To my

19 2 12
                                    

Otworzyłem oczy. Leżałem na trawie. Znowu. Spojrzałem w zawsze niebieskie niebo. Nie było już takie piękne. Stało się bardziej granatowe. Nie wiem ile razy wchodziłem do tego lasu. Zawsze cofa mnie dokładnie w to samo miejsce. Dokładnie w ten sam sposób. Od jakiegoś czasu nie widuję też tej białej postaci. Na polance zrobiło się tak cicho jak w całym tym lesie. Polanka coraz bardziej przypominała las. Wstałem i się rozejrzałem. Pojawiły się na niej młode drzewka, a trupy zwierząt i owadów leżały wszędzie.

- Co tu się dzieje? - Szepnąłem i podszedłem do jednego ze zwierząt. Małego słodkiego króliczka. Poglaskałem lekko jego sztywne zimne ciało. Nie rozumiałem już nic. Dlaczego coraz mniej o sobie pamiętałem? Zacisnąłem mocno zęby i wstałem. Znowu udałem się w stronę lasu. Wkroczyłem między drzewa i szedłem cały czas przed siebie. Co jakiś czas rękoma łapiąc się drzew, żeby wiedzieć jak mniej więcej idę. Cisza w tym lesie wydawała się jeszcze bardziej złowroga niż kiedykolwiek. - Mm.. - Mruknąłem cicho. Z dnia na dzień wiedziałem i rozumiałem coraz mniej. To przerażało mnie jak cholera. Próbowałem sobie przypomnieć, próbowałem rozmyślać co się tu dzieje, ale nie byłem w stanie. Po jakimś czasie znowu poczułem mocny uścisk. Znowu mnie złapało. Próbowałem się wyszarpać. Na próżno. Znowu zrobiło mi się słabo. Upadłem na ziemię i zemdlałem.

* * *

Poirytowany otworzyłem oczy. Tliła się we mnie jeszcze ta ostatnia iskierka nadziei, że otworzę je już w innym miejscu.

- Uhhh! - Warknąłem. Złapałem się za głowę i spojrzałem w niebo. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Niebo przypominało, to które tak często widziałem w nocy, jednak brakowało gwiazd i księżyca. Było puste. Odetchnąłem głęboko i wstałem. - Głupi las. - Syknąłem. Coraz bardziej nienawidziłem tego miejsca. Warknąłem coś pod nosem i poszedłem w stronę lasu. Chodziłem od drzewa do drzewa. Bardzo pilnowałem się, żeby to coś znowu mnie nie dorwało. Poczułem lodowaty wiatr, który wdarł mi się pod koszulkę. Zadrżałem. - Uhh.. Zimno.. - Szepnąłem z lekko chrypką. Potarłem dłońmi ramiona starając się ogrzać. - Cholerny las. - Szedłem dalej przed siebie. Nagle poczułem rękę zaciskającą się na mojej szyi. Spojrzałem w lodowate, puste i tak przerażające oczy tego co mnie trzymało. Czerwone ślepia patrzyły prosto w moje oczy. Próbowałem się uwolnić. Jednak Znowu zrobiło mi się słabo. Zamknąłem oczy i zawisłem na jego dłoni. Zemdlałem.

* * *

Jeszcze nie otworzyłem oczu, jednak czułem jak się wybudzam. Było mi tak zimno. Nie mogłem za bardzo ruszać moimi skostniałymi rękoma, ani nogami. Zatelepało mną. Otworzyłem w końcu oczy. Podniosłem się do siadu i skuliłem. Starałem się ogrzać za wszelką cenę.

