6

123 11 7
                                    


Sao Paulo, środa.

11 lutego 2015r.

Nie spał od godziny, lecz nadal leżał w łóżku. Pod zamkniętymi powiekami wciąż odtwarzał każdy szczegół jego twarzy. Mijał czwarty dzień, kiedy to budził się, a jego ciało przeszywały dreszcze na samą myśl o sobocie, plaży, jego niebieskich oczach i niesamowicie miękkich wargach.

Spotkajmy się w środę." Dlaczego znowu się zgodził?

Było coś w jego spojrzeniu, w uśmiechu, w sposobie jakim mówił. Kiedy sunął palcami po mapie jego ciała, szepcząc cichutko do ucha. Ostatnimi czasy działo się coś, czego Felix sam do końca nie rozumiał: przystawał na propozycje, które od samego początku napawały go jawnym przerażeniem, większość rzeczy robił wbrew sobie, wręcz na siłę, nie mówiąc już o tym, że kompletnie tracił rozum, kiedy tylko brunet się odezwał. Coraz bardziej stawał się świadom faktu, że z jego głosem i aparycją był w stanie namówić go na wszystko.

Ale czy tego chciał? Czy to w ogóle było zdrowe? Jedno było pewne — był przerażony. Był tak cholernie przerażony, ale jednocześnie w całym swoim życiu nie czuł się tak szczęśliwy. W jego towarzystwie serce zawsze zdawało się kończyć swój morderczy bieg, na powrót zaczynało bić miarowym, monotonnym tempem. Przy jego boku oddech powoli uspokajał się, a całe ciało otulał spokój; zamykał go w bezpiecznej bańce, szczelnie chroniąc go przed całym światem tak długo, jak tylko był przy nim, jak tylko byli razem.

Felix przeciskał się przez tłum ludzi, czując jak jego drobna postać znowu dostaje się w żelazne łapy paraliżu i strachu; charakterystyczne kłucie w sercu, narastający niepokój w żołądku. Z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zdawał sobie sprawę z niemożności złapania oddechu, gdyż jego płuca zdawały się być wręcz zmiażdżone w aktualnym momencie.

Przystanął na chwilę i odetchnął. Przesunął wzrokiem po wszystkich zgromadzonych na placu o tej godzinie i wtedy go zauważył. Ale nie był sam. A osoba mu towarzysząca z pewnością nie była nim. Nie było tak, jak to zaplanowali.

Stał przy ścianie wraz z wysokim szatynem. Mężczyzna gładził dłonią jego policzek, szepcząc coś do ucha. Felix rozdziawił usta, nie będąc w stanie zareagować. Nie był zły, nie był smutny. Nie był nawet zawiedziony. W głębi duszy nie czuł nic, nie potrafił zmusić się do wyrażenia jakichkolwiek głębszych emocji.

Bo to nie było tak, że oczekiwał nie wiadomo czego; chciał kogoś, dla kogo byłby ważny, tak po prostu. Pragnął przynajmniej raz przestać skamleć o chociażby gram uwagi. Był szczęśliwy, ale wiedział, że nie powinien unosić swoich nadziei zbyt wysoko. Od samego początku miał przeczucie, że i tym razem to wszystko nie potrwa zbyt długo.

Oparł się o drzewo i zamknął oczy. Policzył do dziesięciu. Próbował uspokoić się, ale patrzenie na nich wręcz fizycznie go bolało. Spojrzał na zegarek, którego wskazówki coraz bardziej zbliżały się do umówionej godziny.

Felix stanął na równe nogi z zamiarem odejścia, jednak wtedy ponownie poczuł jak brakuje mu powietrza w płucach; mężczyzna stojący obok Leo zamachnął się i uderzył go w twarz, przez co tamten skulił się i powoli osunął po ścianie. Widział jak Leo podążał wzrokiem za jego postacią, kiedy ten powoli znikał w tłumie.

Nastolatek przez chwilę zastanawiał się, czy powinien podejść, w końcu — co miał powiedzieć? „Cześć, co tam? Wcale nie widziałem, jak przed chwilą dostałeś w twarz. Wolisz lody czekoladowe czy może truskawkowe?"

Leo wstał po chwili, wyciągnął z kieszeni telefon i przejrzał się w ekranie smartfona. Felix nie mógł uwierzyć, że jedyne o czym myśli nastolatek w tym momencie, to fakt, czy jego włosy nadal wyglądają idealnie.

Nie zorientował się nawet, kiedy ten podszedł do niego i uśmiechnął się delikatnie.

— Cześć, Felix — przywitał się.

Felix odpowiedział, lekko zdziwiony. Leo nie dawał po sobie poznać, że cokolwiek się stało, zachowywał się tak, jak zawsze — gdyby szatyn wcześniej nie widział całej sytuacji, najpewniej nie zorientowałby się, że coś takiego w ogóle miało miejsce.

Ale nie było tak tylko dzisiaj. Leo nigdy nie wrócił do tematu, nie powiedział nawet słowa. Felix nigdy nie dowiedział się. Nie dowiedział się, jak ten cierpiał, jak bardzo potrzebna była mu pomoc. I może to było powodem, przez który nie potrafił zrozumieć ani jednej z jego przyszłych decyzji i dlaczego ten zdecydował się rozegrać wszystko w taki sposób. 

Baby it was real and we were the bestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz