Notka od autorki: Witajcie, przyjaciele! Wybaczcie, że tak długo mi zeszło na pisaniu tego rozdziału; ale – mam dobre wieści! Zapisałam się na kurs dla początkujących pisarzy, który ma miejsce w okolicznym liceum i dzisiaj mamy pierwsze zajęcia! Pomimo całej nienawiści od ewolucjonistów, feministów i rzymian, w komentarzach znalazło się również kilka uwag dotyczących mojego pisarstwa. Moja matka zrobiła, co było w jej mocy; i z pewnością wiele mnie nauczyła; ale gramatyka nigdy nie leżała wśród jej specjalizacji. Musiałam spędzić trochę czasu na przekonywaniu wszystkich do tego pomysłu – mój mężulo wyraził wątpliwości, czy wyrobię się z pracami domowymi, jeśli pójdę na taki kurs – ale zrobiłam rozpiskę; i wydaje mi się, że chyba jakoś to wszystko ogarnę =)
Pierwszy tydzień szkoły, Harry spędził na powolnym, stopniowym przyzwyczajaniu się do codziennej rutyny Hogwartu, Szkoły Magii i Cudów. Każdego ranka w Wielkiej Sali odbywało się śniadanie; potem następowała sesja modlitewna, prowadzona przez Wielebnego (Ślizgoni udawali się na własne "sesje"; a Puchoni i Krukoni modlili się z Gryfonami; ale Puchoni marudzili, że Wielebny cytował Biblię; a Krukoni narzekali, że Wielebny nie wydawał się tak naprawdę nienawidzić grzeszników; po prostu nienawidził grzechu). Po sesji modlitw; maluchy udawały się na własne zajęcia – mieli regularną matematykę i lekcje angielskiego, oczywiście – choć ich były na wyższym poziomie niż w przeciętnej, publicznej szkole – a potem wszyscy studiowali Biblię i historię chrześcijan.
Potem następowała przerwa na obiad w Wielkiej Sali. Po obiedzie były lekcje z amerykańskiej historii; i prawa konstytucyjnego; i trening misjonarzy. A potem kolacja w Wielkiej Sali; po której uczniowie mieli czas wolny.
Taką właśnie kolację teraz jadł Harry. Siedział pośród swoich nowych przyjaciół: Hermioną, Ronaldem i Deanem Thomasem.
– Ależ to jedzenie jest pyszne! – zaobserwował z wdzięcznością Harry; cieszył się każdym kęsem idealnie wypieczonego kurczaka.
– Naprawdę jest – zgodził się z nim inteligentnie Dean Thomas. Był naprawdę porządnie ubrany tego dnia; i miał na sobie koszulę i czyste, niebieskie jeansy; a jego włosy były ładnie uczesane.
Hermiona pokiwała głową w odpowiedzi; a żółta wstążka w jej włosach podskakiwała przy każdym ruchu.
Ronald uśmiechnął się szeroko, ale nie odezwał się, ponieważ akurat wepchnął sobie garść głęboko usmażonej brukselki do ust. Ronald jadł śniadanie i obiad ze swoją rodziną; ale coraz częściej i chętniej jadał kolacje z tymi swoimi nowymi, gryfońskimi przyjaciółmi. Nie przestawało go zadziwiać, jacy wszyscy są dla niego mili, mimo że nosił inną czapkę. Nieco bezwarunkowej przyjaźni może naprawdę głęboko zagnieździć się w sercu człowieka!
Właśnie wtedy gromada pięknych, uskrzydlonych ludzi w lśniących, białych szatach, wleciała przez ogromne okna Wielkiej Sali. Wokół ich głów unosiły się złote aureole; a ich torsy przepasały skórzane pasy, na których wisiały ogromne torby. Sięgnęli z gracją do toreb i zaczęli obsypywać listami uczniów pod sobą.
– Poczta przyszła – zauważył odpowiednio Dean Thomas; i przesłonił sobie dłonią oczy, patrząc w górę z podziwem.
Harry podparł podbródek na ręce i patrzył z rozmarzeniem, jak ci wspaniali poczciarze roznoszą swoje dobra. Ależ on uwielbiał przyglądać się aniołom!
Był zaskoczony, kiedy podleciał do niego list; opadając delikatnie na stół przed nim. Jeszcze nigdy wcześniej nie otrzymał listu! Uśmiechnął się niewinnie do anioła, który go dostarczył; a anioł pomachał do niego w odpowiedzi.
– No proszę, proszę – mruknął płynnie Dean Thomas. – Otrzymałeś list, Harry.
Podekscytowanymi rękami, Harry przełamał pieczęć i wyjął pergamin, który znalazł w kopercie. Położył go na stole i zobaczył znajome, pochyłe pismo.
Drogi Harry,
Jak ci się powodzi w czasie pierwszego tygodnia w Hogwarcie? Mam nadzieję, że dobrze się bawisz! Co powiesz na to, żeby podskoczyć do mnie po kolacji na herbatę; żebyś mógł mi o wszystkim opowiedzieć.
Hagrid
Harry uśmiechnął się i złożył list, po czym schował go z powrotem do koperty. Dobry, stary Hagrid!
– Kto do ciebie napisał, Harry? – zakwestionowała go nieśmiało Hermiona; bawiąc się jednym ze swoich pięknych, gładkich loków.
– Hagrid, bo chce, żebym zajrzał do niego na herbatę – zaraportował podekscytowany Harry. – Czy chcecie pójść ze mną?
– Z przyjemnością – odpowiedziała słodko Hermiona.
– Brzmi zabawnie – odparł elokwentnie Dean Thomas.
– A czy ja mogę iść? – zapytał niepewnie Ronald, kiedy już przełknął swoją brukselkę.
Harry, Hermiona i Dean Thomas wymienili się znaczącymi spojrzeniami; a Harry powiedział ciepło:
– Oczywiście że tak.
Ronald uśmiechnął się z wdzięcznością, po czym wrócił do brukselki.
Po kolacji Harry poderwał się na nogi; i zadeklarował odważnie:
– Chodźmy!
Notka od autorki: Niech was Bóg błogosławi!
CZYTASZ
Hogwart, Szkoła Modlitw i Cudów
FanfictionChrześcijańska wersja Hogwartu i historii o Harrym Potterze jako takim. Czego chcieć więcej? Nie moje dzieło, ja tylko tłumaczę! Oryginał do znalezienia na https://www.fanfiction.net/s/10644439/9/Hogwarts-School-of-Prayer-and-Miracles