- Jasna cholera... - Wyszeptałem przez ściśnięte gardło. Cały się trzęsłem. Rozejrzałem się po okolicy. Drzewka znowu urosły. Mój wzrok jednak zatrzymał się na lesie. Coś mnie do niego ciągnęło. Jakby niesłyszalny dla nikogo głos, nawet dla mnie wołał mnie i kusił abym tam wszedł. Wstałem chwiejnie i ruszyłem w stronę lasu próbując rozchodzić nogi. Powoli szedłem w stronę lasu. Cisza była tak straszna, że mimowolnie bardziej się skuliłem. - Halo? - Powiedziałem, tym razem trochę głośniej. - Jest tu ktoś? - Zawolałem z nadzieją że ktoś usłyszy. Jednak usłyszałem tylko ciszę. - Proszę..? - Pisnąłem wręcz jednak znowu nic nie usłyszałem. Westchnąłem i szedłem dalej pocierając kostki. Nie wiem czy bardziej ze stresu, czy z zimna. Szedłem dalej przed siebie. Znowu poczułem zimną dłoń, która chwyta mnie za gardło i lekko ściska. Podskoczyłem, złapałem rękę i zacząłem się szarpać jak tylko mogłem. Jednak jedynym efektem było nasilenie uścisku. Trudno było mi złapać oddech. Kaszlnąłem szarpniac się w panice jak ryba wyjęta z wody. Powoli spojrzałem na to co stało przede mną. Jego oczy nadal były przerażająco chłodne, jednak teraz przepełniał je również przerażający głód. Nie chciałem wiedzieć na co były głodne. Bałem się jak jeszcze nigdy. Nadal nie mogłem oddychać. Patrzyłem na to coś. Miało szarą popielatą skórę, była stara i naciągnięte na kości. Stworzenie było przeraźliwie chude jakby wygłodzone. Jego ostre kły i szpony mogłyby bez problemu zagłębiać się w ludzką skórę niczym skalpel i rozrywać ciała na strzępy. Jednak pomimo wszystkiego co zobaczyłem nadal najbardziej przerażające były jego lodowate, wygłodniałe ślepia. Zacząłem się dusić desperacko próbując nabrać powietrza. Nie mogłem oddychać kasłałem i wiłem mu się w rękach. Próbowałem się odsunąć. Położył mi swoją ogromną rękę na twarzy. Pachniała gnijącym mięsem. Zrobiło mi się trochę niedobrze i bardzo słabo. Zamknąłem powieki i poczułem jak kolana się pode mną uginają.

* * *

Powoli otworzyłem oczy. Było zimno, jednak ja tego nie odczuwałem. Drzewa znowu podrosły i tu również prawie przykryły niebo. Ruszyłem powoli lekko zziębniętymi rękoma. Podniosłem się do siadu i lekko dłońmi sprawdziłem sobie szyję. Rozejrzałem się. Na trawie nadal leżało pełno martwych zwierząt. Nie wiem czemu, ale stało mi się to takie obojętne. Nie miałem pojęcia kim jestem i po co tu jestem, wiedziałem jedno: musiałem iść w las. Ruszyłem spokojnym krokiem w stronę lasu. Nie spieszyło mi się. Panująca tu cisza przestała być dla mnie taka złowroga nie przerażała mnie tak jak na początku.

- Cicho.. - Mruknąłem sam do siebie. Nie myślałem już specjalnie o niczym. Szedłem w las. Jedyne myśl, która co jakiś czas przebiegała mi przez głowę to: Idź dalej. Idź dalej. W las. Echem kołatała mi się w uszach. Skoro tak mi się kołatała, to sam zacząłem ją powtarzać i tak szedłem przyspieszają jeszcze kroku. Moje oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności. Widziałem drzewa, a nawet patyki pod swoimi nogami. Spodobało mi się. Rozglądałem się dookoła. W końcu zobaczyłem to coś. Teraz kiedy już widziałem jak wygląda przypominało mi kształtem człowieka, którym przecież sam byłem. Nie przerażało mnie już ani trochę. Zacząłem powoli iść w jego stronę. Wyglądało jakby właśnie na mnie czekało. Stanąłem dopiero przed nim. - Hej.. - Powiedziałem nie wiedząc za bardzo co mam powiedzieć. Popatrzyło się na mnie.

- To my.. - Powiedział zachrypniętym chłodnym głosem jakby długo nie mówił.

- My..? - Powtórzyłem głucho wyciągając w jego stronę rękę. Nogi się pode mną ugieły i poleciałem na ziemię.

* * *

Otworzyłem obojętnie oczy. Byłem głodny. Dziwnie głodny. Rośliny już całkiem zarosły niebo. Przejechałem językiem po ostrych zębach, a palcami dotknąłem swoich długich jak brzytwa paznokci. Głodny. Moje czarne oczy widziały w ciemności lepiej niż w jakimkolwiek świetle. Głodny. Usiadłem. Czułem zapach rozkładających się ciał zwierząt. Głodny. Spojrzałem na nie. Nie to nie one mnie kusiły. Głodny. Wstałem i ruszyłem w las. Głodny. Zobaczyłem biegnącego chłopaka. Uśmiechnąłem się sam do siebie pokazując swoje białe zęby i skończyłem na niego. Głodny. Wbiłem kły w jego krtań i rozerwałem ją. Głodny. Zacząłem go zjadać. Czułem cudowny smak i zapach krwi. Już nie byłem taki głodny.

- To my.. Nie można nam wchodzić w biel.. To my.. - Powiedziałem lodowatym, ostrym głosem.

SenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz