapet i opuścił głowę. Harry poczuł uścisk w żołądku i przemożną chęć dotknięcia tego chudego mężczyzny. Podniósł się ze swojego miejsca i bezszelestnie podszedł do Snape'a, stając za nim. Zawahał się przez chwilę, po czym dotknął odzianego w czerń ramienia i delikatnie obrócił Mistrza Eliksirów tak, że teraz stali twarzą w twarz.
- Severusie... - powiedział łagodnie. Na dźwięk swojego imienia, były profesor jakby zamarł, a jego oddech ugrzązł w gardle. - Jesteś człowiekiem, tylko człowiekiem, a ludzie popełniają błędy. - Uniósł dłoń, aby dotknąć bladego, kościstego policzka, jednak jego palce zatrzymały się milimetry od ciepłej skóry. Czuł jak powstrzymywany dotyk niemal parzy jego dłoń, posyłając to przyjemne gorąco w głąb jego emocjonalnie zziębniętego ciała. Był świadomy tego, że jego serce znów zaczyna bić szaleńczo w piersi, a ślina zasycha w ustach. Nie był pewny swojego głosu, ale wiedział, że musi mówić. Jego kolana zrobiły się przyjemnie miękkie, a drżenie rozchodziło się po całym ciele, powodując ekscytację pomieszaną ze strachem. - Odpokutowałeś już i zapłaciłeś za swoje błędy z nawiązką. Spłaciłeś każdy jeden swoim sercem, duszą, życiem...- powiedział cicho, a Snape zamknął oczy i przekrzywił twarz, dotykając palców chłopaka. - Severusie... Musisz sobie wybaczyć. - Mężczyzna przełknął widocznie, ale nie otworzył oczu. Drobne palce Harry'ego błądziły po twarzy Ślizgona. Potter czuł jak jego oddech drży, a od opuszków przenika go prąd, odbierając rozum.
- Powiedz to jeszcze raz... - poprosił cicho Snape, a jego głos zdradzał ból, który dusił jego płuca. - Proszę...- Przełknął i wtulił się w dłoń młodzieńca. - Powiedz znów moje imię... - poprosił, pochylając się w stronę Gryfina. Harry wiedział, co za chwilę nastąpi. Przełknął, ale jego usta były suche niczym papier. Czuł jak drży, jednak nie z zimna, było mu niesamowicie gorąco. Przerażenie uderzyło nagle w tył jego umysłu. Bał się, że nie sprosta wymaganiom swojego byłego profesora, że wygłupi się, ale nie mógł się powstrzymać. Był zniewolony, zahipnotyzowany bliskością, uległością i otwartością Mistrza Eliksirów.
- Severusie... - wyszeptał przy wąskich wargach. Jego własne usta wydawały mu się niesamowicie spragnione, jakby nigdy wcześniej nie był całowany. Oczekiwanie niemal go zabiło, był pewien, że Ślizgon się wycofa. Jednak właśnie wtedy, gdy Harry miał już otworzyć oczy, Snape pochylił się i w końcu połączył ich wargi w subtelnym pocałunku.

Jeśli Potter myślał, że kiedykolwiek zaznał pocałunku, w tym momencie zrozumiał, że tak naprawdę nigdy w życiu nie był prawdziwie całowany. Pieszczota, jaką obdarzył go Severus, była delikatna; muśnięcia niesamowicie miękkich i ciepłych ust przyprawiły Harry'ego o zawroty głowy. Westchnął szczęśliwy w usta swojego byłego profesora, gdy ten łagodnie zwiększył nacisk, rozchylając swoje wargi. Ciepły język dotknął dolnej wargi Gryfina i został natychmiast wpuszczony do środka. Snape miał całkowitą kontrolę nad pocałunkiem, Potter całkowicie mu się poddał, drżąc na całym ciele - był pewien, że drugi mężczyzna to czuje. Mistrz Eliksirów delikatnie otulił go ramionami, stwarzając chłopakowi poczucie bezpieczeństwa i ciepła, jednocześnie przytrzymując młodzieńca. Harry był za to niesamowicie wdzięczny mężczyźnie, gdyż miał wrażenie, że zaraz upadnie. Serce waliło mu tak, że krew uderzała mu do głowy, powodując szum w uszach; język zazwyczaj tak ostry, teraz delikatnie pieszczący jego własny, posyłał iskry w głąb jego ciała. Usta, zawsze mówiące okrutne i bolesne słowa, teraz były najsłodszą rzeczą, jaką Harry kiedykolwiek kosztował. Młody Gryfon był gotów umrzeć - był pewien, że jest gotowy, bo właśnie zaznał rozkoszy nieba. Słodycz płynąca z pocałunku całkowicie nim oglądnęła; pragnął, aby nigdy się nie kończyła, aby te cudowne usta nigdy nie przestały łączyć się intymnie z jego własnymi. Niestety westchnienie Pottera jakby przywróciło Snape'a do rzeczywistości, oderwał się od Gryfona, ale nie uciekł daleko. Oparł swoją głowę o czoło chłopaka i oddychał nierówno. Jego ciało też lekko drżało, a na policzkach pojawił się lekki rumieniec.

- Severusie... - powiedział żałosnym głosem Potter. Blady, szczupły, smukły palec dotknął jego warg, powstrzymując jego pytanie. Harry nie mógł się powstrzymać i złożył na nim delikatny pocałunek, przez co Snape wstrzymał oddech. Obaj przełknęli, wdychając zapach drugiego, wciąż złączeni, jakby nie mogli przestać się dotykać.
- Idź - poprosił cicho Mistrz Eliksirów. Gryfon wzdrygnął się przestraszony. - Odejdź, Harry. Kiedy zrozumiesz, co się stało, będziesz przerażony i wściekły. Idź, Diwis na ciebie czeka - powiedział, po czym puścił chłopaka i odwrócił się do okna. Potter poczuł, jakby ktoś wbił mu pręt w serce. W końcówkach oczu zakuły go łzy. Zaznał raju, a teraz brutalnie zostanie stracony w czeluście piekieł.
- Severusie... - poprosił zduszonym, zbolałym głosem.
- Odejdź, Harry - powiedział ostrzejszym tonem, by po chwili dodać łagodniej. - Jutro porozmawiamy. - Młodzieniec chciał się zbuntować, chciał go szarpnąć i znów pocałować, zmusić by na niego spojrzał, ale wiedział, że w ten sposób może więcej stracić niż zyskać.
- Przyjdę jutro - wyszeptał w końcu i wybiegł z pokoju, czując jak jego nieposłuszne serce pęka.

OpiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz