Jefferson

411 24 27
                                    

Pov. Alex

Mój pierwszy dzień w pracy. Mimo woli, trochę się denerwuję. Próbuję sam siebie uspokoić. Jestem Alexander Hamilton i to ja tu rządzę. Właściwie to nie ja tu rządzę tylko Pralka, ekhm...Washington. On jest dyrektorem, chociaż ja podlegam...zaraz jak on się...Jefferson? Chyba tak. Nie widziałem go na oczy w przeciwieństwie do Pralki (wybaczcie, będę go tak nazywał...to z przyzwyczajenia) u którego miałem rozmowę o pracę.
Wspomniałem o tym, że dzisiaj zaczynam pracować w najlepszej agencji detektywistycznej w całym stanie? Jeśli nie, to właśnie to zrobiłem.

W sumie, teoretycznie nie mogę tu pracować, mam 20 lat. Skończyłem studia...trochę szybciej niż inni. Zdobycie licencjata z moim umysłem nie było trudne. Nie będę tłumaczyć jak to zrobiłem, bo nie byłaby to ciekawa opowieść. Chociaż, co mi do tego? W końcu to nie ja to czytam... Nieważne. Washington uznał po prostu, że się nadaję i jakoś to poszło...

Wchodzę do budynku i od razu ściągam przemoczoną kurtkę. Głupi śnieg. Kto to wogóle wymyślił? Na co komu to lepkie, białe, mokre coś?! Dobra. Teraz muszę tylko znaleźć tego Jeffersona. Ciekawe jak wygląda. Nie, jednak nie ciekawe. To tylko mój tymczasowy szef, którego szefem jest Pralka. Tymczasowy, bo jestem pewien że wzniosę się ponad niego i innych. Wash mówił, że dałby mi wyższą posadę, ale to mogłoby wyglądać trochę podejrzanie...

Staję przed (chyba) odpowiednim gabinetem. Bez pukania (jak to mam w zwyczaju) wchodzę do środka. Wewnątrz zauważam mężczyznę, na oko parę lat starszego ode mnie, siedzącego przy biurku. Ma jasnoczekoladową skórę, czarne loki układające się w "artystyczny nieład" chociaż mi to bardziej wygląda na owcę, co nie znaczy, że brzydko w takiej fryzurze wygląda. Na jego twarzy widać lekki zarost. Samą twarz ma bardzo symetryczną. Nie da się ukryć, że jest bardzo przystojny. Patrzę na niego o sekundę za długo, a on to zauważa. Odwracam wzrok, ale nie chce wyjść na mięczaka, więc z powrotem zwracam wzrok na mężczyznę. Postanawiam przerwać niezręczną ciszę.

- Alexander Hamilton, dziś zaczynam tu pracę. Thomas Jefferson jak się nie mylę?

- Owszem, nie myli się pan. O ile wiem mam Pana oprowadzić po firmie... - mówi lekko zrezygnowany jakby miał ciekawsze rzeczy do roboty. Najpewniej tak było.

- Jeśli tak, to im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziemy mogli pracować. - bez wahania odpowiedziałem Jeffersonowi.

- Czy przeszliśmy na "ty"? - co za cham! Jak on śmie się tak do mnie odzywać?

- Lepiej mnie po prostu oprowadź i dajmy temu spokój, co? - uznałem, że warto zakończyć tę rozmowę... przynajmniej częściowo.

- Mhm... - mruknął Thomas nie wysilając się na spojrzenie na mnie. - Chodź za mną.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej! To moje pierwsze opowiadanie i po prostu nie jestem w tym za dobra. Miło by było gdybyście zostawili jakiś komentarz. Chętnie przyjmę rady dotyczące pisania.

Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta...

On zabrał moją kawę! [Jamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz