Notka od autorki: Witajcie, przyjaciele! Wybaczcie, że tak długo mnie nie było – jedno z moich maleństw zachorowało na zapalenie płuc, przez co, oczywiście, cały czas spędzałam na jeżdżeniu z nią po lekarzach i karmieniu rosołem – a to w dodatku pomimo wszystkich innych zadań, które zawsze spoczywają na głowie mamy! Niemal zapomniałam o tej niewielkiej historyjce, ale jak usiadłam, żeby sprawdzić maile, okazało się, że otrzymałam tuziny wiadomości z tej wspaniałej strony.
Oczywiście, niektóre z wiadomości były przepełnione nienawiścią, ale na każdą opinię ewolucjonisty z pszczołą w gaciach, pojawiały się trzy prywatne wiadomości od innych mamusiek, które dziękowały mi za ciężką pracę. Wow! Widzę, że Bóg stara się coś mi przekazać! Dlatego oto mam nowy rozdział dla wszystkich tych mamusiek, a niewierzący, siejący nienawiść... cóż, zobaczymy, czy nie nawrócę was przed ukończeniem tej powieści =)
Kiedy smakowity, syty obiad dobiegł końca, Harry otarł z ust ostatnie, pyszne okruchy ciastek. Był bardzo najedzony i bardzo zmęczony. Tego dnia odkrył Prawdę, został uratowany i przybył do Hogwartu – to było dość, by zmęczyć maluszka!
– Wyglądasz, jakbyś naprawdę potrzebował snu – skomentowała delikatnie żona wielebnego. – Czy chciałbyś znaleźć się w swoim dormitorium?
– Bardzo chętnie! – krzyknął radośnie Harry. Był strasznie podekscytowany, że będzie chodził do tej szkoły; i był bardzo wdzięczny za możliwości, jakie podarował mu Pan. Czasami ci, którzy musieli obchodzić się bez niczego, bywają najbardziej wdzięczni!
– Hermiono, czy mogłabyś zaprowadzić naszego najnowszego ucznia do dormitorium? – zasugerował mądrze Dumbledore.
– Z przyjemnością, tatusiu – odpowiedziała posłusznie Hermiona, uśmiechając się niewinnie i dziewczęco; po czym wstała od stołu; i wygładziła spódnicę swojej różowej sukni. – Czy mam najpierw posprzątać w kuchni?
– Sama się tym dzisiaj zajmę – odparła żona wielebnego pobłażliwie; i tak już zaczynała zbierać eleganckie, porcelanowe naczynia.
– Dziękuję, mamusiu! – wrzasnęła wdzięcznie Hermiona; po czym podeszła do Harry'ego. – Pozwolisz ze mną?
Harry zarumienił się nieśmiało; i wstał od stołu. Ciocia nigdy nie nauczyła go, jak powinien rozmawiać z dziewczynami. Zawsze mówiła, że śliczne dziewczyny były płytkie i niemądre, i że prawdziwym kobietom zależy przede wszystkim na karierze, a nie wyglądzie; ale wystarczyło tylko spojrzeć na tę boską dziewczynę, żeby zrozumieć, jak bardzo się myliła! Kobieta, która jest dumna ze swojego wyglądu, składa nim hołd swojemu Panu; w końcu to on podarował jej piękną twarz i gładkie włosy. Zajmowanie się nimi jest ważne! Harry miał wrażenie, że Hermiona była równie piękna od środka, co na zewnątrz.
Para maluchów wyszła z domu prosto w chłód nocy; i przez kilka minut szli w ciszy. Harry nie sądził, żeby ta słodka, skromna dziewczyna mogła być równie nieśmiała co on; ale sądząc po jej milczeniu, chyba nawet ona była nieco nerwowa!
Po kilku minutach, Hermiona powitała go nieśmiało:
– Witaj w Hogwarcie! To wspaniałe miejsce; naprawdę cieszymy się, że do nas dołączyłeś.
Twarz Harry'ego zalała się czerwienią, kiedy mijali rozległe, ukwiecone łąki. Zmierzali w kierunku gromady imponujących, kamiennych budynków.
– Dziękuję – wymamrotał szczęśliwie. – To miejsce jest naprawdę piękne; i daje wrażenie świętego.
– Bo jest – skomentowała Hermiona z entuzjazmem; a jej czekoladowe, ostrożnie pozwijane loki podskakiwały przy każdym kroku. – Mój ojciec jest świętym człowiekiem; szerzenie słowa naszego Pana to jego największe marzenie.
– Zaiste, jest to szlachetne marzenie – odpowiedział Harry z powagą i mądrością wykraczającą ponad jego wiek.
Kolejnych kilka minut minęło w ciszy. Wreszcie dotarli do końca tej wspaniałej, zielonej łąki.
– Dormitorium chłopców jest tam – wyłożyła z rozsądkiem Hermiona; po czym, z niewinnym i codziennym dla dzieci ciepłem, złapała Harry'ego za rękę i zaprowadziła go wokół gmachu szkoły.
Harry był strasznie podenerwowany; nie wiedział, co powiedzieć. Jego mózg szukał jakiejś idealnej, chrześcijańskiej frazy do powiedzenia; ale zanim zdołał wydusić z siebie choćby słowo, Hermiona zatrzymała się przed wysoką, kamienną wieżą.
– To jest dormitorium chłopców – wyjaśniła młoda dewotka; i wskazała na ciężkie, dębowe drzwi obok nich. – Oprowadziłabym cię po środku, ale nie chcę wywołać skandalu.
– Rozumiem – zadeklarował uprzejmie Harry. Zbyt wielu młodych ludzi stawia młode kobiety pod presją, nakazując im robienie czegoś, na co w ogóle nie mają ochoty, albo jest zakazane. Każdy prawdziwy gentleman starej daty rozumie, że każda młoda kobieta pewnego dnia stanie się żoną jakiegoś mężczyzny. A wszyscy wiemy, jak koszmarnym, przerażającym grzechem byłoby nakłonienie czyjejś żony do współżycia. Czemu współczesna kultura podchodzi do tego, jakby nie było w tym nic niewłaściwego tylko dlatego, że kobieta jeszcze go nie znalazła? Być może prawa ludzi na to pozwalają; ale prawa boskie nie są związane czasem.
Hermiona podeszła, żeby otworzyć imponujące, wielkie drzwi, ale miała problem nawet z klamką. To były naprawdę ciężkie drzwi! Ale Harry był teraz dobrym, oddanym chrześcijaninem! Nie mógł pozwolić, żeby ta młoda, święta dziewczyna mocowała się z drzwiami, które przecież sam mógł otworzyć!
Kierując się prostą wiarą, tak często widzianą u takich maluchów, Harry opadł na kolana; i podniósł wysoko ręce; po czym krzyknął swoją modlitwę:
– Boże drogi, otwórz te drzwi, proszę; i pozwól mi wejść do mojego nowego domu!
Drzwi otworzyły się z hukiem, który poniósł się po rozległym, pięknym miasteczku uniwersyteckim. Harry wstał pobożnie, podczas gdy Hermionie szczęka opadła. Teraz już wiedziała, że to naprawdę był człowiek boży!
Harry już miał wejść co środka, kiedy Hermiona złapała go za rękę. Momentalnie się zarumienił.
– Czekaj, Harry! – wyraziła szybko Hermiona. – Chcę ci o czymś powiedzieć.
– O czym? – zagaił Harry kwestionująco.
– Mój ojciec mówił, że nadchodzą mroczne czasy – przemówiła Hermiona ze zmartwieniem. – Jest taki człowiek, który nazywa się Voldemort i chce zniszczyć wszystko, w co wierzymy. Usiłuje narzucić swoje przekonania na kongres, który wprowadzi prawa, zakazujące nam swobodnego wyznawania religii.
– Ale przecież na tym właśnie wybudowali nasz kraj ojcowie założyciele! – krzyknął z niedowierzaniem Harry. – Na wolności religii!
– Voldemorta to nie obchodzi – zauważyła ze smutkiem Hermiona; i pokręciła głową. – W dodatku robi się coraz potężniejszy. Wolność chrześcijan do wyznawania naszej wiary znika z każdym dniem. Niebawem będzie tu jak w Rzymie. – Piękna, kobieca łza zaczęła spływać po jej delikatnej, przerażonej twarzy. – A ja nie lubię lwów!
– Wszystko będzie w porządku – zapewnił ją męsko Harry. – Musimy po prostu się bardzo, bardzo mocno modlić! Przecież właśnie po to tu jesteśmy.
– Jesteś taki dzielny – ogłosiła Hermiona z podziwem; i otarła łzy z oczu. Objęła kark Harry'ego. – Dziękuję za podzielenie się ze mną tą odwagą!
Harry poklepał ją po włosach, po czym odsunął się od niej i wszedł do swojego nowego domu. Dopiero, kiedy drzwi zamknęły się za nim, zorientował się, że nie wie nawet, gdzie powinien położyć się spać! Wieża składała się ze starych, kamiennych schodów, owijających się wokół stromych, świętych ścian; a wzdłuż schodów znajdowały się schody, prowadzące do oddzielnych sypialni. Harry przez chwilę czuł się bardzo zagubiony, ale szybka modlitwa pokazała mu drogę!
Kiedy opadł na swoje łóżko, bardzo zmęczony po przeżyciach z tego dnia, pomyślał o nadchodzących dniach. Jak to dobrze, że jego Pan wezwał go wtedy, kiedy to zrobił!
CZYTASZ
Hogwart, Szkoła Modlitw i Cudów
FanfictionChrześcijańska wersja Hogwartu i historii o Harrym Potterze jako takim. Czego chcieć więcej? Nie moje dzieło, ja tylko tłumaczę! Oryginał do znalezienia na https://www.fanfiction.net/s/10644439/9/Hogwarts-School-of-Prayer-and-Miracles