Qwick cicho zakaszlał, wbijając wzrok w ciemność. Próbował sobie przypomnieć, jakim cudem nagle znalazł się na ziemi, ale nie pamiętam. Po kawałku deski, który wbijał mu się w tyłek, wywnioskował, że platforma, na której wcześniej stał, musiała zawalić mu się pod nogami. Prawdopodobnie po upadku na kilka sekund stracił przytomność.
Szatyn powoli zaczął się podnosić, a jego głowa pulsowała coraz większym bólem. Gdy już wstał, zachwiał się, omal przy tym nie upadając.
Czuł się, jak po sporej dawce LSD. Świat w jego oczach wirował, jakby ktoś wepchnął go na karuzelę i z całej siły rozkręcił. Otaczający go mrok nabierał coraz jaśniejszych barw, przenikających ściany groty niczym kolorowe duchy. Gwiazdy wesoło migotały nad nim, niby wybuchające fajerwerki, rażąc chłopca po oczach, aż musiał na chwilę opuścić powieki.
Oparł się o pierwszy lepszy głaz i gwałtownie pokręcił głową. Wszystkie nietypowe obrazy natychmiast znikły, nie licząc paru migoczących mu przed źrenicami gwiazdek.Upewniwszy się, że każdy z jego zmysłów działa, jak powinien, szybko zaczął badać okolicę wzrokiem. Mrok nie pozwalał dostrzec mu zbyt wielu szczegółów, ale mimo to szatyn ostrożnie ruszył przed siebie.
Nie odrywał lewej ręki od ściany groty, aby się przypadkiem nie przewrócić. Szedł tak przez zaledwie kilka sekund, gdy usłyszał niepokojący syk. Nie miał pewności, choć dźwięk wydał mu się dziwnie znajomy. Wiedział tylko, że zdecydowanie nie wydał go żadnej wąż.
Natychmiast przyspieszył kroku. Nie zaszedł jednak daleko, bo niespodziewanie o coś się potknął. Szatyn upadł na ziemię, osłaniając rękoma twarz.
Jęknął cicho, gdy jego łokieć uderzył o kamienną posadzkę. Zdecydowanie pozostanie coś więcej niż tylko siniak.
Podniósł się błyskawicznie, próbując wymacać w ciemnościach rzecz, o którą się potknął. Był pewien, że nie był to przypadkowy głaz, inaczej bolałaby go również piszczel.
Miał rację. Szybko wymacał niewielką, drewnianą skrzynkę. Podniósł wieko i bez zastanowienia sięgnął do środka. Wewnątrz kuferka znajdowały się trzy sześcienne kostki. Liczba sześcianów wskazywała na to, że Qwick właśnie znalazł srebrną skrzynię.
Szybko wyciągnął jedną z jej wnętrza pierwszą lepszą kostkę, a ta momentalnie zmieniła się w coś lekkiego i podłużnego.
Szatyn po omacku próbował sprawdzić, z czym na do czynienia. Jego nowy nabytek przypominał coś w rodzaju maczugi, lecz był zdecydowanie za lekki, by wytrzymać mocne uderzenie. Dotknął drugiego końca kija i ze zdziwieniem stwierdził, że ten jest lepki, jakby ktoś go maczał w klejącej substancji.
Nagle go olśniło. To pochodnia.
Przypływ radości opanował jego ciało tak, że aż chciał krzyknąć ze szczęścia. Owa radość jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, gdy zdał sobie sprawę z pewnego, niezwykle istotnego, szczegółu.
W jego obecnej sytuacji, jedyną rzeczą lepszą od pochodni byłaby pochodnia z zapalniczką. Bez ognia na nic mu się nie zda.
Westchnął cicho, nie wiedząc, co ma dalej począć. Wszystko wokół skąpane było w mroku, przez co chłopak praktycznie niczego nie widział. Nie wiedział, w którą stronę miał się kierować, by odnaleźć wyjście, ani nawet czy w ogóle było stąd jakieś wyjście.
Wtem znów rozległ się wcześniej słyszany przez niego syk, tyle, że tym razem nieco głośniejszy, jakby pająk znajdował się bardzo blisko niego.
CZYTASZ
Death Game
Science FictionTrójka nastolatków budzi się w tajemniczym, pozbawionym wyjść pomieszczeniu. Nie pamiętają zupełnie nic ze swojej przeszłości. Nie wiedzą gdzie, ani nawet kim są. Odnajdują kasetę, na której zamaskowana postać oznajmia im, że oprócz ich samych...