ROZDZIAŁ XVIII

96 5 3
                                    


*Oczami Natalie*

– Hejże, Natalie. Zbudź się, dziecinko – usłyszałam miękki głos nad sobą.

Powoli zaczęły do mnie docierać mętne odgłosy natury – śpiew ptaków, cykanie świerszczy, a także pohukiwanie sowy, dochodzące ze strony lasu. Pomacałam dłońmi powierzchnię, na której leżałam. Trawa, pomyślałam zdziwiona. Poruszyłam lekko nogami, w nadziei, że uda mi się wstać, jednak okazało się to zbyt trudne. Odkaszlnęłam nagle. W tym momencie wysuszone gardło dało o sobie znać. Wzdrygnęłam się z powodu odruchów wymiotnych, towarzyszącym tej czynności. Na języku poczułam metaliczny smak.

W końcu postanowiłam delikatnie otworzyć powieki – zdawało mi się, że są ciężkie jak z ołowiu. Wszystko było niewyraźne i zamazane. Zdążyłam się zorientować, że majaczyła przede mną jakaś jaśniejąca postać. Zamrugałam, by odgonić łzawe mgły, które jakby się przylepiły do moich oczu. Poczułam, jak człowiek pomaga mi się podnieść do pozycji siedzącej, po czym przystawia jakieś naczynie do moich ust. Zacisnęłam mocno wargi, okazując w ten sposób nieufność.

– Pij – polecił mężczyzna. Brzmiał jakoś znajomo, jednak za nic nie mogłam sobie przypomnieć jego twarzy. – To cię wzmocni, wierz mi.

– Czy to Nektar? – wychrypiałam.

– Owszem.

Łuna bijąca od niego była irytująca. Nie mogłam przez nią wcale skupić wzroku.

– Kim jesteś?

– No już, otwórz buzię – dodał rozdrażniony.

Najwyżej mnie otruje, pomyślałam ponuro. Nie widząc innego wyjścia, zrobiłam co mi kazał.

Poczułam smak budyniu waniliowego z syropem porzeczkowym i od razu poczułam, jak wstępują we mnie nowe siły. Ciepło przyjemnie rozpłynęło się po moim ciele. Poczułam, jak gardło mi się nawilża. Zniknął smak krwi, a wzrok zyskał ostrość widzenia. Westchnęłam, w duchu dziękując, że to nie była faktycznie trucizna. Spojrzałam na mojego wybawcę i zaniemówiłam.

– Tata? – spytałam zszokowana.

Apollin uśmiechnął się, rozświetlając tym uśmiechem cały las.

– We własnej osobie. Trochę przesadziłaś dzisiaj, nie sądzisz?

– Ale z czym? – dopytywałam skołowana.

– No z tą energią! Na wszystkie słońca i gwiazdy, patrzyłem na ciebie z Olimpu i byłem pewien, że zaraz spłoniesz! Dziewczyno, musisz pamiętać na przyszłość, żeby lepiej panować nad swoją mocą.

– Jaką mocą?! – Byłam pewna, że moje oczy w tym momencie osiągnęły rozmiary orbit. – O czym ty... – zaczęłam, ale nagle sobie przypomniałam wszystko, co się stało dzisiejszego dnia. Światło, płynące strumieniami z mojej dłoni. Spojrzałam szybko w dół, szukając ugryzienia żmii, jednak dostrzegłam tylko dwie małe, ledwo widoczne plamki. Wyglądały na stare, wyblakłe blizny.

Uniosłam zszokowane spojrzenie na boga.

– Ale... jak? – wyjąkałam.

– Obudziła się w tobie moc. Dosyć późno, jeśli mam być szczery. Już myślałem, że nic z ciebie nie będzie, chociaż w dzieciństwie przejawiałaś wspaniałe zdolności. Zdążyłem już stracić wszelaką nadzieję! A tu proszę, po prostu później rozkwitłaś, kwiatuszku – za to jakaś teraz zdolna! Sama się uzdrowiłaś, bez niczyjej pomocy. To ci niespodzianka.

– Poczekaj. Czy to oznacza, że nie miałeś pojęcia o tym, że drzemie we mnie moc?

– Azaliż powiedziałem.

Spokojnie - to tylko ja...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz