ROZDZIAŁ XIX

57 3 0
                                    

*Oczami Percy'ego*


Minęła doba.

Upłynęły niemalże dwadzieścia cztery godziny od momentu, gdy udało nam się skontaktować z obozowiczami. Z kolei stan Nica stale się pogarszał, co doprowadzało mnie powoli do szału. Dlaczego? Bo zamiast szukać Annabeth, musiałem go pilnować. Oczywiście nie miałem o to do niego pretensji. Nico to dobry chłopak, choć bywa trochę sztywny i ponury – jednak, w związku z jego przeszłością, łatwo można było mu to wybaczyć – a ten wypadek nie był absolutnie jego winą. Wiedziałem o tym.

Mimo to, wbrew własnej woli, przeklinałem w myślach moment, w którym zdecydowałem się zabrać go na tę misję.

Przejechałem dłonią po włosach, wzdychając ciężko. Bałem się. Bałem się o Nica, o Leona, o siebie, o tych, którzy chcą przyjść nam z pomocą – ale przede wszystkim bałem się o Ann.

Tej nocy znowu prześladowały mnie te okropne wizje. Obudziłem się zlany potem, z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Nie było mowy o tym, żebym znów zasnął, więc od drugiej w nocy stale byłem na nogach. Leo niechętnie zgodził się na to, bym stał na warcie, jednak byłem nieustępliwy. Znaczy no, po prostu użyłem siły perswazji, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza groźbę wypowiedzianą przez wściekłego i niewyspanego syna Posejdona. 

Cóż, podziałało.

Leonie, nie miej mi tego za złe.

Tak czy inaczej, od tamtej pory jedyne, o czym myślę, to jak znaleźć sposób na dostanie się w okolice jeziora Ontario, i to jak najprędzej. Na szczęście Leo wygrzebał w swoim magicznym pasie mapę, więc miałem nad czym się głowić. Nigdy nie byłem zbyt dobry z geografii, ale jakoś zdołałem uświadomić sobie, że na stopa mamy szansę dostać się na południowy kraniec jeziora.

Pytanie tylko: kiedy?

Dręczyło mnie to. Wciąż zastanawiałem się, czy moje sny są prawdziwe i realne, czy może jednak to jakaś pułapka? Nawet jeśli to było to drugie, musiałem zaryzykować. Moja dziewczyna być może cierpiała właśnie w tej chwili straszne katusze. A ja co? Wyruszyłem na misję i zostałem uwięziony w środku lasu!

To było nie do wytrzymania.

Wstałem gwałtownie z karimaty, na której przesiadywałem, i ruszyłem do przodu. Zamierzałem podejść do niewielkiego stawu, z którego czerpaliśmy wodę, i po prostu zanurzyć się w mętnych wodach. Może to trochę obrzydliwe, ale miałem to gdzieś. Musiałem jakoś zebrać myśli.

Przekazałem szybko Leonowi, gdzie idę – Nico w tym czasie spał. Przyjrzałem mu się ze zgrozą. W świetle dnia jego policzki zdawały się być jeszcze bardziej zapadnięte, niż wcześniej.

Woda była mętna, przepełniona glonami i śmieciami po licznych imprezach przy ognisku, które odbywały się właśnie nad stawem. Gdzieniegdzie widać było stare puszki lub reklamówki. Ogólnie rzecz biorąc, nie była to zbyt zachęcająca scena – jednak dla mnie już sam widok wody był kojący. Mimo to zdawałem sobie sprawę, jak zły ma to wpływ na środowisko oraz na liczne stworzenia żyjące w pobliżu tego zbiornika wodnego: zwierzęta, liczne driady, nimfy wodne i powietrzne, a także satyrowie czerpali z niego energię, lecz harmonia tego miejsca została złamana przez bezmyślne istoty zwane ludźmi. Pokręciłem głową ze smutkiem i postanowiłem to jakoś naprawić.

Używając swojej mocy władania wodą, zacząłem delikatnie oddzielać muł i śmieci oraz skażoną wodę od tej czystej. Zajęło mi to sporo czasu i odebrało część energii, jednak efekt, jaki uzyskałem, wynagradzał mi cały ten wysiłek dziesięciokrotnie. Annabeth byłaby dumna, pomyślałem i uśmiechnąłem się smutno. Szkoda, że tego nie widzi.

Spokojnie - to tylko ja...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz