Alexander zauważył zmianę. W czym? Raczej w kim, bo chodzi o Jeffersona. Zmiana była taka, że podczas ich kłótni, które stały się już tradycją, był dla Alexa milszy i przestał przypominać mu o jego niskim wzroście. Zależy dla kogo, ale dla Hamiltona, była to całkiem spora zmiana. Nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony, to było całkiem fajne. W końcu, to chyba zmiana na lepsze. Ale z drugiej strony, Alex zaczął bać się, że w końcu Thomas zrezygnuje z ich wspólnych dyskusji. Wbrew samemu sobie, lubił je i każdego dnia, przychodził do kuchni, kiedy mieli przerwę, bo wiedział, że przyjdzie tam Jefferson. Za każdym razem, gdy spotykał go na korytarzu, chciał z nim porozmawiać, usłyszeć jego głos. Może dlatego, że mógł się z nim kłócić o absolutnie wszystko. W prawie każdej sprawie, mieli inne poglądy. Pewnie, bez tych kłótni, nudziłby się i popadł w jeszcze większy pracocholizm.
Hamilton postanowił udawać, sam przed sobą, że wszystko jest ok. Zobaczy jak potoczą się sprawy.
Pewnego dnia, gdy Alexander spotkał Thomas na korytarzu, postanowił, że poczeka aż Jefferson zacznie rozmowę, jednak to nie nastąpiło. Wyższy z mężczyzn, wpatrywał się w Hamiltona, lustrując jego twarz i zatrzymując się na oczach. Podszedł do niego, uniósł rękę i delikatnie dotknął policzka Hamiltona. Przesunął dłonią po twarzy chłopaka. Jego dotyk był kojący dla Alexandra, po chwili gdy zorientował się co robi, szybko odwrócił wzrok i próbował się wycofać, ale w pobliżu nie było żadnego pomieszczenia. Ku jego zdziwieniu, Alex nie wydawał się zły. Zapadła niezreczna cisza. W końcu wyższy mężczyna przerwał ją mówiąc, że musi iść dokończyć projekt z Madisonem. Na szczęście nie zauważył rumieńców, które pojawiły się na twarzy Hamiltona.Obydwoje, bezsłownie porozumieli się, że nikt nie dowie się co tam się stało. Chociaż, to przecież nic takiego, ale dla nich wyglądało to dużo poważniej.
Gdy Alexander dotarł do biura, które dzielił z Laurensem, jego policzki wciąż były trochę zaczerwienione. Nie umknęło to uwadze Johna, który, na szczęście dla Hamiltona, postanowił nie zadawać pytań i udawać że nic się nie stało.
Niestety Jefferson nie miał takiego szczęścia. Gdy wrócił do biura (bo wracał z kuchni), jego przyjaciel - James Madison, gdy zobaczył w jakim stanie jest jego przyjaciel, a do Thomasa nie docierało żadne słowo, był dziwnie przygnębiony i trochę...zawstydzony, od razu zaczął pytać co się stało. Wyższy z początku milczał, ale po chwili zaczął opowiadać.- Ja...wracałem z kuchni. Na korytarzu, zobaczyłem Alexa. Nie wiem co się ze mną stało. Nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że to nic takiego, ale dla mnie jest!
- Thomas. Spokojnie. Co zrobiłeś?
- No, podszedłem do niego. Dotknąłem jego twarzy, byliśmy tak blisko. Nie odepchnął mnie. To było cudowne uczucie, ale nie powinienem tego robić! - Jefferson zakrył twarz dłońmi, jakby popełnił przestępstwo, którego bardzo żałował. - Potem zorientowałem się co robię i przyszedłem tutaj. - mężczyzna rozłożył ręce kończąc "opowieść".
- Thomas. Ja...nie powinieneś tego robić. Jeśli ci n nim zależy, nie powinieneś się narzucać. Co cię podkusiło?
- Nie wiem! Mówiłem już! - krzyknął Jefferson po czym dodał trochę ciszej - ...ale on nie wydawał się zły, ani nic takiego. Był spokojny jakby to mu nie przeszkadzało! Nie wiem co się ze mną dzieję, nie wiem co o tym myśleć. Moje życie to jedna wielka zagadka!
- Myślę, że trochę przesadzasz. Skoro nie zareagował, raczej nie będzie cię obgadywał. W końcu nie jest już dzieckiem. Musicie to załatwić między sobą.
- Spróbuję z nim pogadać. Dzięki Jammie. - odpowiedział trochę spokojniejszy Thomas.
- Dobra, bierzmy się za tą sprawę, bo nigdy nie skończymy. Wiemy, że prawie na pewno zostali porwani, ale nie wiemy czy żyją. - powiedział Madison wskazując na dokumenty leżące na stole.
CZYTASZ
On zabrał moją kawę! [Jamilton]
Fiksi PenggemarTo moje pierwsze opowiadanie i nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale jeśli to czytasz mam nadzieję, że wejdziesz w to fanfiction i zostawisz po sobie jakiś ślad.