rozdz 6

714 54 140
                                    

Juliusz poczuł ciepłe promienie słońca padające mu na twarz. Usiadł na łóżku, przeciągnął się i otworzył oczy. Zamrugał, zamknął je i ponownie otworzył. Coś jest nie tak.

Gdzie ja do kurwy nędzy jestem?

Rozejrzał się niespokojnie po nieznanym pokoju. Czarna ściana przyozdobiona były plakatami ze zdjęciami i opisami ludzkich części ciała oraz narządów wewnętrznych. Student ze strachem pomieszanym z ciekawością wstał z łóżka i przyjrzał się dokładniej tym obrazkom.

Na pierwszy rzut oka wyglądały jak typowe plakaty edukacyjne, które Julek pamiętał z lekcji biologii w liceum. Po chwili jednak zauważył jeszcze coś. Na papierze w niektórych miejscach postawione były czerwone krzyżyki. Większość z nich znajdowała się na układzie krwionośnym, a dokładniej na głównych żyłach i tętnicach. Podobne iksy były widoczne na rycinach ważnych narządach człowieka, płucach, sercu, wątrobie. Tak jakby ktoś chciał zaznaczyć, gdzie znajdują się wrażliwe punkty człowieka...

Nagle ktoś wszedł do pokoju. Juliusz pisnął cicho z zaskoczenia i odskoczył od ściany, kierując wzrok na mężczyznę stojącego w drzwiach w samej bieliźnie. Adam! W tym momencie młodzieniec przypomniał sobie wszystko, co zdarzyło się poprzedniego dnia, a w szczególności wieczorem. Jego twarz pokryła się rumieńcem, co nie uszło uwadze Mickiewicza.

-Dobrze ci się spało Juleczku?- zapytał podchodząc do dużo niższego chłopca. -Musiałeś być bardzo zmęczony po wczorajszym- dodał, uśmiechając się lekko. Julek, speszony, spuścił wzrok. Po chwili jednak otworzył szeroko oczy i przyjrzał się swojej odzieży, a raczej jej braku. Jak? Skąd? Czemu? Spojrzał za zdziwieniem na Adama, który parsknął śmiechem.

-Wyglądasz jak surykatka- skwitował wyższy, starając się opanować chichot. -Oj już nie patrz tak na mnie, musiałem cię rozebrać, jak chcesz zaraz dam ci coś do ubrania. Zjesz śniadanie?- spytał, obejmując studenta ramionami i z lekkim wahaniem całując go w czoło. Juliusz pokiwał głową, wciąż trochę zdezorientowany całą tą sytuacją. Adam pogrzebał chwilę w szafie i podał Juliuszowi za duże bokserki, po czym zaprowadził go do kuchni i posadził na krześle przed talerzem pysznie pachnącej jajecznicy. -Jedz, póki ciepła. Smacznego- powiedział, siadając na przeciwko niego.

Młodzieniec ostrożnie ujął w dłoń widelec i spróbował. Pyszna! Wziął następny kęs. I jeszcze jeden. Spojrzał na Mickiewicza, który zamiast jeść, patrzył na niego w milczeniu. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza.

-Co to za plakaty w tamtym pokoju? Czemu są na nich zaznaczone krzyżyki?- zapytał niepewnie Julek, przerywając ją.
-Ach, więc zauważyłeś- mruknął zapytany. -W te miejsca najlepiej celować nożem. Gwarantują śmierć, szybszą lub wolniejszą- odpowiedział, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

Juliusz zadrżał i zaczął jeść trochę szybciej.

-Spokojnie. Nie jedz tak szybko, bo się zadławisz. Nic ci przecież nie zrobię- powiedział mężczyzna beztrosko, nie spuszczając wzroku z Juliusza. Chwilę później chłopiec skończył jeść i odsunął od siebie talerz.

-Dziękuję ci za wszystko Adamie, ale chyba muszę już iść- rzekł drżącym głosem. Niebieskooki spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-Ależ skąd ten pośpiech? Nie podoba ci się tu? Nie zjem cię przecież- spytał, nie ruszając się z miejsca. Julek przełknął ślinę. To całe zajście zaczynało mu się coraz mniej podobać.
-Nie o to mi chodzi, ale wolałbym jednak...- nie dokończył zdania, gdyż przerwał mu ryk Adama.

-Nigdzie nie pójdziesz, dopóki ci nie pozwolę!

Juliusz skulił się na krześle że strachu, zasłaniając rękami głowę. Broda zaczęła mu się trząść, oczy się zaszkliły. Co się dzieje? Ostrożnie spojrzał na Adama.

Mężczyzna zerwał się z miejsca. Jego czy pociemniały z gniewu, zęby obnażyły jak u dzikiego zwierzęcia, a dłonie zacisnęły w pięści. Wpatrywał się w chłopca jak w zdobycz. Po chwili jednak jego oblicze złagodniało, mięśnie rozluźniły, a on sam opadł z powrotem na krzesło, łapiąc się za skronie.

- Strasznie cię przepraszam. - powiedział że skruchą, patrząc na przerażonego studenta z poczuciem winy.
-W łazience są twoje ubrania, załóż je i odwiozę cię do domu- dodał, wskazując palcem drzwi do łazienki. Juliusz powoli nie spuszczając wzroku z siedzącego mężczyzny, wstał z krzesła, wycofał się z kuchni i wszedł do wskazanego mu pomieszczenia. Dla pewności zamknął drzwi na klucz i usiadł na zimnej podłodze.

Co się przed chwilą stało? Dlaczego Adam raz był taki miły a zaraz potem... Chłopiec otarł załzawione oczy i wstał. Jego ubrania leżały na pralce, tuż obok kilku świeżo umytych noży myśliwskich z drewnianymi rękojeściami. Ostrożnie wziął jeden z nich do ręki wyobrażając sobie, że być może tym narzędziem odebrano komuś życie. Z odrazą odłożył je na miejsce.

Szybko ubrał się i stanął przed niedużym lustrem. Wyglądał okropnie, podkrążone i zaczerwienione oczy nie dodawały mu uroku. Odkręcił kran i przemył twarz zimną wodą, dzięki czemu poczuł się odrobinę lepiej. Podciągnął kołnierzyk kurtki tak, by zakrywał czerwone malinki na szyi. Wziął głęboki oddech i wyszedł z łazienki. Mickiewicz już na niego czekał gotowy do wyjścia.

Wyższy mężczyzna otworzył drzwi i oboje wyszli z mieszkania. W ciszy zeszli po schodach i wyszli na dwór. Adam poprowadził ich do stojącego na parkingu czarnego samochodu z przyciemnianymi szybami i otworzył Julkowi drzwi od strony pasażera. Młodszy niepewnie spojrzał na niego i wsiadł do auta.

Już wyjeżdżali z parkingu, kiedy przypomniał sobie o pasach bezpieczeństwa. Zapinając je, zauważył czerwono-brązawą plamę na fotelu.

-Adamie... Co to jest?- zapytał cicho, wskazując na nią palcem. Mężczyzna spojrzał na plamę ze zmarszczonymi brwiami.
-To dziwne- odparł, przenosząc wzrok z powrotem na drogę. -Byłem pewien, że umyłem auto po ostatnim polowaniu- dodał, zatrzymując się na światłach.

-To ludzka czy zwierzęca krew?- spytał chłopiec drżącym głosem

-Nie wiem.

Juliuszowi zrobiło się niedobrze, jednak opanował chęć natychmiastowej ucieczki z samochodu. Ruszyli dalej.

Chwilę później zatrzymali się pod blokiem, w którym mieszkał student. Siedzieli kilka sekund w bezruchu, po czym młodzieniec odpiął pasy i wysiadł uważając, by nie dotknąć plamy na fotelu. Stojąc na chodniku zatrzymał się, jakby się wachając. Drzwi auta pozostawały otwarte. Zebrał się na odwagę i spojrzał Mickiewiczowi w oczy. Dostrzegł w nich żal i skruchę, jak również wiele wątpliwości.

-Przepraszam- usłyszał z ust mężczyzny. Już miał zamknąć drzwi, gdy usłyszał coś jeszcze.

-Poczekaj Juliuszu!

Adam wyglądał, jakby toczył wewnętrzna walkę, po chwili jednak zebrał się w sobie.

-Kocham cię.

A Julek zatrzasnął drzwi i uciekł.

Wbiegł po schodach i z impetem wpadł do swojego mieszkania. Oparł się o ścianę, oddychając szybko. Już wszystko dobrze. Tutaj nic mu nie grozi.

Starając się uspokoić, zdjął kurtkę i buty. Wtedy jego uwagę zwróciło głośne miauczenie dobiegające z kuchni. Podążył za dźwiękiem. Jego źródłem była jego kochana kotka, siedząca przy pustej misce.

-Skierka!- zawołał Julek z uśmiechem, po czym mocno uściskał swojego pupila.
-Tęskniłaś za mną, kicia?- spytał, głaszcząc ją po głowie. Cicho zamruczała, ocierając się łebkiem o jego dłoń. Napełnił jej miskę karmą i usiadł, przyglądając się zwierzęciu.

Kot szybko skończył jeść i usadowił się na kolanach Juliusza. Miauknął, prosząc o pieszczoty. Młodzieniec z uśmiechem podrapał go za uchem. Tego mu było trzeba, chwili spokoju.

-Oj, Skierka- szepnął cicho. -Gdybyś tylko wiedziała, co tu się dzieje...




O chłopcu, który pokochał mordercęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz