ROZDZIAŁ XIV

74 5 0
                                    


*Oczami Nica*

Podróż dłużyła nam się niemiłosiernie. Na szczęście postój w McDonaldzie nieco poprawił nasze nastroje, jednak nie dało się ukryć, że wszyscy byliśmy dosyć markotni. Nic dziwnego zresztą – Leo zostawił swoją miłość, Percy szukał swojej miłości, a ja nawet nie byłem pewien, czy ją mam. W pewnym momencie Valdez zasnął, śliniąc się na moje ramię (fuj). Po jakimś czasie również syn Posejdona wymruczał ciche ,,dobranoc". Westchnąłem ciężko i zapatrzyłem się w ciemne chmury wijące się po niebie. Nagle jednak moją uwagę zwrócił głos mężczyzny w radiu, informujący o aktualnych wydarzeniach: ,,...najnowsze informacje: zeszłej nocy w pobliskim Brantford Twin Valley Zoo doszło do awarii wszystkie zabezpieczenia oraz zamknięcia w punkcie z pajęczakami zostały wyłączone z niewyjaśnionych przyczyn, a ośmionożne zwierzęta wydostały się na wolność, siejąc zamęt. Były wśród nich gatunki zagrożone wyginięciem, a także osobniki silnie jadowite. Aktualnie trwają poszukiwania. Zarówno mieszkańców, jak i turystów prosimy o zachowanie ostrożności...".

Otworzyłem szerzej oczy i potrząsnąłem Percy'm.

– Co jest? – wymruczał.

– Słyszałeś, co mówili w radiu? – spytałem i powtórzyłem mu wszystkie informacje. – To całkiem po drodze, możemy tam zajechać.

– To wydaje się być podejrzane. Nie wierzę, że te robaczki same stamtąd uciekły. – Zamyślił się. – To może być związane z Annabeth. Dobra, jedźmy tam.

***

– Sporo glin – rzekł Leo, gdy byliśmy na miejscu.

Rzeczywiście, zoo ucierpiało. Policjanci wraz z psami stróżującymi kręcili się praktycznie wszędzie, nigdzie też nie było widać turystów, za to można było dostrzec dziennikarzy krążących wokół obsługi.

– Nie wejdziemy tam – powiedziałem cicho.

– Tak sądzisz? – spytał Percy z błyskiem w oku. – Chodźcie, znajdźmy ustronne miejsce z mnóstwem cienia, który możnaby jakoś wykorzystać, na przykład do transportu...

Ach, no tak, pomyślałem. Już wiem, dlaczego mnie zabrał na tę misję.

Przeszliśmy spokojnie obok wejścia, po czym okazało się, że wykonanie naszego plany nie będzie takie proste, jak myśleliśmy. Niedaleko nas dwóch mężczyzn przyglądało nam się spod byka, bacznie obserwując każdy nasz ruch. Zauważyłem, jak Percy chwyta swój magiczny długopis.

– Spokojnie, chłopcy – rzekł Leo nonszalanckim tonem. – Ja to załatwię – dodał i dumnie wypiął pierś do przodu.

Rozejrzałem się dookoła i nagle włosy stanęły mi na karku. Każdy gliniarz, dziennikarz, a nawet pies stał nieruchomo, patrząc na nas. Coś zaczynało mi tu śmierdzieć. Leo, który już ruszył w ich stronę, stanął gwałtownie w miejscu.

– Chłopaki, chyba mamy problem – odezwał się cicho Percy.

– To nie wygląda zbyt dobrze – zgodził się Leo. – Hej, ziomeczki! Jak wam mijają wakacje?! – krzyknął nagle, a ja miałem ochotę go udusić. – Wpadliśmy, żeby zobaczyć kolorowe pajączki, ale obawiam się, że się spóźniliśmy. Jaka szkoda! – westchnął teatralnie.

Mężczyzna stojący najbliżej nas zarechotał.

– Chcesz zobaczyć pajączki? No to patrz uważnie...

To, co potem zobaczyliśmy, na zawsze pozostanie zapewne jednym z głównych tematów moich koszmarów. Policjant zaczął się trząść jak epileptyk, a na jego ciele ujrzałem wypustki. Nie, moment. To były nogi. Czarne, pajęcze nogi zaczęły się przebijać przez całe jego ciało, pustosząc je, rozrywając i pożerając po drodze. Po chwili nie było już nic, tylko postrzępiona koszulka i pół buta oficera oraz włochate pająki, które wysypały się na ziemię. Było ich mnóstwo. I wtedy zdałem sobie sprawę, że reszta osób na terenie zoo także rozpoczęła przemianę. Wzdrygnąłem się i chwyciłem mój ciemny miecz, chociaż wiedziałem, że i tak mi się nie przyda przy takim przeciwniku.

Spokojnie - to tylko ja...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz