rozdz 11

481 40 77
                                    

Szczęk zamka wybudził Juliusza z niespokojnego półsnu. Chłopiec otworzył oczy i rozejrzał się. Po chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Czyżby Adam już wrócił? Ale tak szybko? Nie było go raptem kilka minut. Z wysiłkiem podparł się rękami i podniósł się do siadu.

-Adam, to ty?- spytał cicho.

Odpowiedziały mu głuche kroki w przedpokoju. To dziwne. Dlaczego nie odpowiadał? Julek z niejakim niepokojem utkwił wzrok w drzwiach do sypialni. Za nimi ktoś był, i to nie sam. Kilka osób prowadziło ożywioną rozmowę.

Nie, nie, to musi być kolejny sen! Znowu śni mu się coś dziwnego, to nie może być prawda! Młodzieniec schował się pod kołdrę. Spokojnie, to tylko sen, nic ci nie grozi, powtarzał sobie. Musisz się tylko obudzić! No już, obudź się!

Ktoś z hukiem otworzył drzwi. Juliusz poczuł, jak ktoś zrywa z niego kołdrę.

-No proszę, znalazła się nasza zguba!- usłyszał.

Zacisnął powieki i zakrył głowę rękami. To się nie może dziać! Kto to jest? Czego chce?

-Spójrz na mnie!- ryknął ktoś na niego.

Brązowooki cicho krzyknął. Otworzył oczy i ze strachem spojrzał na wysokiego mężczyznę. Na lewej stronie twarzy miał paskudną bliznę.

-Wstawaj!- padł kolejny rozkaz.

Chłopiec z trudem podniósł się z łóżka i stanął na chwiejnych nogach. Poczuł jednak przeszywający ból całego ciała i przewrócił się na zimną podłogę.

-Kazałem ci stać!- krzyknął mężczyzna, po czym podszedł do kulącego się młodzieńca i mocno kopnął go w brzuch.

Julek zakrztusił się i jęknął z bólu. Do oczu napłynęły mu łzy. Nieznajomy podszedł do niego, złapał za przedramię i brutalnie szarpnął w górę, siłą stawiając go w pozycji pionowej. Gdy tylko go jednak puścił, młodzieniec znów osunął się na ziemię.

-Ty mała suko- odezwał się z uśmiechem dryblas. -Ładnie to tak nie wykonywać poleceń?- dodał. Podszedł do Juliusza i ponownie zmusił go do stania. -Zaraz pożałujesz...- nie dokończył, przerwał mu inny mężczyzna.
-Szefie, informacja od czujki! Filomata będzie tu za dziesięć minut!

-Zrozumiałem! Chłopcy, zbieramy się!- zakomenderował facet z blizną, najwyraźniej dowódca grupy.

Szybkim ruchem przystawił chłopcu nóż do gardła. Julek czuł zimne, stalowe ostrze na skórze. Chciał krzyczeć, ale bał się, że gdy to zrobi, narzędzie bez trudu rozpłata mu tchawicę.

-A teraz bez narzekania pójdziesz ze mną, dobrze? I zrobisz wszystko, co każę, tak?- powiedział cicho przywódca.

Nie, nie chcę!, myślał rozpaczliwie młodzieniec. Adam, na Boga, gdzie jesteś? Powinien tu być za kilka minut. Może uda mu się grać na zwłokę?

Student powoli skinął głową, kiedy jednak facet prowadził go do drzwi, wciąż trzymając nóż przy jego krtani, udał, że się przewraca. Mężczyzna kazał mu wstać i szli dalej. Wyszli z mieszkania, schodzili już po schodach. Wtedy Juliusz znowu się przewrócił. I znowu. Za trzecim razem porywacz stracił cierpliwość.

-Sama tego chciałaś, suko- powiedział cicho, po czym z dużą siłą uderzył chłopca rękojeścią noża w skroń. Drobny chłopak osunął się nieprzytomny w jego ręce. Facet bez większego wysiłku przerzucił sobie wiotkie ciało przez ramię i zbiegł po schodach. Jego ludzie już czekali na niego przy samochodach. Wrzucił uprowadzonego młodzieńca na tylne siedzenie czarnego auta, a sam usiadł za kierownicą.

O chłopcu, który pokochał mordercęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz