Rozdział XXIII

234 37 7
                                    

Rozdział XXIII

Tajemnica dwóch braci

Jako dzieci myślimy, że jesteśmy nieśmiertelni. W wieku pięciu lat może cieszył cię własny pokój, ulubione zabawki w białym, wiklinowym koszu i pierwsze płatki śniegu prosto z baśni Andersena. Czy oglądałeś godzinami kreskówki, które tato przegrywał ci na kasety VHS? A może spędzałeś wakacyjne popołudnia grając w piłkę nożną z kolegami na starym, zaniedbanym boisku obok szkoły? Kiedy dorastamy świat coraz mniej wydaję się bezpieczny. Słyszysz o dzieciach, które nie mają co jeść w Afryce, na Dalekim Wschodzi toczy się wojna i poznajesz słowa: nowotwór, autyzm, zespół Downa, alkoholik, gwałt. Bezpieczny klosz pęka na miliony kawałków, pozostaje poczucie rozczarowania i niepewności. Nagle uświadamiasz sobie, że ktoś obok nie ma rodziców, swojego pokoju... Ktoś obok stracił bliskich, ma krewnych w szpitalu, musi zająć się sprawami, które do tej pory przypisywałeś do świata dorosłych. Idziesz dalej przez życie, z pasjami, marzeniami, z buntem i negacją ideologii, dostrzegasz niesprawiedliwość i szukasz sposobów, aby ktoś usłyszał twój niemy krzyk dezaprobaty. Inni chcą cię poskromić, ignorują lub śmieją się z tego, co chcesz im powiedzieć. A to co czujesz i myślisz przecież nie jest bez znaczenia, nosisz nadal pragnienie bycia zrozumianym i zaakceptowanym. Może już ktoś to kiedyś napisał, może to tak naprawdę nic nowego, już Mickiewicz stworzył „ Odę do Młodości", a „ Nad Niemnem" Orzeszkowej (czy jak jej tam?) był motyw powracającej fali... ale mimo to nikt nie może zakwestionować tego, jak trudna była dla ciebie ta droga, droga twojego dojrzewania.

~ czerwiec 2012~

Lilianna Kwiecińska nie miała pojęcia, dlaczego matka zabroniła jej się spotykać z Wiktorem. Nikt nie mógł mu nic zarzucić; mądry chłopak, bardzo dobry uczeń, z rozważnym podejściem do życia, rodzice też w porządku... no może tylko biologiczny ojciec pijak... ale po za tym Lilka nie znajdywała innych wad. W marcu i kwietniu próbowała jeszcze przekonywać mamę – chwaliła się piątkami z różnych przedmiotów, mówiła o planach na przyszłość i nawet pani Kwiecińska słuchała o tym z pewną aprobatą, lecz na dźwięk imienia Wiktora rozmowa była natychmiast przerywana. Matka może nie wpadała w szał, ale wyrażała swój stanowczy sprzeciw i zabraniała mówić cokolwiek na temat jego osoby. Była wtedy zawsze poruszona, nerwowa, a po wyrażeniu swojego stanowiska w tej sprawie udawała się do swojego pokoju i nie wychodziła z niego do momentu, aż Lilka zaczynała przepraszać i łagodzić sytuację zmieniając wątek na sprawy szkolne.

Za każdym razem, gdy znów dochodziło do kłótni pomiędzy nią a matką, Liliannie stawały przed oczami wydarzenia z przeszłości. Oto przecież, gdy miała siedem lat, jej rodzicielka w bardzo posobny sposób reagowała na wspomnienie przez Olinkę postaci jakiegoś Wiktosia. Podobno był przyjacielem z dzieciństwa, mieszkał w sąsiedniej klatce i obiecał, że ją znajdzie. Lilka jako najmłodsza siostra, siedmioletnia i najbardziej rozpieszczona przez matkę, poczuła się zagrożona przybyciem rówieśniczki. Szukając okazji, jak tu pozbyć się tej małej płaczki, donosiła z szelmowskim uśmiechem o tym Wiktosiu, którego imię było zabronione w domu. Podsłuchiwała w nocy jak Olinka opowiadała o wspólnych zabawach ze swoim przyjacielem – wyścigach na hulajnogach, grze „ ale-ali" i chodzeniu po drzewach w towarzystwie jeszcze jednego chłopca, którego imię już wyleciało Lilce z głowy. Pamiętała tylko Wiktosia, bo to najskuteczniej działało na matkę; wpadała w złość, prawiła kazania Olince, czasem dawała klapsy, zabraniała słodyczy i nazywała ją „kłamczuchą". Pannie Kwiecińskiej najbardziej zapadła w pamięci sytuacja, gdy postanowiła uprzejmie szepnąć matce o tym, że Olinka mówi cały czas o tym, że Wiktoś na pewno ją odnajdzie, bo jest bystry i zawsze chciał być detektywem. Lilka podkoloryzowała to, dodając, że ten mały chłopiec na pewno rozpozna Olinkę po wyglądzie i imieniu, bo żadna inna dziewczynka nie nazywa siebie Olinką ani Olimpią. Wtedy to Hortensja postanowiła surowo ukarać małą Olinkę, aby raz na zawsze przestała mówić o swoim przyjacielu z dzieciństwa. Zakupiła farbę do włosów i od tej pory Olinka miała już na zawsze pozostać blondynką – by nie różnić się od jej córek. Pozostała jeszcze kwestia imienia, jako pracownica urzędu cywilnego była obeznana z procedurami. Napisała więc o krzywdzącym imieniu dziecka, jak bardzo jej to imię przeszkadza, ile wycierpiała od dzieci, które się z niej naśmiewają i wyraziła chęć, aby od tej pory widniała wszędzie jako Oliwia. To miała być kara za to, że ilekroć nazywała Oilnkę „kłamczuchą" ta rezolutnie ripostowała jej powiedzeniem, że: „ oliwa sprawiedliwa i na wierzch wypływa". A zatem chciała pokazać  tą sprawiedliwość małej, rozwydrzonej siedmiolatce i od tej pory zwracała się do niej: „Oliwka".

Przypadek panny πOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz