Rozdział 4

241 15 0
                                    

Potknęłam się o suknię i poleciałam do przodu, będąc pewna, że upadnę na podłogę. Nagle złapały mnie czyjeś silne ręce, ratując przed upadkiem. Wsparłam się na przytrzymujących mnie ramionach i podniosłam wzrok, aby spojrzeć na mojego wybawcę. Najpierw ukazał mi się kunsztowny garnitur, potem złoty naszyjnik z drogimi kamieniami a na końcu korona. Odskoczyłam jak oparzona. O jejku, korona! Spojrzałam na jego twarz i od razu rzucił mi się w oczy kolor jego tęczówek. Czekoladowy. Taki jaki widziałam dzisiaj rano przed celą. A skoro to ten sam chłopak, to oznacza, że nie przewidziało mi się i książę na obrazie to też był on.  Wciągnęłam powietrze i otrząsnęłam się z paraliżu jaki mnie złapał. Jak najbardziej elegancko mogłam dygnęłam i powiedziałam:

- Wasza Wysokość. Bardzo przepraszam, ale...

Uciszył mnie gestem dłoni i odszedł nie oglądając się za siebie. Stałam tam na środku korytarza nie wiedząc co ze sobą zrobić. Tak naprawdę książę nie był miły, tak jak rano, przed celą.  Nawet nie dał mi się wytłumaczyć. Ale... Skoro byłam przygotowana na bal, to pójdę. Praca Lucy nie może pójść na marne. Nieopodal zauważyłam wartownika. Podeszłam do niego i zapytałam o drogę do sali balowej. Ten bez problemu udzielił mi odpowiedzi dokładnie opisując drogę, abym się nie zgubiła. Dygnęłam, podziękowałam i skierowałam się we wskazanym kierunku...


Dzisiejszy rozdział wyjątkowo krótki, ale niestety wena mnie opuściła. Serdecznie zachęcam do komentowania i gwiazdowania rozdziałów. Jest to bardzo miłe i motywuje mnie do działania i dalszego pisania. Dziękuję serdecznie. Ściskam i następny rozdział w sobotę za tydzień.


Ciemność Tom 1 "Życie nie zatacza kół"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz