Notka od Gociaka: Oto chrześcijańska wersja Harry'ego Pottera, o którą prosiło kilka osób. Obawiam się, że błędy gramatyczne, jak i interpunkcyjne, należą przede wszystkim do autorki. Bawcie się dobrze!
---* * *---
Notka od autorki: Witajcie, przyjaciele! Nazywam się Grace Ann. Dopiero zaczynam swoją przygodę z fanfikami; ostatnio jednak natrafiłam na problem, który tylko one chyba mogą rozwiązać. Moje maleństwa zostały poproszone o przeczytanie całej serii książek o Harrym Potterze; oczywiście cieszy mnie ich chęć do czytania; ale nie chcę, żeby wyrosły mi na czarownice! Dlatego też pomyślałam..... czemu nie wprowadzić kilka delikatnych zmian do tych książek, dzięki którym stałyby się bardziej przyjazne dla dzieci? A potem przyszło mi do głowy, czemu nie podzielić się rezultatem z innymi mamusiami, które pewnie też natrafiły na ten sam problem? Dlatego też... ta da! Jestem SZALENIE podekscytowana, że wreszcie mogę się tym z wami podzielić! Dlatego też, żeby już nie przedłużać...
Dawno, dawno temu pewien mały chłopczyk, który nazywał się Harry Potter, mieszkał pod schodami w domu na Privet Drive, wraz ze swoją ciotką i wujkiem. Był grzecznym, posłusznym chłopcem, który należycie wykonywał wszystkie swoje obowiązki domowe; czuł jednak, że czegoś brakuje w jego życiu. Czegoś wielkiego i specjalnego; nie był jednak w stanie określić do końca, czego. Każdej nocy leżał bezsennie w łóżku; i marzył o czymś specjalnym; ale pewnego dnia do drzwi rozległo się pukanie... i wszystko się zmieniło.
– Otwórz drzwi, Harry! – szczeknęła jego ciocia Petunia, karierowiczka, która siedziała w swoim fotelu z nogami opartymi na podnóżku. Miała krótkie, kręcone blond włosy i nigdy nie nakładała żadnego makijażu. Wujek Vernon kiwnął niepewnie głową z kuchni; i włożył do pieca formę z mokrą masą na ciasto czekoladowe.
A to nie powinno być twoje zadanie? pomyślał Harry; był jednak bardzo posłusznym chłopcem, dlatego też od razu poszedł otworzyć drzwi. Obrócił mosiężną, metalową klamkę; i otworzył na oścież ciężkie, drewniane drzwi.
Na ganku stał potężny, umięśniony mężczyzna, na którego twarzy znajdowała się potężna, męska broda; i był ubrany w kraciastą, czerwoną koszulę, niebieskie jeansy i solidne, skórzane buty. Jego pierś pokrywał gruby dywan niesfornych, brązowych włosów. Miał na sobie naszyjnik, który dla Harry'ego wyglądał jak małe T. Na sam jego widok Harry poczuł się szczęśliwy i jakiś spokojniejszy; ale nie wiedział, czemu!
– Dzień dobry, maluchu – powitał go uprzejmie mężczyzna; i uśmiechnął się do Harry'ego. Miał spokojną i przyjazną twarz takiego rodzaju, której po prostu można było zaufać. – Nazywam się Hagrid. Czy mógłbym porozmawiać z twoją mamą albo tatą?
– Ja nie mam mamy ani taty – odparł ze smutkiem Harry; i spojrzał na swoje poszarpane, stare buty, które były niebieskie. Przyszło mu do głowy, nie po raz pierwszy, że może właśnie dlatego czuł się taki samotny. Może tego właśnie mu brakowało – mamy i taty. Ale nie, to też mu tak do końca nie pasowało.
– Tak przykro mi to słyszeć! – wymamrotał Hagrid ze zrozumieniem.
– Może pan porozmawiać z moją ciocią i wujkiem – odpowiedział grzecznie Harry; i zamrugał swoimi wielkimi, niebieskimi, dziecięcymi oczami.
– Czego chcesz? – Ciocia Petunia wyjrzała przez drzwi swoimi przymrużonymi, podejrzliwymi oczami; i miała na sobie obszerne, nie pasujące na nią spodnium.
– Witam sąsiadkę! Zastanawiałem się, czy zostaliście już uratowani – zawołał wesoło Hagrid; i dotknął rąbka swojego słomkowego, kowbojskiego kapelusza.
Ciocia Petunia zaśmiała się ponuro; i pochyliła się do przodu w swoich surowych, praktycznych butach.
– Uratowani? Nie mów mi, że jesteś jednym z tych chrześcijan?
Harry nie wiedział, co znaczy to słowo; ale uśmiech Hagrida był najbardziej spokojnym uśmiechem, jaki w życiu widział. Harry'emu zrobiło się aż ciepło i przyjemnie w środku na widok promiennego uśmiechu, który znajdował się na twarzy tego obcego człowieka. Zastanawiał się, czemu ciocia Petunia i wuj Vernon nie uśmiechali się w ten sposób...
– Owszem, jestem – odpowiedział uprzejmie Hagrid. – A wy?
Ciocia Petunia znowu się zaśmiała; i zadarła wysoko swój szpiczasty nos.
– Jesteśmy na to za mądrzy! Czy ty nigdy nie słyszałeś o Dawkinsie? Bóg nie żyje! Dawkins tego dowiódł. Czy chcesz, żebyśmy opowiedzieli ci o Dawkinsie?
– Kim są chrześcijanie? – zagaił niewinnie Harry; i zaszurał butem o poszarzały, zszargany dywan w przedpokoju, którego już dawno nikt nie odkurzał.
– Chrześcijanie to ludzie, którzy chcą być dobrzy – wyjaśnił rozsądnie Hagrid; i przykucnął, żeby jego oczy znalazły się na tym samym poziomie, co oczy Harry'ego. – A po śmierci chcemy udać się do nieba. Czy wiesz, czym jest niebo, Harry?
Harry pokręcił głową; a jego wielkie oczy były szeroko otwarte z ciekawości.
– Niebo to wspaniałe miejsce, w którym możemy przebywać blisko Boga.
Ciocia Petunia przyłożyła mocno dłonie do młodych uszu Harry'ego; a kiedy się odezwała, jej głos był obrzydliwie słodki.
– Bardzo dziękujemy za troskę, ale on naprawdę nie potrzebuję waszej religii, bo ma już naukę, socjalizm i urodziny. Czy pan nigdy nie słyszał o ewolucji? Mam bardzo dobrą książkę na ten temat, mógłby pan się z niej wiele nauczyć.
Hagrid roześmiał się mądrze.
– Ewolucja to bajka. Chyba tak naprawdę w to nie wierzycie?
– Oczywiście, że wierzę! – zaskrzeczała ciocia Petunia.
– No to proszę ją udowodnić!
Ciocia Petunia mogła tylko się na niego gapić; jej wielkie usta były otwarte głupio. A wydawało jej się, że była taka mądra; i zawsze żądała, żeby chrześcijanie udowadniali to, w co wierzyli; a mimo to nie mogła udowodnić własnej religii. Właśnie wtedy Harry zrozumiał, kto tu był tak naprawdę mądry!
– Powiedz mi, jak dostać się do tego nieba! – krzyknął ze smutkiem Harry, klaszcząc w ręce. Czasami mądrość takich maluchów bywa naprawdę zaskakująca. Nam, dorosłym, wydaje się, że wiemy już wszystko; a wtedy Bóg przemawia ustami takich maluchów; i pokazuje nam, że wszystkim śmiertelnikom dane jest męczyć się ze ścieżką życia. Pokora.
– Trzeba cię po prostu uratować. Czy chcesz zostać uratowany?
– Chcę, chcę! – pisnął Harry, podskakując w miejscu.
– W takim razie wymów modlitwę grzesznika!
Ciocia Petunia starała się go powstrzymać; ale była bezsilna wobec czystej, niewinnej, świętej energii Harry'ego. Po chwili Harry zdołał dokończyć modlitwę. Hagrid uśmiechnął się szeroko.
– Od teraz jesteś chrześcijaninem, Harry! – krzyknął Hagrid z dumą.
Harry uśmiechnął się, ale musiał wiedzieć więcej.
– Ale jak być chrześcijaninem? Bo ja nie wiem jak!
Hagrid uśmiechnął się szeroko.
– Tego możesz nauczyć się tylko w jednym miejscu – Hogwarcie, Szkole Modlitw i Cudów!
Notka od autorki: No dobra, to jak wam się podoba? Może i nie jestem profesjonalną autorką, ale wydaje mi się, że mam dość talentu, żeby pociągnąć to do końca, zwłaszcza, że służy czemuś większemu ode mnie =)
Niech was Bóg błogosławi!
– Grace Ann
CZYTASZ
Hogwart, Szkoła Modlitw i Cudów
FanfictionChrześcijańska wersja Hogwartu i historii o Harrym Potterze jako takim. Czego chcieć więcej? Nie moje dzieło, ja tylko tłumaczę! Oryginał do znalezienia na https://www.fanfiction.net/s/10644439/9/Hogwarts-School-of-Prayer-and-Miracles