Rozdział XV - Trucizna

16 2 0
                                    

      Elfka odeszła od obozu, gdy wreszcie stanęli. Skryła się za jedną z kamiennych ścian i wpatrywała w szarzejące niebo. Obraz strażnika, który padł na kolana, nie potrafił opuścić jej myśli. Nikt nic nie wiedział... Nie powiedzieli nawet tym, którzy ją szukali. Pustka w jego oczach, chyba przerażała ją najbardziej. Jakby wszystko straciło dla niego sens. Dobrze to znała, a jednak myśl, że wszyscy żyją w zakłamaniu i zmowie milczenia dobijała ją. Inne kobiety cierpiały i bezwiednie wykonywały polecenia, a kapłani żyli w dostatku i kierowali wszystkim. To nie działo się tylko u niej. W innych miastach ponoć nie było lepiej. Czy w nich też były takie elfki jak ona? Skoro kłamali we wszystkim, może było więcej kobiet posiadający dar, a ona nie była jedyną. Może...
      Opuściła głowę, chowając ją w kolanach. Słyszała ciężkie kroki i dobrze wiedziała kto idzie, a nie chciała, żeby dostrzegł łzy zbierające się w jej oczach. Nic nie powiedziała, gdy usiadł obok. Nie zareagowała, gdy jego dłoń znalazła się na jej głowie.
- Wiem, że coś cię męczy. Inaczej nie chowałabyś się.
- Chce być po prostu sama - odpowiedziała zaciskając powieki. Troll odetchnął i oparł się o kamień.
- Chodzi o strażników czy Okare? - spytał przyglądając się modrowłosej, ale ta nawet nie drgnęła. Dopiero po chwili jej dłonie wplotły się we włosy i zacisnęły na nich. Cichy szloch wydobył się przez jej zaciśnięte zęby, choć z całych sił starała się do powstrzymać. Łzy kapały na spodnie, a ona nie potrafiła się ruszyć. Jakby żal, ból i wszystkie wątpliwości przejęły nad nią władze i uniemożliwiały jej to. Czuła jak dłoń białowłosego delikatnie gładzi jej głowę. Popłynął nią w dół po karku, po czym przemknął jednym palcem po jej uchu.
- Zostaw mnie - wydusiła. - Co ja tu właściwie robię?! Powinnam umrzeć zanim tu dotarłam. Powinnam się zabić, zamiast uciekać, wtedy... - Płacz nie pozwolił jej powiedzieć więcej. Łkała nadal kryjąc się w nogach i przysłaniając ramionami. To wszystko nie miało sensu. Jej życie nie miała sensu. Po co budziła się każdego dnia? Po co parła na przód, skoro była sama?
      Kidlat odetchnął lekko. Złapał ją za nadgarstek i pociągnął. W jednej chwili patrzył na twarz, której do tej pory nigdy u niej nie widział. Biła od niej całkowita rezygnacja, a łzy spływały po policzkach, jakby miały się nie skończyć.
- Żyjesz - powiedział cicho, a jej oczy drgnęły i przeniosły się na niego. Po części ją rozumiał i jej wątpliwości. Czy sam nie miał takich, gdy odchodził od swoich? Czy za każdym razem nie zatruwały go, gdy musiał tam wracać? - Idziesz przed siebie, żeby zrozumieć samą siebie, żeby znaleźć cel, który chciano ci narzucić, a później go odebrano. - Wolną dłoń zaczął gładzić ją po policzku. - Nie możesz się poddać przez tych, którzy stają ci na drodze.
- Nie powinno mnie tu być. - Zaprzeczyła lekkim ruchem głowy. - Powinnam być z elfami. Powinnam pokazać im prawdę. Ujawnić wszystkie kłamstwa i...
- I co? Co zrobisz dalej, nawet gdy to ci się uda? Nie myślałaś o tym, dlaczego kapłani zamykają i izolują kobiety, które mogą mieć dar? Czemu chcą, żeby były posłuszne jak marionetki? Boją się, że te zwalą ich z piedestału, a jednocześnie potrzebują ich. Gdybyś próbowała zawalczyć o prawdę, zabiliby cię. Nie pozwoliliby odebrać sobie tego, co wypracowali sobie przez pokolenia. - Złapał ją za podbródek i popatrzył prosto w oczy. - Do tego elfy nie potrafiłyby się podporządkować kobiecie. Czczą kapłanki, ale nawet was nie szanują. Myślisz, że mężczyźni byliby zachwyceni z takiego obrotu spraw? Kobieta miałaby stanąć nad nimi, a nie być tylko narzędziem. - Zbliżył się, a ich twarze dzieliło kilka centymetrów. - Co z resztą elfów? Prostych, żyjących w kłamstwie i uważający, że ten świat jest zbudowany tak jak im wmawiano od dziecka. Myślisz, że zaakceptowaliby prawdę? Że nie straciliby sensu i celu w życiu? Że ich oczy nie biłyby pustką jak kapitana straży? - Modrowłosa nie wytrzymała i przymknęła powieki. Nie chciała na niego patrzeć. Nie chciała, żeby widział jak płacze, choć łzy same przeciskały się na zewnątrz. - Nie każdy jest tak silny jak ty - kontynuował. - Nie każdy sobie z nią poradzi, a będą i tacy, którzy dążyliby do zrobienia z ciebie kłamcy. Aż tak kochasz swój lud, że chcesz dla nich walczyć? Poświęcić własne życie, nie wiedząc, czy cokolwiek zmienisz?
- A co mi pozostało? - Otworzyła oczy i skupiła się na jego błękitnych tęczówkach. Chciała odnaleźć oskarżające spojrzenie... Pogardę czy rozbawienie z tego w jakim stanie jest. Zamiast tego widziała smutek i niepokój. - Kidlat... - Kolejne łzy znów popłynęły po jej policzkach. - Gdzie indziej miałabym pójść? Nigdzie nie ma dla mnie miejsca. Nigdzie nie będę u siebie. Zawsze będę tą obcą.
- Miałaś zostać u mego boku - stwierdził cicho i puścił jej rękę, a ta niemal spadła na ziemię. - Iść przed siebie tam, gdzie akurat popcha nas wiatr. - Wstał, a elfka zerwała się za nim. Przylgnęła do jego pleców, oplatając brzuch rękami. Troll uniósł delikatnie kąciki ust. Ten gest znaczył dla niego więcej niż słowa i był pewien jednego. Przywiązała się do niego. Mimo ich burzliwego początku i rozstania na dłuższy czas. Mimo tego wszystkiego, co działo się wokół... Myśli, które zaprzątały jej głowę. - Skinandi. - Przerwał ciszę układając dłoń na jej splecionych rękach. - Musisz się uspokoić, a ja wrócić do Vasi. Lepiej, żeby nie zobaczyła nas tak. - Elfka przytaknęła lekko głową i odsunęła się o dwa kroki pociągając nosem. Białowłosy obrócił się, żeby na nią spojrzeć. Znów wyglądała jak zagubione dziecko, którym była na początku, jednak teraz miała prawo nim być. - Nie siedź tu długo. - Położył jej rękę na głowie. - Samotność przysparza niepotrzebnych myśli - dodał i ruszył w stronę obozu. Modrowłosa podniosła wzrok i przyglądała się jego sylwetce. Nie drwił z niej... Nie wypomniał zachowania. 
- Czemu nie mieszkasz wśród swoich? - spytała pod nosem i przeniosła wzrok na niebo. - Czemu podróżujesz? 

Oju PlatinumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz