Rozdział I - Troflejm

36 4 2
                                    

      Młoda elfka przemknęła obok kilku osób niepostrzeżenie, a później zlała się z tłumem. Nie było nic prostszego niż skrycie się między ludźmi czy elfami, których też widziała w tych stronach. Najciekawszym jednak zjawiskiem były pół elfy. Niektórzy bardziej przypominali elfy, ale ich uszy były dużo krótsze. Zaledwie lekko zaostrzone i wyglądające jak ludzkie. Inni byli niczym ludzie, ale ta sama część ciała zdradzała, że mają w sobie domieszkę elfiej krwi albo oczy. Niespotykane wśród ludziach kolory lub odcień skóry. Nigdy nie sądziła, że człowiek może związać się z elfem. Przecież to wbrew naturze. To tak jakby lisica urodziła szczeniaki wilka albo na odwrót. Skrzywiła się lekko na samą myśl i ruszyła w stronę oberży, o której opowiedział jej Oswald. Gdy myślała o małżeństwie, które pomagało jej przez tyle czasu, czuła się źle. Nagadała im tyle kłamstw i głupot, a oni pomogli zdobyć jej inne odzienie i sprzedać suknie kapłanki, bo zbyt rzucała się w oczy. Dostała też cały węzełek jedzenia na dalszą podróż i kilka srebrnych monet, które kobieta starała się zaoszczędzić. Wyrzuty sumienia, wręcz paliły ją od środka, ale gdyby powiedziała prawdę, w życiu nie uwierzyliby jej. Uznaliby za zdrajczynie. Za mrocznego elfa... Zacisnęła ręce w pięści. Jej skóra już straciła swój dawny blask. Kwestią czasu było jak ściemnieje, a ludzie i inne elfy zaczną patrzyć na nią z pogardą. Będzie zdrajcą... Nie. Ona już nim jest. Słaba i żerująca na dobru innych. Ilu ludzi jeszcze przekonała do swych dobrych intencji? Ilu wmówiła kłamstwa za strawę i kilka monet? Nie powinna była uciekać... Może nigdy nie powinna się urodzić, a może sama była dzieckiem jednej z klaczy? Miała za dużo myśli w głowie. Musiała znaleźć schronienie na noc, bo choć o tej porze czuła się dużo lepiej, to dla ludzi był to czas odpoczynku i tylko nieliczni wtedy nie spali. Niestety ci, na których nie chciała wpaść.
      Przeszła do dzielnicy, gdzie widziała coraz więcej stworów. Miała ciarki na plecach, gdy ledwie ich mijała na ulicy. Domy były w coraz gorszym stanie, a jasne i kolorowe witryny zastąpił półmrok wnętrz, w których było widać tylko jaśniejsze światło przy stanowisku pracy rzemieślników, garbarzy i innych fachów, których trzymały się głównie te stwory. Dostrzegła też piekarnie i młodą zielonoskórą dziewczynę, która zawijała świeże bułki w węzełek. Podała go innemu orkowi, który oparł się ręką o małe stoisko, żeby zbliżyć się do niej. Wnet w drzwiach pojawił się kolejny postawny ork i chrząknął splatając brudne od mąki ręce na piersi. Młody ork odsunął się z niewinnym uśmiechem, a dziewczyna uciekła do środka. 
      Skinandi aż zwolniła kroku, żeby dostrzec jak to wszystko się skończy. Nie rozumiała, co się dzieje, a kolejna uliczka, w którą skręciła bezwiednie, aby tylko umknąć przed tłumem zielonoskórych potworów, wcale nie była dobrym wyborem. Wpadła na plecy jakiemuś orkowi. Cofnęła się od razu obrzydzona i uniosła głowę, żeby spojrzeć na twarz stwora, który był prawie dwie głowy od niej wyższy.
- Nocny elf? - Chrypki głos dotarł do jej uszu. Zielonoskóry pochylił i uniósł kąciki ust we wrednym uśmiechu. Jeszcze bardziej odkrył dolne kły, niczym u dzikiej świni, które wystawały i bez tego. - Elfka - poprawił się. - Czy wasze ziemię nie leżą przy przeciwległej granicy ludzkich ziem?
- Nie twoja sprawa, świnio - warknęła i ominęła go. Usłyszała śmiech orka i jego kompanów za swoimi plecami. Przyśpieszyła jednak tylko kroku i szybko skręciła, aby tylko zniknąć im z oczu. Czuła się niczym mysz na ulicy pełnej kotów. Skryta pod odrobiną siana, które jeden mocniejszy podmuch wiatru mógł zwiać, a wtedy wszystkie spojrzenia znalazłyby się na niej. Strach sprawiał, że każdy kolejny krok był coraz mniej pewny. Czy ona upadła na głowę? Co tutaj właściwie robiła? Chciała żyć wśród stworów, które były w stanie wgnieść ją w ziemię jedną ręką? Chodzących w skórach i chwalących się tym ile żyć odebrali, nosząc ozdoby z kości zwierząt, a może nawet i ludzi. Kto ich tam wiedział. W jej głowie znów pojawiła się myśl, że może powinna zawrócić. Przecież elfy przyjęłyby ją z powrotem, ale wtedy... Nie. To nie wchodziło nawet w grę. Miała odnaleźć mężczyznę. Tylko on mógł jej teraz pomóc.
      Weszła do gospody i przełknęła gule w gardle. Tu było jeszcze więcej tych stworów. Podeszła do baru i poczekała na przyjście, na szczęście, ludzkiego barmana.
- W czym mogę pomóc niespotykanemu gościowi?
- Szukam Herborta - powiedziała pewnie.
- A czego chciałabyś od niego?
- Pomocy - powiedziała ciszej.
- On nie zrobi niczego za darmo, poza tym... - Urwał i uniósł wzrok. Skinandi obróciła się i spięła widząc orka z ulicy.
- Jest i nasza ślicznotka - powiedział z przekąsem i ściągnął jej kaptur. - Jak teraz mnie obrazisz, ośloucha?
- Jak będzie trzeba, żebyś się odpieprzył - warknęła mrużąc oczy. Ork zagwizdał mierząc elfkę od góry do dołu. Łachy, które na sobie miała, wręcz zachęcały do tego, żeby się z nią zabawić. Przecież nikt nie będzie szukać takiej włóczęgi, a i pewnie straż w mieście nawet nie zawracałaby sobie nią głowy. 
- Takie słownictwo w ustach elfki? - zaśmiał się zadowolony. Już planował dzisiejszą noc w głowie. 
- Ktoś tak gruboskórny jak ty i tak nie doceni dobrego wychowania. - Obróciła się, a ork złapał ją za włosy i pociągnął w swoją stronę.
- Powtórz mi to prosto w twarz.
- Puszczaj - syknęła łapiąc za jego dłoń, próbując oswobodzić włosy.
- Przekonaj mnie. - Pochylił się, żeby zbliżyć się do niej. Jego ciepły oddech spowił jej twarz, a oczy pożerały ją żywcem.  
- Wali ci z gęby gorzej niż z tygrysiej paszczy - warknęła.
- Doprawdy? To wyobraź sobie, że dotrzymasz mi towarzystwa przez całą noc.
- Pieprz się. - Zaczęła się wyrywać, ale palce zaciśnięte na jej włosach uniemożliwiały jej to.
- Będę ciebie. - Zaśmiał się i puścił ją, a elfka uderzyła plecami o drewniany blat. - Idziesz po dobroci, czy mam cię zaciągnąć na górę?
- Tknij mnie jeszcze raz... - Urwała, gdy znów złapał ją, ale tym razem za ramię. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, a oczy zwęziły się. - Obleśna świnia! Zabieraj łapy! - Machnęła pazurami omal nie dosięgając jego twarzy.
- Lubisz na ostro? - Szarpnął nią i zmusił, żeby stanęła tuż przy nim.
- Wystarczy, Dirane Fil. - Niebieska dłoń złożona z trzech palców, złapała za ramię orka.
- Nie wtrącaj się Biruske. To nie twoja sprawa. - Elfka przeniosła wzrok na właściciela dłoni. Był niemal tak wysoki jak ork, ale garbił się. Białe włosy unosiły się ku górze, żeby opadać ku karkowi i spływać po nim. Podłużna twarz była surowa, a spojrzenie pełne powagi, a zarazem było w nim coś niebezpiecznego... Morderczego. Uszy też były dłuższe niczym u elfów, choć kończyły się przy czubku głowy i wyglądały bardziej jak skrzydła nietoperza. Oprócz długiego nosa, najbardziej rzucały się w oczy długie, górne kły, który spływały ku dołowi wystając sporo poza podbródek. Troll nawet na nią nie spojrzał. Cały czas mierzył się spojrzeniem z orkiem. Skinandi otworzyła szerzej oczy, gdy dłoń orka puściła ją.
- Mądrze. Nie trzeba nam kolejnych zatargów na tle rasowym.
- Pieprze elfy i te sukę. - Wskazał palcem na modrowłosom i odszedł.
- A ty, czego tu szukasz? - Spojrzenie białowłosego przeniosło się na dziewczynę.
- Ja... - Zaniemówiła. Znów poczuła zimne ciarki na plecach. Wystarczyło samo spojrzenie, żeby nie potrafiła wydusić słowa.
- Pytała o Herborta. - Wtrącił się barman, a wyraz twarzy niebieskoskórego złagodniał.
- Idziemy. - Złapał ją za ramię i popchał ją w stronę schodów podążając za nią. - I nie odzywaj się, jeśli chcesz skończyć w łóżku jednego z nich - szepnął go ucha, gdy chciała się obrócić, żeby coś powiedzieć. Elfka pozwoliła się prowadzić zerkając na stwory, które ją otaczają. Czy to był jej koniec i zaraz umrze? I czego ten barman powiedział mu, kogo szukała? Co troll robił na ludzkich ziemiach?!
      Białowłosy wepchnął ją do jednego z pokoi, wcześniej rozglądając się, czy ktoś ich widzi.
- Pozwól, że coś ci wytłumaczę. - Zaczął widząc jej wściekłe spojrzenie. - To nie miasto elfów, ani nawet nie dzielnica ludzi, więc nie zachowuj się jakby wszystko ci było wolno. Nie mówiąc o tym spojrzeniu. Uważasz się za lepszą od niego czy ode mnie? - Zrobił krok w jej stronę, a modrowłosa cofnęła się. - To tego strachliwa jak mysz. Co tu robisz elfko? Czego szukasz blisko tych ziem?
- Nie twoja sprawa - warknęła i splotła ręce pod piersiami.
- To prawda. - Wskazał ręką drzwi. - Możesz wyjść. Chętnie popatrzę, jak każdy z nich się z tobą zabawi. Nie ze względu na to jak wyglądasz, tylko z czystej nienawiści do twej rasy. - Dziewczyna przeszła obok niego bez słowa. - Tylko zastanawia mnie - zaczął, gdy złapała za klamkę. - Co młodziutka kapłanka księżyca robi na tych ziemiach. - Skinandi stanęła i przeniosła na niego spojrzenie. - Elfka zdziwiona, że potrafię rozpoznać symbol, który ma na karku?
- Spotkałeś kapłanki? - spytała przyglądając się mu. Próbowała wyłapać jego intencję lub zamiary, ale jego twarz milczała. Mogła tylko dostrzec jak jeden z kącików ust minimalnie unosi się ku górze.
- Tak.
- Czego chcesz?
- Ja? Niczego. To ty szukasz pomocy. Uciekasz i łapiesz się brzytwy. Tylko ta, której szukasz tnie głęboko i boleśnie.
- Niby czemu mam ufać komuś takiemu jak ty? - Podeszła stając na przeciwko niego. - Takiemu...
- Trollowi? - dopytał z rozbawionym uśmiechem. - Wybacz, że bezczeszczę cię swoją obecnością elfko. - Uniósł rękę do piersi. - Przepraszam, czcigodna kapłanko księżyca. Tylko gdzie twój strój i ochrona. Myślałem, że jesteście wyjątkowe wśród swoich.
- Nie twoja sprawa - warknęła i uderzyła go palcem w pierś. Troll uniósł brew i uśmiechnął się jeszcze bardziej rozbawiony. Ta dziewczyna naprawdę to zrobiła. 
- Cóż... Skoro tak. - Wskazał na drzwi. - Żegnaj. - Modrowłosa przełknęła ślinę i znów podeszła do drzwi. Złapała za klamkę, ale nie otworzyła ich. Czemu się wahała? Przecież ten troll był jak cała reszta, ale wiedział kim jest. - Możesz też zostać tu na noc - zaczął widząc jej zwątpienie. Myszka złapała przynętę. - Nie tknę cię, jeśli tego się obawiasz. - Elfka obróciła się zdziwiona i przyglądała jak siada na posłaniu. - Jestem Kidlat.
- Ork inaczej cię nazwał - powiedziała próbując zrozumieć, co jeszcze tutaj robi w towarzystwie tego trolla.
- Taaak - przeciągnął. - Orki mają obsesje na przekładnie imion na swój język. Dla wszystkich jestem Kidlat. Dla orków Biruske.
- Czemu mi o tym mówisz?
- Bo zachowujesz się jak mała dziewczynka, która się zgubiła. Nie znasz świata, do którego przybyłaś. Nie potrafisz nawiązać kontaktu z inną rasą. Podpadasz orkowi, który mógłby ci zabić w ciągu pięciu minut... Nie, zmieniam zdanie. Sekund, a widać, że nie umiesz się bronić. Ten atak pazurami był aktem desperacji. - Zaśmiał się. - Do tego pozwoliłaś im się zdemaskować. Niemądrze.
- Uważasz, że jesteś mądrzejszy? - Podeszła do niego wściekła, wywołując jeszcze większy uśmiech niebieskoskórego. - Że pozjadałeś wszystkie rozumy?!
- Ja znam świat, a ty uważasz, że go znasz - odpowiedział z wrednym uśmiechem. - I chcesz pomocy od mężczyzny, który będzie widział w tobie tylko kawałek mięsa.
- Niby ty widzisz co innego? - Zmierzyła go spojrzeniem.
- Nie gustuje w ludzkich kobietach, a tym bardziej w elfkach. Wolałbym przelecieć taurenkę niż ciebie.
- Krowę? - Skrzywiła się, a troll roześmiał się.
- Woła uściślając. Kiedy ostatnio coś jadłaś?
- Jak miałam okazję - mruknęła ciszej. Co miało jedno do drugiego?
- Zostań tu. - Wstał i wyszedł z pokoju.
      Skinandi odetchnęła lekko i zaczęła się rozglądać. W tym pokoju nie było żadnych osobistych rzeczy trolla prócz dwóch worków przy posłaniu, które wyglądało jakby już swoje przeżyło. Ściany były obdrapane, a stary fotel i dwie małe skrzynie były całą resztą wyposażenia. Przeszła do okna i delikatnie odsłoniła zasłonę, kierując spojrzała na ulicę. Było na niej więcej stworów niż ludzi, a ci też nie wyglądali na kogoś godnego zaufania. Czemu po prostu nie wyszła z tego pokoju? Ten troll... Drzwi od pokoju otworzyły się, a białowłosy wszedł z talerzem strawy.
- Usiądź i zjedz. - Postawił talerz na skrzyni przy fotelu i sam rozłożył się na łóżku.
- Czemu to robisz? - spytała podchodząc do łóżka.
- Co? - Uchylił jedno oko.
- Pomagasz mi.
- Szukałaś pomocy, czyż nie? To nie zadawaj głupich pytań.
- Nie ma głupich pytań. Mogą być tylko głupie odpowiedzi. - Troll uniósł kąciki ust.
- Twoja skóra straciła ten poblask, które mają nocne elfy. Widać, że jesteś osłabiona - odpowiedział zarzucając ręce za głowę. Skinandi otworzyła lekko usta, ale nie odpowiedziała. Zajęła miejsce na fotelu i z obrzydzeniem spojrzała na potrawę. - Tu nic innego nie serwują - powiedział po chwili. - Skoro złamałaś zasady odchodząc, nic się nie stanie jak zjesz kawałek mięsa.
- Nie chodzi o zasady, tylko o to, że nie przepadam za nim.
- Jedz jeśli nie chcesz paść. - Dziewczyna przymknęła oczy i wsadziła kęs do ust. Mięso było dużo smaczniejsze niż to, które jadła u siebie.
      - Uszy ci się trzęsą - zaśmiał się troll, a modrowłosa przeniosła na niego spojrzenie.
- Masz coś do moich uszu?
- Ich ośli kształt zawsze mnie śmieszył.
- Twoje za to wyglądają jak skrzydła nietoperza. - Kidlat zaśmiał się pod nosem.
- Dodają uroku, co?
- Chyba straszą - mruknęła i wzięła kolejny kęs.
- Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś strasznie ortodoksyjna na tle rasowym?
- Bo nie akceptuje potworów?
- Potworów - parsknął białowłosy i wstał. - Więc jestem tylko dzikim zwierzęciem? - Podszedł do niej i pochylił się opierając ręką o górę oparcia fotela. Lawendowoskóra skuliła się wciskając w mebel. - Zacznij myśleć zanim coś powiesz, elfko. Przestaje mnie dziwić, że Dirane Fil chciał dać ci nauczkę. - Odsunął się o krok.
- Widziałeś się kiedyś w lustrze? - spytała starając się brzmieć pewnie. Białowłosy uniósł brew i znów zaśmiał się pod nosem.
- A ty siebie? Tak idealna, że rzygać się chce. - Machnął ręką i wrócił na łóżko. - Zero mięśni i tak delikatna, że połamać można byłoby ci kości, gdyby chciało się z tobą zabawić. - Usiadł po turecku przyglądając się dziewczynie. - Każda z ras uważa się za tą lepszą i każda wyznaje swój kanon piękna. Jeśli jakiś ork będzie chciał cię posiąść, to tylko, żeby cię zbezcześcić. W końcu kapłanki to dziewice, które zachowują czystość dla swego ojca - zadrwił, a Skinandi opuściła głowę.
- Mylisz się - powiedziała cicho.
- Dlaczego uciekłaś?
- Skąd myśl, że uciekam?
- Bo widziałem już wiele osób, które przed czymś uciekają. Mają w spojrzeniu to coś i zawsze spoglądają za siebie. Jakby bali się, że przeszłość ich dopadnie. Co takiego zrobiłaś, że musiałaś opuścić swój lud?
- Ja zrobiłam? - Zacisnęła pięści. - Chyba co oni mi zrobili?! - wybuchła, ale szybko zagryzła zęby. Gdy myślała o tamtych dniach... O tym wszystkim z czego zrezygnowała i co dostała w zamian.
- Schowaj swoją dumę w buty elfko, inaczej daleko nie zajdziesz. - Skinandi popatrzyła na niego wściekła. - I nie rzucaj wyzwania spojrzeniem każdemu, kto ci dogryzie. Prosisz się w ten sposób o kłopoty.
- Mówisz o schowaniu dumy, a sam cały czas nazywasz mnie elfką. Czy ja zwracam się do ciebie trollu?
- Nie wadziłoby mi to. - Uśmiechnął się złośliwie. - I ty znasz moje imię, elfko. - Patrzył jej prosto w oczy błękitnymi tęczówkami. - Czyżbyś wraz z ucieczką zgubiła dobre wychowanie?
- Nie zdradzam imienia pierwszemu lepszemu - warknęła.
- Żeby pierwszy lepszy to się tobą nie zabawił, gdy nie będziesz miała, gdzie schronić się przed zimnem lub deszczem. O jedzeniu nie wspominając. - Wziął koc z łóżka i rzucił nim w nią. - Możesz tu zostać na noc. Później radź sobie sama. Tylko radzę nabrać szacunku do innych ras.
- Mam spać na fotelu? - spytała zdziwiona.
- Jak się elfce nie podoba, to może wrócić na dół. Jakiś ork pewnie pozwoli jej dzielić z nim łoże.
- Bawi cię ta sytuacja? - spytała zła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zamknął oczy, ale na jego twarzy nadal można było zobaczyć lekki uśmiech.
- Głupi, brzydki i wredny troll - mruknęła pod nosem.
- I ma doskonały słuch - odpowiedział jej. Elfka parsknęła tylko i zwinęła się okrywając. Oparła czoło o śmierdzący fotel, obracając się tym samym plecami do mężczyzny. Nie miała dokąd pójść, a resztki funduszów wolała zachować na czarną godzinę. Tylko z tego jedynego powodu została z nim w jednym pokoju.

Oju PlatinumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz