Rozdział dwunasty

531 40 136
                                    

Notka od autorki: Witajcie, przyjaciele! Miałam ten rozdział przygotowany już tydzień temu, zaraz po zajęciach w sobotę; ale potem, oczywiście, wszystko inne weszło mi w drogę, jak to zwykle bywa. Na szczęście wszystko się (nieco!) uspokoiło w Forcie Parsonów; i pomyślałam, że może czas najwyższy to wrzucić.

Kampus spowiły ciemności, kiedy Harry, Hermiona, Dean Thomas i Ronald wyszli ze swoich dormitoriów. Zalegała kompletna cisza, ponieważ wszystkie maluchy już spały. Jasne, błyszczące gwiazdy migotały z aprobatą na cnotliwe, młode, chrześcijańskie trio.

– Denerwuję się – wymamrotał roztrzęsiony Ronald. – Czy nie łamiemy teraz zasad?

Harry, Dean Thomas i Hermiona wymienili się znaczącymi spojrzeniami. To nie była wina Ronalda. Tak już po prostu został wychowany. Ślizgońskie czapki zwykle nie kwestionują autorytetów. Wydaje im się, że wystarczy, jeśli będą robiły dokładnie to, co główne ślizgońskie czapki im mówią. Nigdy nie przychodzi im do głów, że może jednak praca w imię Pana jest ważniejsza.

– Robimy to, czego Pan od nas oczekuje – wyjaśnił cierpliwie Harry. – To jest ważniejsze.

– Dokładnie – powiedział mądrze Dean Thomas, wymawiając to słowo z wyjątkowo wyraźną dykcją. Ubrał się odpowiednio na tę okazję. Jego twarz była wyszorowana. Każda mama chciałaby mieć takiego syna.

– Och – wymamrotał z podziwem Ronald. Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że czasem istnieją ważniejsze sprawy od przestrzegania zasad. Nawet jeśli to była praca w imię Pana. Ronald zaczynał zadawać wielkie pytania – pytania, które mogły doprowadzić go do zbawienia. Pomyślcie tylko, co by się stało, gdyby Harry nie wiedział, że należy nienawidzić grzechu, a nie grzesznika!

Właśnie wtedy Draco wyszedł zza drzewa. Miał na sobie kolejny bezrękawnik; i z dumą nosił czapkę Ravenclawu.

– Proszę, proszę, Potter – powiedział z wyższością Draco, przeciągając zgłoski. – Wygląda na to, że jednak zdecydowałeś pojawić się na ostatnim pacierzu.

– A żebyś wiedział – odpowiedział męsko Harry.

– W takim razie – Draco uśmiechnął się, wyraźnie przekonany o własnej racji. – Czas zmówić paciorek.

Harry i Draco padli na kolana i wznieśli ręce do nieba.

– Najpierw ja, bo Bóg bardziej mnie kocha – zadeklarował pewny siebie Draco. A następnie krzyknął: – Boże drogi, jeśli zgadzasz się ze mną, że kobiety są głupie, a Potter się myli, proszę, raź go piorunem, tam gdzie klęczy!

Dean Thomas i Ronald westchnęli w szoku. Hermiona zaczęła płakać. Ale Harry nawet się nie wzdrygnął. Wiedział, że jest człowiekiem bożym.

Draco uśmiechnął się złośliwie, wypatrując błyskawicy; ale nic się nie stało. Jego oczy otworzyły się szerzej i szczęka mu opadła. Zaczął płakać.

Wówczas nadeszła kolej Harry'ego na modlitwę.

Wzniósł ręce wyżej niż Draco; i zakrzyknął, znacznie głośniej niż Draco:

– Boże drogi, jeśli zgadzasz się ze mną, że kobiety są równie dobre co mężczyźni, po prostu inne, proszę... – Przez sekundę nawet pomyślał o poproszeniu o rażenie Dracona. Ale szybko obezwładniła go łaska. – Proszę, zrób go czapką Gryffindoru!

W tym momencie czapka na głowie Dracona zmieniła się w czerwono–żółtą z lwem; a spływające mu po policzkach łzy nie były już smutne. Były szczęśliwe. Tłum gapiów zaczął głośno ich oklaskiwać; ale Harry w ogóle nie zwrócił uwagi na wiwatujących uczniów i nauczycieli. Kąpał się w miłości Pana.

Hogwart, Szkoła Modlitw i CudówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz