Zazdrość

163 20 21
                                    

1130 słów. Przepraszam, ale w tym rozdziale to Madison będzie czarnym charakterem. Ten rodział będzie głównie o nim. Trafiło na niego, bo potrzebowałam kozła ofiarnego, a on był idealny do friendzone...miłego czytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gdy Madison przyszedł do biura swojego szefa, nie był pewnie co powie, ale wiedział o co mu chodzi. Od jakiegoś czasu był zauroczony w Jeffersonie. Bał się mu o tym powiedzieć, a gdy obiekt jego uczuć powiedział, że podoba mu się Hamilton, jak najlepiej ukrywał swoje uczucia i dawał Thomasowi rady, chociaż w środku czuł, że coś rozrywa go na strzępy. Zaczął nienawidzić Hamiltona. Było w nim coraz więcej goryczy, a gdy słyszał jak Thomas mówi o Hamiltonie z trudem powstrzymywał się od wyznania.

Tego dnia, nie mógł wytrzymać. Wybiegł z gabinetu pod pretekstem zjedzenia obiadu, a tak naprawdę poszedł do gabinetu Washingtona. Zatrzymał się na korytarzu, przed biurem swojego pracodawcy. Odetchnął głęboko i wszedł do środka, samemu nienawidząc się za to co zaraz zrobi.

- Witaj, James! Nie spodziewałem się tu ciebie. Co cię sprowadza? - spytał go Washington. Na pewno nie spodziewał się tego czego zaraz się dowie, mimo, że nie była to prawda. Był miło nastawiony przez co James czuł, że nie może zrobić tego co zamierzał. W końcu z trudem uciszył swoje sumienie i zmusił się do uśmiechu.

- Właściwie to nie przyszedłem tu po nic konkretnego...Chciałem porozmawiać. - powiedział tak swobodnym tonem jak mógł.

- Jasne - George uśmiechnął się. Madison nie mógł na niego patrzeć. Odwrócił wzrok. - o czym chcesz porozmawiać? Czy to coś związanego z pracą?

- W pewnym sensie...Chodzi o Hamiltona. - zakończył, mocno akcentując nazwisko współpracownika.

- Och, naprawdę? Czy to coś poważnego? - dopytywał lekko zaniepokojony George.

- Raczej tak. Widziałem coś, czego naprawdę nie chciałbym widzieć - to perfidne kłamstwo z trudem przeszło przez jego usta. Oczywiście nic nie widział, ale jego szef nie musiał o niczym wiedzieć. - i myślę, że nikt by nie chciał. Naprawdę mi przykro...Widziałem wczoraj Alexandra, było to w ciemnej uliczce, jednej z tych w których kręci się sporo podejrzanych typów, pomimo, że samo to było podejrzane, myślałem, że znalazł się tam przypadkiem, lub miał tamtędy bliżej do domu... - Madison coraz bardziej wczuwał się w historię. Kłamstwo samo wchodziło w jego usta. - ...ale zauważyłem, jak Alex bierze kilka małych woreczków z podejrzanym proszkiem. To raczej nie były przyprawy. - powiedział to. Szok na twarzy Washingtona zmusił Jamesa do zrobienia zbolałej miny, jakby dla niego to też było ciężkie do uwierzenia.

- Niemożliwe. Alexander? Nie chce mi się wierzyć, że ktoś tak inteligentny i ambitny mógłby...ćpać. - zakończył wypowiedź spuszczając głowę z niedowierzaniem.

- Wiem, że to okropne, ale to niestety prawda - Madison nabrał powietrza do płuc - mógłbym go przez jakiś czas śledzić i zdobyć dowody. Moglibyśmy mu pomóc.

- Jeśli to prawda...to prosiłbym cię James. Jeśli mógłbyś to zrobić. To okropne, ale jeśli prawdziwe to musimy mu pomóc, a to chyba jedyna opcja. - James w duchu ucieszył się, że Washington tak łatwo uwierzył w jego wymyśloną historyjkę, ale sumienie miał coraz cięższe. Z każdym słowem było mu trudniej, ale jakby się do tego przyzwyczajał - Proszę, nie mówmy o tym reszcie. - szef powiedział dokładnie to czego chciał mężczyzna. - Mam nadzieję, że okaże się, że to pomyłka, albo to jakoś odkręcimy. Alexander jest świetnym pracownikiem i nie chcemy go stracić. Dziękuję, że mi to powiedziałeś, James. - Washington mu zaufał, a on ciągle go okłamywał dla własnych celów. No cóż, z tego raczej się już nie wykraci. Za późno. Ale to przecież...w imię miłości, prawda? Madison sam nie był już niczego pewien. Po prostu brnął w to co zaczął, przez zazdrość.

- Oczywiście szefie. Nikt się nie dowie - odpowiedział idąc w stronę drzwi. - Do widzenia. - wyszedł z gabinetu i skierował się w stronę swojego biura.

Gdy wszedł do środka, zobaczył Hamiltona siedzącego przy biurku z Jeffersonem, gdy razem zaciekle coś omawiali. Na stole zobaczył dokumentację sprawy, którą dostał razem ze swoim obiektem uczuć. Nie poczuł się urażony, ale bardziej jakby coś w nim pękło, gdy zobaczył jak Thomas posyła uśmiech do Alexandra, a ten nieśmiało go odwzajemnia. Odruchowo cofnął się na korytarz, ale po krótkiej chwili się opamiętał. Uspokoił myśli i wszedł do gabinetu. Zaplanował już jak zniechęcić Jeffersona do Hamiltona.

Trzeba jeszcze tylko skłamać Thomasowi i zdobyć jakieś zdjęcia. Potem sprawić, że wszyscy uwierzą, że Hamilton to ćpun. Zostanie znienawidzony, a Madison dostanie to czego chciał - Thomasa. - tak mniej więcej wyglądały wtedy myśli Madisona. Sam widział jakie to samolubne, ale nie potrafił tego cofnąć. W jego naturze leżało kończenie tego co zaczął. Niestety w takiej sprawie także zadziałał jego instynkt. James brnął w coś co rozpoczął, gdy poczuł przypływ zazdrości. Zazdrość jest grzechem, przez zazdrość skłamał, kłamstwo też jest grzechem. Co miłość robi z człowiekiem? Czy to na pewno miłość? Może to chwilowe zauroczenie? Może przejdzie po chwili i zniknie, jakby nigdy go nie było?

Gdy Alexander i Thomas go zauważyli, Thomas oznajmił, że Hamilton pomoże im w rozwiązaniu tej sprawy, bo wszystkie swoje zakończył. Madisonowi nie uśmiechał się ten pomysł, ale postanowił nic nie mówić i poczekać aż zagrożenie (czyli Alex) sobie pójdzie. Minęło półtorej godziny, gdy Hamilton wyszedł do domu. Gdy James poprosił Thomasa, by z nim porozmawiał, postanowili, że przejdą się po central parku, ponieważ ten znajdował się dosyć blisko.

Niższy postanowił zacząć rozmowę

- Tom, mam do ciebie ważną wiadomość. Wiem, że to może być dla ciebie wstrząsające, bo dla mnie i Pralki też było, ale musisz o tym wiedzieć jeśli chcesz pomóc, a na pewno będziesz chciał.

- Do rzeczy - powiedział zaciekawiony i trochę wystraszony Jefferson przerywając tym samym monolog Madisona. - O co chodzi?

- Raczej o kogo...Hamilton najprawdopodobniej ćpa. - powiedział na jednym wydechu, starając się brzmieć wiarygodnie. Nie musiał się zbytnio starać, bo zdążył zyskać posadę osoby uczciwej i prawdomównej. Sumienie ścisnęło go mocniej gdy zobaczył szok na twarzy swojego przyjaciela. Trzymał emocje na wodzy tak jak tylko się dało. Jefferson pomimo chwilowego paraliżu spowodowanego szokiem, szybko zareagował.

- Niemożliwe! Hamilton?! Za nic bym go o to nie podejrzewał! Jesteś pewien, że to on? Nie chce mi się wierzyć, że ktoś jak on mógłby... - lecz nie dokończył wypowiedzi gdyż przerwał mu James.

- Wiem, Thomas. To dla mnei tez był szok, ale widziałem go. To na pewno był on. Raz w ciemnej uliczce. Brał od jakiegoś podejrzanego typa saszetki z różnymi proszkami, których przeznaczenia oczywiście się domyślasz. - zakończył "opowieść" ze zbolałym wyrazem twarzy, który był w stu procentach sztuczny, ale Jefferson w przypływie emocji tego nie zauważył. - Wiem co czujesz. Musisz sobie wszystko poukładać w głowie. Lepiej idź już do domu. Zrób sobie herbaty i pomyśl jak możemy mu pomóc. - James starał się jak najszybciej zakończyć rozmowę. Powiedział to co miał powiedzieć i nie chciał żeby wynikło z tego coś więcej. Nie chciał się zdradzić.

Thomas tylko kiwnął głową, wymamrotał słowa pożegnania i skierował się w stronę swojego domu, który na szczęście miał dosyć blisko, w przeciwieństwie do Madisona, który musiał dojeżdżać i wracać z pracy metrem. Uważał, że kupowanie samochodu było bzdurą. Po co zanieczyszczać środowisko, skoro można jeździć komunikacją publiczną. Gdy został sam, z trudem ruszył się z miejsca i poszedł w stronę stacji metra.

On zabrał moją kawę! [Jamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz