[3.5]

1.2K 65 8
                                    

Teresa

- Minho - odezwałam się - słyszysz mnie - chłopak nic nie odpowiedział - jest tu mała dziewczynka, nazywa się Shalun, choruje od trzech tygodni, ale ty ją uratujesz, ją oraz wielu innych, cała nasza praca przynosi efekty - uśmiechnęłam się lekko - rozumiesz? Dlatego to takie ważne.

Przyjrzałam się azjacie, on nie raczył mnie nawet spojrzeniem.

Rozumiem czemu nie chce ze mną rozmawiać.

Zrezygnowana spuściłam wzrok i ciężko westchnęłam.

Po chwili wstałam z krzesła i zerknęłam na czarnowłosego.

- Chciałam, żebyś to wiedział.

Odwróciłam się od chłopaka i już miałam wychodzić, ale usłyszałam jakieś szepty. Zerknęłam na niego i powoli podążyłam w jego stronę.

- Minho? - azjata powoli podniósł głowę do góry i w końcu spojrzał na mnie - Minho?

- Zdradziłaś nas!

Azjata chwycił mnie za kitel i agresywnie rzucił na stół, potem zaczął podduszać.

- Ufaliśmy ci!

Po chwili straże zareagowali i oderwali chłopaka ode mnie.

- Puszczajcie! - wydarł się do strażników - Zabije cię! Zdrajczyni! Wszystkich zabiłaś!

Wyszłam z pomieszczenia od razu przytulając się plecami do ściany i ciężko oddychając, nie spodziewałam się tego.

- Wzywają cię do laboratorium - podbiegła do mnie koleżanka - coś poważnego.

Bez zastanowienia pobiegłam do laboratorium.
Po chwili usłyszałam krzyki dziewczynki.

- Przykro mi Teresa - odezwała się Ave.

Spojrzałam przez szybę, momentalnie rozszerzyły mi się oczy. Widok brunetki zmienionego w poparzeńca poruszył mnie, to znaczy, że nie podziałało.

- To nie twoja wina, zrobiłaś co w twojej mocy.

Nie odpowiedziałam, nawet na nią nie spojrzałam.

Nie chcąc patrzeć na cierpienie dziewczynki, po prostu odeszłam stamtąd.

__________________________________________________________

Ruszyłam przez tłum ludzi, wracając do swojego mieszkania.

Stanęłam przed pasami, czekając, aż zrobi się zielone światło.

Załamana dniem patrzyłam cały czas na swoje buty. Po chwili jednak oderwałam wzrok i zerknęłam przed siebie.

Nagle zobaczyłam dobrze znana mi twarz, to, to był on, Thomas.

Powiększyły mi się oczy. To nie może być on.

Widok na chwilę zasłonił mi autobus, w końcu odjechał.

Brunet odwrócił się i odszedł, po chwili ruszyłam za nim.

Nie odrywałam wzroku od chłopaka nie mogłam go zgubić w tym tłumie.

Chłopak podążył w prawą stronę, na chwilę stanęłam w miejscu przyglądając się mu.

Bez zastanowienia ponownie podążyłam za nim.

- Uwaga, obowiązuje godzina policyjna, zatrzymani zostaną deportowani - poinformowała kobieta w głośniku.

Chłopak by coraz dalej, więc tym razem podbiegłam.

ɪ ᴡᴀɴᴛ ᴛᴏ ʙᴇ ғʀᴇᴇOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz