Rozprawa kawowa

176 25 12
                                    

Rozbawiony James próbował rozdzielić Hamiltona i Jeffersona na czas podróży do gabinetu Washingtona. Gdy tamci zaczynali głębszą dyskusję (czyli taką niebędącą salwą wyzwisk), Madison ze śmiechem uspokajał te "dzieci" prowadząc ich do biura szefa. Ta sytuacja wyglądała dla mężczyzny wprost komicznie. Najwyraźniej nie znał wartości kawy dla Hamiltona, oraz dla Jeffersona - to że ma rację. W mózgach skłóconej dwójki wyglądało to zupełnie inaczej. Hamilton był skupiony na Jeffersonie i złości na niego. Coś go w tym jednak rozpraszało. Nie potrafił się na niego złościć. Nie potrafił, ale był dobrym aktorem, a każdy wie jak łatwo stracić honor. Jak na ironię, umysł Thomasa, zajmowały jakże podobne myśli.
Gdy cała trójka stała pod gabinetem, Madison wysunął się na przód i otworzył drzwi. Mężczyzn powitał zaskoczony Washington. Wymienił spojrzenia z Madisonem. James wydawał się bardzo rozbawiony zaistniałą sytuacją, więc George wiedział, żeby nie brać Hamiltona i Jeffersona do końca na poważnie. Po tym krótkim porozumieniu, zwrócił swoją uwagę na pozostałych dwóch pracowników.
Thomas i Alex patrzyli na siebie wilkiem, a James ledwo hamował śmiech. Washington postanowił mu ulżyć.

- James, mógłbyś przynieść mi kawę? Proszę.

- O-oczywiście szefie... - odparł Madison, po czym wybiegł z pokoju. Przez drzwi, było jeszcze słychać nie tłumiony już śmiech.

- KAWA!!! WŁAŚNIE KAWA! W TYM RZECZ, SIR! - wykrzyknął cichy dotąd Alexander.

- Synu, spokojnie. Wszystko zaraz wyjaśnimy. Thomas, co się stało? - spytał Washington spokojniejszego mężczyzny.

- Zaczęło się od kawy. Postanowiłem ją sobie zrobić. Gdy przyszedłem do kuchni, zobaczyłem w moim kubku ten napój więc uznałem, że to James Madison ją dla mnie zrobił i potem o niej zapomniał. Po prostu ją wypiłem! - odpowiedział Thomas, utrzymując bezpieczną odległość od Hamiltona.

- Jasne. Wierzę ci Thomas. Alex, jak to wyglądało według ciebie? - Pralka wczuł się już w rolę przesłuchującego. Właściwie, traktował całą tę sytuację jak żart.

- ekhm... Dzisiejszego dnia postanowiłem zrobić sobie kawę. - chłopak położył nacisk na ostatnie słowo - Ponieważ nie posiadałem swojego kubka, postanowiłem "pożyczyć" ten należący do kogoś innego. Nie miałem pojęcia, że to kubek Thomasa. - Gdy Jefferson usłyszał, że Alex nazwał go nie nazwiskiem, a imieniem, poczuł coś dziwnego. Jakby euforię, albo po prostu pragnął uwagi tego chłopaka. - Umyłbym nawet ten kubek. Cóż, potem podeszła do mnie ta Angelica i zaprowadziła do ciebie - Hamilton skierował wzrok na Washingtona.

- To wszystko? - zapytał trochę zaskoczony George. Pozostała dwójka pokiwała głowami z zawstydzeniem jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę, że to co robili było tak strasznie dziecinne. Jefferson chciał coś powiedzieć, ale Washington przerwał mu skinieniem ręki. - Wracajcie do pracy. - gdy nie zauważył reakcji, dokończył - Obaj.

Tymczasem w kuchni

James Madison przestał już się śmiać, ale to nie znaczy, że nie było mu do śmiechu. Gdy spostrzegł kubek stojący na blacie, w jego głowie zrodził się plan. Może nie był z górnej półki, ale w tamtym momencie wydawał się Jamesowi nad wyraz śmieszny. Nie czekał, tylko wziął się do pracy. Poza nim w kuchni nie było nikogo, więc miał wolną ręką. Chwycił jeden z kartonów leżących prze drzwiach. Było to kwadratowe pudełko bez jednej ściany. Idealne - pomyślał mężczyzna. Z zapałem zaczął wycinać we wszystkich ściankach (oprócz tej której nie było) kwadratowe otwory, tak aby zostały tylko "kontury". W ten sposób powstała gablota. James na niższym, ale szerszym kartonie, napisał "pamiątka pierwszej afery o kawę w tej firmie". Może nie było to specjalnie kreatywne, ale jak już wspomniałam, Madison był wtedy wyjątkowo rozbawiony i wszystko wydawało mu się zabawne. Brunet postawił powycinany karton na tym z napisem, wcześniej wkładając do niego kubek. Dzięki temu, wyglądało to jak amatorska gablota z kartonu, ale Jamesowi to wystarczało. Postawił "gablotę" na półce i zadowolony z siebie poszedł do biura Jeffersona z zamiarem poczekania na niego w środku.
Oczywiście zapomniał całkiem o kawie, którą miał zanieść szefowi. Właściwie to Jefferson miał rację w kwestii Madisona - był zapominalski. Nie zdażyło się to pierwszy raz, ale na szczęście Pralka wcale nie liczył na tę kawę. Znał Jamesa. Wiedział, że zapomni.
Gdy Madison dotarł do biura, w którym urzędował Jefferson, było jeszcze puste. Czyli "rozprawa kawowa" jeszcze trwa! - pomyślał James nie zdając sobie sprawy, że ta wymyślona na poczekaniu nazwa stanie się nazwą prawdziwej wojny. Ale, bez spojlerów. Dalej. James czekał tak, jeszcze 20 minut.
Podczas tych 20 minut, Alexander i Thomas, zdążyli wyjść z biura szefa i pokłócić się na korytarzu. Tym razem, też o kawę, ale jednak o to jaka jest najlepsza. Jefferson próbował wybronić Latte, a Hamilton uważał to za obrazę majestatu. W końcu, kawę pije się dla pobudzenia! Jak niby Latte ma pobudzić? To bez sensu. Zrezygnowany, wyższy z mężczyzn bezskutecznie powtarzał, że smak też się liczy. Teraz się przekonał jaki uparty potrafi być Alexander. I pomyśleć, że zna go dopiero od dzisiaj. Jefferson musiał przyznać, że Hamilton jest najbardziej intrygującą osobą jaką spotkał. Kłótnie z nim były ciekawe. Nigdy nie brakowało tematu. Alexander był świetnym mówcą. Dla Thomasa, dyskusje z nim były całkiem przyjemne. W końcu mężczyźni się rozdzielili. Jefferson poszedł do swojego gabinetu, by zająć się sprawą, którą dostał razem z Jamesem. Hamilton poszedł zająć się sprawą, którą dał mu Thomas.
Tak mijały kolejne tygodnie. Każdego dnia Hamilton i Jefferson, przy każdym spotkaniu rozpoczynali zawzięta dyskusję. Jeśli chodzi o gablotę z trofeum, postawioną w kuchni przez Madisona, to Washington zabronił niszczenia tego "arcydzieła" wszystkim pracownikom. Po jakimś czasie każdy wiedział, że trzeba jak najszybciej wyjść z pomieszczenia kiedy znajdują się w nim : i Hamilton i Jefferson. W czwartym tygodniu nastąpił swego rodzaju...przełom.

- Thomas, wszystko dobrze? Jesteś ostatnio, trochę rozkojarzony. - spytał Madison, bo martwił się o przyjaciela. Rzeczywiście, myśli Jeffersona zajmowała ostatnio tylko jedna rzecz, a raczej osoba. Sam tłumaczył to sobie niechęcią do Alexandra. Tak, to o niego chodziło. Thomas przekonywał samego siebie, że nie lubi Hamiltona. Sam nie wiedział dlaczego. Może, bał się swoich uczuć. Myślał, że może je ukryć przed samym sobą.

- Tak, James. Wszystko jest w normie. Nie masz co się martwić. - powiedział niezbyt przekonująco Jefferson.

- Nie udawaj przede mną, Thomas. Widzę, że coś jest nie tak. Nie potrafisz skupić się na pracy. Powiedz mi w takim razie, na czym skończyliśmy? - Wyższy z mężczyzn, nie miał pojęcia. Rozejrzał się po biurku, ale nie znalazł tam podpowiedzi. Zrezygnowany Madison pokręcił głową. - Powiedz mi o co chodzi. Możesz mi przecież zaufać.

- Nie wiem, co się ze mną dzieję. Nie mogę przestać o nim myśleć. Ilekroć coś robię, wszystko mi o nim przypomina, a gdy go widzę, skacze mi ciśnienie! - powiedział na jednym wydechu Thomas.

- Zaraz, kogo masz na myśli?

- No Hamiltona... - powiedział bez zastanowienia Jefferson, po czym zaczął się zastanawiać czy powinien tak się otwierać przed przyjacielem.

- KOGO?!

- Hamiltona! Słyszysz przecież!

- Czegoś tu nie rozumiem. Kłócicie się przy każdej możliwej okazji, a ty mi mówisz, że on ci się podoba?!

- Nic takiego nie powiedziałem! - bronił się Thomas. Na jego twarz wpłynął rumieniec. Wiedział, że przed Madisonem nic nie ukryje.

- Ależ to jasne! Z twojego opisu wynika, że Alexander Hamilton ci się podoba!!!

- Ciiiiii! James! Nie tak głośno! Nie mów mu, proszę. Ja nie wiem co się stało! To nie moja wina! Kłótnie z nim sprawiają mi przyjemność, ale za każdym razem boję się, że powiem coś nie tak i go skrzywdzę!

- Spokojnie, Tommy. Chcesz żebym mu powiedzia... - nie dokończył, bo przerwał mu przerażony Jefferson.

- NIE!!!

- Jasne. Więc proponuję ci, żebyś był dla niego milszy. Staraj się nie kłócić, tylko miło rozmawiać. Nie wiem co jeszcze mogę ci poradzić.

- Nie jestem pewien tego co czuję, ale wiem, że chcę dobrze dla Alexandra...

- W takim razie, zastosuj się do tego co ci powiedziałem. Zobaczymy jak rozwinie się sprawa. Poczekamy, zobaczymy...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

1234 słowa. Magiczna liczba, Czyż nie?

123456789 there are ten things you need to know... Nie no...nie będę taka zła.

123456789 IS THE TEN DUEL COMMANDMENTS!!!

Fajnie by było wiedzieć czy komuś to się podoba...

On zabrał moją kawę! [Jamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz