74

1.5K 150 41
                                    

Czas rozwiać wątpliwości. Obawiam się, że cześć z Was będzie nieco zawiedziona ale cóż... Mam dziś paskudny dzień (a dopiero 12) i mam ochotę kogoś zabić. Arancia85  Jak zawsze dziękuje za poprawki (może tego nie piszę przy każdym rozdziale ale jestem Ci wdzięczna) i zmotywowanie mnie do głębszego opisu pewnej sceny...

Severus cicho wszedł do lekko zardzewiałego dostawczego kontenera. Krew zamarzła w jego żyłach, gdy usłyszał, co mówi jego kochanek. Nie widział dokładnie Diwisa ani tego, co robi Harry, ale same słowa i pulsująca dziko magia Pottera dały mu znać, że jest źle.
- Harry... - jego głos wydawał mu się dziwnie obcy, gdy wymawiał to jakże ukochane przez niego imię - Nie rób tego - dodał już nieco pewniej, ale nadal cicho. Jego oddech zamarł w piersi, a serce zdawało się rozpaść na miliony kawałków, gdy Gryfon odwrócił się w jego stronę z pustym wzrokiem. Nie było żadnej prawdziwej emocji, w tych pięknych zielonych oczach.
- Severus... - odparł niemal bezbarwnym tonem, jakby mówił do zjawy. Coś dziwnego chwyciło Mistrza Eliksirów za gardło. Jakby lodowata dłoń śmierci zaciskała się na nim, próbując odebrać mu resztki życia i nadziei.
- Tak kochany, to ja – dodał, ciężko przełykając. Czuł, jak jego dłonie zaczynają drzeć ze zdenerwowania, jakby miał do czynienia z niesamowicie dzikim i niebezpiecznym szaleńcem, a nie mężczyzną, którego kochał - Proszę, nie rób tego...
- On Cię skrzywdził - powiedział oskarżycielsko młodzieniec. Harry wciąż był odwrócony do Severusa, a na twarzy nie było nic, żadnej emocji. To ciepłe zazwyczaj oblicze stanowiło idealną maskę, której nie powstydziłby się sam Mistrz Eliksirów. Lach zasyczał, gdy Potter docisnął strzykawkę, wbijając igłę głębiej w jego ciało.
- Tak, ale nic mi nie jest – dodał łagodnie, zbliżając się do kochanka bardzo powolnymi krokami - Widzisz? - postarał się nawet o niewyraźny uśmiech, ale jak przypuszczał, wyszedł mu jedynie brzydki grymas - Jestem nawet lepszy...
- Cierpiałeś... - znów ten dziwny ton głosu, jakby to nie był jego Harry, tylko jakaś zimna inna osoba.
- Jeśli Ciebie zabraknie w moim życiu, będę cierpiał bardziej - przyznał cicho, stojąc już przy Gryfonie i delikatnie wyciągając dłoń po strzykawkę - Kocham cię... - powiedział nabrzmiałym emocjami, łamiącym się głosem. Nie pamiętał już, kiedy tak bardzo się bał. Strach o Harry'ego, o jego duszę był tak ogromny, że niemal go przytłaczał. Czuł, jak go paraliżuje od czubków palców u stóp, aż po koniuszki włosów. Zimna ręka przerażenia pajęczym ruchem pięła się w górę jego kręgosłupa, wywołując ciarki na skórze - Bez ciebie nie poradzę sobie, proszę... - wyszeptał błagalnie. Po raz pierwszy odkąd się pojawił, coś błysnęło w oczach młodzieńca. Emocja, którą tak dobrze znał, która sprawiała, że jego życie stawało się pełniejszym, a serce lżejszym. Wiedział, że teraz ma szanse, aby jego Harry wrócił z odmętów czarnej otchłani pani zemsty, musiał działać, musiał mówić - Pamiętasz? Obiecałem Ci Florencję wiosną, lody w ogrodzie różanym... - ciepłe światło pojawiło się w zielonych oczach. Lodowata dłoń z pleców Severusa zaczęła się powolutku, nieśmiało cofać - Proszę, nie odbieraj nam tego... Kocham Cię i wiem, że nie jesteś taki. Jesteś dobry, ciepły, miły i szlachetny. Może czasem dzieciny i narwany, ale kocham to w Tobie. Kocham Twoją zdolność do przebaczania, ogromne serce i ducha, którego nie można złamać. Nie zostawiaj mnie... - dodał cicho, wciąż patrząc na tą ukochaną twarz. Fala emocji przetoczyła się przez bladą twarz Pottera, nadając jej normalny koloryt, jakby zasłona w końcu opadała całkowicie.
- Nigdy - powiedział Harry, w końcu wyciągając igłę z ciała Czecha i odwrócił się do Severusa, którego ramiona otwarły się, aby chłopak mógł go objąć - Kocham Cię - powiedział w szyję kochanka, a z ramion Snape'a spadł ogromny ciężar. Niczym struga deszczu, spłynął po nim strach i przerażenie, pozostawiając jednię cichą nadzieje, że udało mu się zapobiec tragedii. Młodzieniec lekko zadrżał, gdy Ślizgon otoczył go ramionami, próbując przywrócić go do normalności.
- Jak to jest możliwe?! - niemal wrzasnął Dimitrij zwany Diwisem. Jakby nagle odzyskał głos i odwagę, gdy Potter zabrał z jego ciała igłę. Severus spojrzał na niego niepewnie ponad głową Harry'ego. Coś drgnęło w Snape'ie, poczuł strach, który sekundę później przerodził się we wściekłość i pogardę. Nabrał głęboko powietrza, musiał się opanować, musiał przede wszystkim myśleć o Harry'm. Jeśli młodzieniec odczyta jego emocje i złość może zrobić coś głupiego. Prędzej, czy później ten parszywy drań otrzyma z ręki Aurorów to, na co zasłużył. Zemsta najlepiej smakuje na zimno i Severus Snape wiedział o tym najlepiej. To on w końcu wiele lat czekał, by odpłacić Voldemortowi za śmierć przyjaciółki.
- Magia panie... - uśmiechnął się wrednie - Właśnie, jak to jest być... nikim? Nic nie znaczyć i nikogo nie obchodzić?
- Może i jesteś młodszy, ale równie paskudny! - szarpnął się blondyn, chcąc dosięgnąć dwójki mężczyzn. Snape prychnął z pogardą, dając znać, że ma w głębokim poszanowaniu to, co uważa o nim ten dupek.
- Ale jaki utalentowany... - mruknął Severus. Harry obrócił się w jego ramionach, by spojrzeć na uwięzionego mężczyznę.
- I żywy - powiedział twardo Potter.
- Ciekawe jak długo - prychnął blondyn - zapewniam Cię, że póki żyję, nie zaznacie spokoju. Będę Cię ścigał, prześladował i zniszczę Twoje życie - mówił lodowatym, wyważonym głosem. Snape zobaczył wściekłość i obłęd w niebieskich oczach. Nienawiść wyzierała z całej postawy Czecha pomimo tego, że był skrępowany. Czuł, jak mięśnie Harry'ego napinają się, a jego oddech przyspiesza - Dopadnę Cię Snape, będziesz błagał o litość... A może podobał ci się nasz ostry numerek? Lubisz takie zabawy co zwyrodnialcu? - Potter szarpnął się i próbował wyrwać z ramion Severusa, ale ten tylko wzmocnił uścisk.
- Zabije Cię, jeśli go tkniesz! - krzyknął Gryfon, a jego ciało zdawało się naprężone niczym cięciwa łuku.
- No dawaj Potter! Dawaj ty cioto albo zabiję tego śmiecia szybciej, niż zdążysz mrugnąć! - wrzasnął z obłędem w oczach Diwis. Harry znów się szarpnął, ale Snape był na to przygotowany i utrzymał kochanka, przyciągając go jeszcze bliżej. Jego ręce zacisnęły się na piersiPottera. Czuł jak mocno wali mu serce i jak szybko oddycha. Czuł gorąco bijące od tego ciała i moc tak ogromną, że niemal rozsadzała kontener. Pochylił się, a jego włosy otarły się o ucho młodzieńca, gdy łagodnie powiedział:
- Nie daj się sprowokować. On nic nie może nam zrobić. Nie ma magii - Harry wstrzymał oddech - A nas chroni Twoja.
- Ale.... - zaczął Gryfon.
- Znajdę sposób, aby cię dopaść – prychnął - Znajdę choć sekundę, gdy będziesz sam. Moment nieuwagi, na który będę czekał, choćby wieczność.
- Prędzej Ty zginiesz!
- Proszę Harry... - łagodny, ciepły głos sączył się do ucha chłopaka, pomimo tego, że przerażenie paraliżowało Mistrza Eliksirów. Miał świadomość, że jeśli jego partner zdecyduje się w końcu użyć magii, to nie będzie w stanie go powstrzymać przed zabiciem tego głupka.
Harry zapewne nie zdecydował się na to, by nie pozostawiać śladów, ale nie miał pojęcia, że jego magia była odczuwalna z wielu kilometrów, Diwis niemal nią przesiąknął, znacząc go jako jednoznacznego winnego.
- Nie masz odwagi ty Tchórzu! - zaśmiał się były Śmierciożerca, prowokując młodzieńca, który niemal natychmiast zareagował. Zawył wściekły, a Snape niemal go puścił, gdy magia szczypała go po ramionach, boleśnie domagając się zwolnienia uścisku.
- Zaraz się przekonasz! - krzyknął Potter, a Severus zagryzł wargę, czując coraz silniejsze oddziaływanie magii. Kręciło mu się w głowie, a łzy zapiekły go pod powiekami. Niemal przegryzł sobie wargę od bólu spowodowanego, wciąż atakująca go magią kochanka, który wciąż próbował się uwolnić. Snape wiedział, że nie może go puścić. Walczył, ile miał sił w swoim ciele, aby utrzymać Harry'ego.
- Proszę mój kochany... - powiedział z ogromnym trudem, niemal jęcząc - Odpuść proszę, nie niszcz tego, co mamy...
- No dalej! – krzyknął, opluwając się blondyn. Severus czuł, że Gryfon się waha, nie jest już tak napięty, jakby jego słowa przebiły się przez prowokacje Śmierciożercy.
- Zrobię, co zechcesz... - wypuścił drżący oddech. Czuł, jak jego ramiona zaczynają boleć od przytrzymywania szarpiącego się kochanka - Będę sprzątał, prał, gotował. Zaśpiewam nawet na naszym pierwszym domowym przyjęciu, tylko proszę, zostaw to... On nie jest tego wart - łzy pociekły po jego bladym policzku, mocząc ucho Pottera. Nagle, jakby magia w powietrzu zelżała, jej stężenie delikatnie się zmieniło, a Harry przestał, aż tak bardzo walczyć. Snape postanowił wykorzystać tę chwilę i wyciągnął ostatni argument, tak czułym i zrozpaczonym głosem, że Potter zadrżał - Pójdę do psychologa... Rozpocznę terapię, będę się leczył... Zrobię, co zechcesz... - jego kochanek odwrócił głowę tak, że niemal widział szok w zielonych oczach, a młode ciało w jego objęciach zaprzestało walki. Ręce Pottera opadły - Proszę... Nie jest tego wart...
- Masz rację... - Gryfon powiedział łamiącym się głosem. Uniósł rękę i zacisnął dłoń na strzykawce, która stopiła się natychmiast, a ciecz umknęła z niej, w postaci pary - Nie jest tego wart - Severus ostrożnie rozluźnił uścisk, a wtedy Harry obrócił się w jego stronę.
Dimitrij zaczął coś krzyczeć, szarpać się i wściekać, że nie udało mu się wciągnąć Pottera w swoją zemstę, ale Severus nie słyszał, co mężczyzna mówi. Widział tylko zielone oczy Harry'ego, znów żywe i pełne emocji, a w uszach słyszał jedynie szum swojej krwi. To był jego Harry, znów ten chłopak, który parę miesięcy temu szturmem wziął we władanie jego serce i umysł, dając mu wolność i wybór.
- Możemy wracać do domu? - zapytał cicho z nadzieją.
- Wracajmy - powiedział Potter ze smutnym uśmiechem.
- Ronald! - krzyknął Snape, odwracając głowę na bok. Po chwili usłyszeli kroki rudzielca i dopiero wtedy dotarło do Ślizgona, że jego partner nałożył na Śmierciożercę zaklęcie wyciszające.
- Stary! - niemal krzyknął Auror, widząc przyjaciela i mężczyznę, wciąż unieruchomionego. Pobitego, ale żywego. Odetchnął z ulgą i położył rękę na ramieniu Harry'ego i popatrzył oskarżycielsko - Ale nas nastraszyłeś...
- Przepraszam...
- Masz szlaban - powiedział poważnie Ron - Ze Snape'm - dodał z lekkim uśmiechem.
- Zrobię z nim porządek - powiedział poważnie Severus. Harry zdjął zaklęcie z mężczyzny, a Weasley założył swoje.
- Co teraz będzie? - Zapytał przestraszony Gryfon, uświadamiając sobie, co właśnie chciał zrobić.
- Nic - Ron wzruszył ramionami i wskazał im drogę do wyjścia - Ten dupek jest cały. Nie użyłeś żadnego zaklęcia torturującego, a wszelkie urazy wyleczyłeś - powiedział spokojnie, prowadząc ich wzdłuż rzędów kontenerów.
- Ale zrobiłem mu krzywdę... - powiedział załamany chłopak.
- Powiedzmy, że nie byłeś w pełni władz umysłowych - powiedział łagodnie Severus - Myśle, że powinieneś złożyć zeznania, a odpowiednie władze podejmą decyzje, co z Tobą zrobić - westchnął Snape.
- Dostaniesz szlaban - powiedział Ron, drapiąc się po głowie - Na bank. Hermiona zrobi z ciebie nianię.
- Nie chcę, abyście mnie chronili - powiedział twardo Gryfon - Muszę odpowiedzieć za to, co zrobiłem.
- A co zrobiłeś? - dopytał rudzielec, stając nad wodą. Chwycił za ramiona przyjaciela i lekko nim potrząsnął - Skopałeś dupę mężczyźnie, który skrzywdził twojego faceta. Myślisz, że ktokolwiek zrobiłby coś innego? Ja bym skurwiela zabił, gdyby tknął Herm - powiedział twardo, patrząc w oczy przyjacielowi.
- Gdyby nie Severus zabiłbym go...
- Ale tego nie zrobiłeś - powiedział Severus, biorąc go za rękę, aby dodać mu otuchy.
- To mugol! - krzyknął Harry.
- Srugol! - prychnął Ron - Facet był poszukiwany listem gończym na całym świecie, nim odebrano mu magię. Nie wiem, czemu go puścili. Akta są utajnione, ale na bank nie jest aniołkiem.
- Ale...
- Może za zabicie Voldemorta, też będziesz przepraszał? - zapytał zirytowany Severus - To taki sam potwór i nikt nie będzie płakał z powodu paru siniaków na jego wrednej gębie.
- Co z nim będzie? - zapytał z westchnienie Potter.
- Przesłuchanie u nas, następnie deportacja, a potem nie chcę nawet pomyśleć, co zrobią z nim Rosjanie - Weasley odpowiedział, ale nawet nie krył swojej satysfakcji - Harry jeśli nie chcesz dziś składać wyjaśnień, radzę ci, abyście z Severusem wrócili do domu - powiedział z westchnieniem.
- To był długi wieczór, poza tym w naszym domu czeka pewna wila, która napewno wyjadła pod wpływem stresu całą czekoladę, która jest w domu - odparł Snape, unosząc leciutko kąciki ust.
- Muszę wezwać patrol - mruknął i przeciągnął się z cichym pyknięciem - Czeka mnie długa noc...
- Przepraszam przyjacielu - wyszeptał Potter.
- W polu odrobisz, chcemy iść z Hermioną na bal w ministerstwie. Rodzice idą z nami, a teściowie są na wakacjach - Snape uniósł brew, słysząc propozycje rudzielca. Z drugiej jednak strony opieka nad dwójką dzieci zdecydowanie pomoże Gryfonowi uporać się z poczuciem winy, które teraz na pewno oplata go swoimi mackami.
- Kiedy ten bal? - zapytał aksamitnym głosem.
- Za dwa tygodnie.
- Zatem załatwione. A teraz czyń swoją powinność - Ron wyczuł lekką kpinę w głosie Mistrza Eliksirów, ale nie podjął zaczepki. Musiał wrócić na miejsce, ukryć tyle ile się da i wezwać ekipę. Najgorszy problem stanowił sam więzień. Miał nadzieje, że Harry jedynie wdał się z nim w nieprzyjemną bójkę. Koniecznie musiał przejrzeć wspomnienia Śmierciożercy z tego wydarzenia, nie chciał jednak ingerować w myśli mężczyzny. Potter, by mu tego nie wybaczył. Martwił się o przyjaciela, bo ten od czasu pokonania Voldemorta nie przejawiał w ogóle tendencji do agresji, ale z drugiej strony... Sam miał ochotę pobić tego gagatka. Pożegnał się wiec i odszedł, aby załatwić konieczne sprawy.
***
Diwis był wściekły, stracił wszystko. Jego zemsta dokonała się jedynie w niewielkim stopniu. Gdyby nie fakt, że ten rudzielec unieruchomił go zaklęciem, uderzyłaby pięściami w kontener. Niczym małe dziecko wpadające w histerię, kiedy rodzic zabierze mu telefon, którego nie powinien nawet dotykać. Snape miał nie żyć, a Potter miał po nim rozpaczać, a tymczasem ten zdrajca miał się świetnie i był szczęśliwy z tym małym mordercą. Zagryzł wargi niemal do krwi, gdy usłyszał ciche, lekkie kroki. Uniósł głowę i uśmiechnął się lekko.
- Pani... - jęknął z ulgą.
- Witaj Diwis - powiedziała spokojnie, zatrzymując się przed rozpiętą na ścianach postacią.
- Wiedziałem, że przybędziesz mnie uratować - kobieta prychnęła lekko. W nozdrza chłopaka uderzył słodki zapach i poczuł błogość. Magia Pottera bolała, ale jego Pani tu była i uratuje go.
- Uratować? – zapytała, przekrzywiają głowę, a jej piękne loki spłynęły po czarnym płaszczu. Zaczęła powoli odpinać guziki, ukazując pod spodem nienaganne, odziane w czerń ciało.
- Tak, zrobiłem, co chciałaś! Uwiodłam Pottera, niszczyliśmy Snape'a...
- Gdzie jest Hogwart? - zapytała powoli, całkowicie lekceważąc wypowiadane słowa.
- Ja... - zaczął powoli, po czym jego wyraz twarzy się zmienił na zadowolony z siebie - mapa jest w moim barze. Potter dostał ją od tej kobiety, tej Mac coś tam.
- MacGonnagall - poprawiła go, od niechcenia podchodząc bliżej. Stała z nim twarzą w twarz. Czuła jego śmierdzący oddech, jego ciało cuchnące potem i strachem. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca, po czym podniosła jeden palec, ukazujący ogromny szpon.
- Pani...? - zapytał przerażony.
- Nie pozwoliłam Ci zdradzać Harry'ego... – zamruczała, gdy jej palec rozcinał powoli materiał ubrania.
- Pani... - jęknął cicho.
- Nie pozwoliłam zabijać Severusa... –dodała, odsłaniając jego klatkę piersiową. Przejechała po niej pazurem, poczym figlarnie przekręciła głowę. Jej niebieskie oczy patrzyły na niego ciekawie, ale jednocześnie ze złością. Odnalazła ślad po strzykawce Pottera i dotknęła go czubkiem szpona - Dlaczego wiec to zrobiłeś? – nacisnęła, obnażając zęby w zaciekłości. Czech syknął z bólu, próbował uciec przed tym dotykiem, ale paznokieć zagłębił się jedynie bardziej w ciało.
- Dałaś mi swoją krew, wiec myślałem... – zaczął, ale kobieta znów wbiła szpon nieco głębiej.
- Nikt nie kazał Ci myśleć – warknęła, a w jej oczach pojawił się mrok - Syn Michała zginie z mojej ręki głupcze. Krew miała być Twoim zabezpieczeniem, na wypadek zdemaskowania. Była po to, byś mnie wezwał - druga dłoń dotknęła jego twarzy, a on aż się wzdrygnął, gdy poczuł, jak długie są pazury, dotykające jego ciała.
- Co chcesz ze mną zrobić? – zapytał, przełykając ciężko.
- Zabić... ukarać za nieposłuszeństwo - uśmiechnęła się paskudnie.
- Ale... - szarpnął się mężczyzna, czując panikę napływającą do jego umysłu. Po chwili na jego twarzy rozciągnął się uśmiech - Tak... Zajmę zaszczytne miejsce w kręgu piekielnym. W nagrodę za zasługi... - dodał zadowolony.
- Zawiodłeś mnie Dimitrij... – mruknęła, patrząc na niego, a jej oczy zaszły czarną mgłą - Wejdziesz do królestwa mego ojca, o ile... – przerwała, patrząc na niego tymi czarnymi oczyma - Nie wydasz choćby dźwięku...
- Ale pani... - szarpnął się przerażony.
- Zapewniam cię, że ci, co mnie rozczarują, giną w męczarniach. Jeśli od tej pory, choć piśniesz, Twoja dusza po wszeczasy będzie się błąkać między światami. Będziesz ni żyw, ni martwy, bramy zaświatów zostaną zamknięte, a ty utkniesz w nicości - sadystyczny uśmiech pojawił się na jej ustach. Oczy Diwisa rozszerzyły się przerażone, a ona pociągnęła paznokieć w dół, rozcinając skórę i mięśnie, jednocześnie ukazując kości. Dimitrj zagryzł wargi, ale nie wydał dźwięku. Kobieta machnęła ręką, opryskując ściany jego krwią. Wyciągnęła zakrwawioną dłoń przed siebie i pokazała mu, śmiejąc się cicho i złowieszczo. Cała ręka zamieniła się w szponiastą kończynę, z długimi pazurami - Dlaczego zdradziłeś Pottera? – zapytała, a z jej ust wysunął się długi język, który popieścił ranę na piersi.
- Zakochałem się... – wysapał, wciąż zaciskając zęby. Szorstki język zagłębiał się w rozcięciu, przesuwał po kości, w nieznośnej torturze. Cofnęła go z głośnym mlaśnięciem, po czym zamruczała z aprobatą, smakując ciecz.
- Tacy jak my nie mają serca... - prychnęła z pogardą - My czujemy tylko żądzę, prawda? - uniosła elegancką brew.
- Tak, pani...- dodał, a krew popłynęła z przeciętej zębami wargi.
- A może się mylę? - przekrzywiło głowę z małym uśmieszkiem. Czarne oczy świdrowały mężczyznę, niemal wwiercając się w jego umysł - Zaraz się przekonamy, czy je masz - powiedziawszy to, wbiła szpony w otwartą klatkę, a Diwis zawył rozpaczliwie z bólu.

Severus i Harry stali w miejscu, w którym zostawił ich Ron, patrząc na spokojną wodę kołyszącą statkami.
- Myślisz, że kiedyś sobie to wybaczę? - zapytał cicho Potter - Czy poradzę sobie z poczuciem winy?
- Na pewno. Jestem przy tobie i pomogę ci - powiedział spokojnie mężczyzna i zagarnął chłopaka w swoje objęcia. Zmęczenie dało już o sobie znać, jego mięśnie paliły żywym ogniem, pomimo ćwiczeń i eliksirów nie miał szans w starciu z magią.- Zabierz nas do domu – powiedział, nachylając się nad chłopakiem i opierając swoją brodę o jego głowę.
***
Ron wziął głęboki oddech, musiał wrócić i zająć się tym parszywym dupkiem. Coś jednak go zaniepokoiło, coś było nie tak. Nie wyczuł magii Harry'ego w pobliżu miejsca, gdzie zostawił Diwisa. Nie było czuć żadnej magii, lecz coś innego, dziwny słodkawy zapach przyprawiający o mdłości. Zaniepokojony wyjął różdżkę i wszedł do wnętrza. Jego serce zamarło w jednej chwili. Na ścianie kontenera, rozpięty niczym motyl na szpilkach przytwierdzony jego zaklęciem, wisiał Dimitrij, aka Diwis. Jego ubranie było rozerwane na brzuchu i zwisało z niego niczym opadnięte skrzydła, trzymając się jedynie na rękawach. Głowa posępnie zwisała na klatce piersiowej, a spod niej kapała krew, wprost na brzuch i podłogę.
Na piersi widniała rana, ogromna, ziejąca pustką rana, w miejscu, gdzie niegdyś biło serce. W zasadzie krew była wszędzie, na podłodze, ścianach, a nawet suficie. Przerażony podszedł bliżej, ostrożnie oglądając zwłoki. Jako Auror nauczył się panować nad emocjami i nie dać zaślepić się panice, wiec postanowił zabezpieczyć miejsce zaklęciami alarmowymi, a potem przystąpić do oględzin. W końcu sprawca mógł być jeszcze w pobliżu i zaatakować też jego.
Za pomocą zaklęcia przebadał zwłoki, nie znalazł nic. Nawet najmniejszego śladu magii ani sprawcy, ani Pottera, przez co nieco odetchnął z ulgą. Harry był bezpieczny. Machnął różdżką, wysyłając swojego patronusa, z prośbą o wsparcie. Spojrzał po raz ostatni na mężczyznę, z rozszarpanym gardłem i musiał przyznać, że nie poczuł nic, poza satysfakcją, że tego gnojka spotkała odpowiednia kara. Nie obchodziło go z czyjej ręki.

OpiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz