16. Co to znaczy kochać?

421 34 12
                                    

Po godzinach spędzonych na sprzątaniu, gotowaniu i niekończącym się odśnieżaniu, nadeszły święta. Dla wielu kolacja była ważna, ale dla członków rodziny Weasley-Potter, najważniejszy był następny dzień. Nie chodziło o prezenty, których całe sterty czekały na zbudzone wcześnie dzieci. Liczył się wspólny obiad, do którego zasiadała cała rodzina.

To z jego powodu, Ginny biegała po domu od bladego świtu, upewniając się czy wszystko jest gotowe. Musieli zabrać ciasto i jej słynny kompot z suszonych owoców. Należało również dopilnować, aby dzieci ubrały się odpowiednio, chociaż o poranku interesowały je tylko prezenty. Harry złapał swoją żonę żeby razem mogli się przyglądać uradowanym minom trojga maluchów oraz aby wręczyć jej prezent, który ukrywał aż do tamtego poranka. Kobiecie bardzo spodobał się naszyjnik, który od niego otrzymała, za co nagrodziła go pocałunkiem, który spowodował sprzeciw u dzieci. 

- Jak podrośniecie to zrozumiecie- zapewniła ich.- A teraz, skoro już obejrzeliście wszystkie te wspaniałości to marsz na górę i macie się ładnie ubrać- cała trójka jej potaknęła i pomknęła do siebie.

- Mnie się tak nie słuchają- zauważył Harry.

- Każda matka ma swoje sposoby- oznajmiła, uśmiechając się do niego, po czym znów pomknęła do kuchni.

Po paru chwilach i sporze odnośnie ubierania różnych skarpetek przez Lily, cała rodzina była gotowa. Nawet Andromeda poczuła się lepiej i nie mogła się doczekać spotkani z innymi. Dzięki zorganizowaniu pani Potter, dotarli do domu Molly i Artura, jako pierwsi, ale nie znaczyło to, że mogą usiąść i pogawędzić przy herbacie. Trzeba było przygotować stół dla dwudziestu siedmiu osób.

Kolejni członkowie rodziny pojawiali się, co kilka chwil aż w końcu, jako ostatni pojawił się Billy z najbliższymi. Teddy ledwo zapanował nad kolorem swoich włosów, gdy zobaczył Victoirę. Dziewczyna wyglądała prześlicznie w jasnoniebieskim, a właściwie ledwo niebieskim swetrze, ze srebrnym „V" wyszytym na piersi.

Przywitawszy się z innymi krewnymi, co zajmowało odrobinę czasu, podeszła do Teddy'ego, z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie sądziła, że tak bardzo się za nim stęskni przez tych kilka dni. Tym czasem wręcz czuła jakieś dziwne łaskotanie na jego widok.

- Dziękuję za prezent- chłopak odruchowo spojrzał na jej nadgarstek gdzie znajdowała się srebrna bransoletka z dwiema drobnymi zawieszkami. Pierwsza przedstawiała maleńki złoty znicz, a druga postać na miotle.- Jest prześliczna.

- Na podsumowani tego roku i mam nadzieję, że również następnego.

- Nie zrezygnuję z drużyny. Jako ich jedyny Weasley mam wobec nich zobowiązanie, które bardzo mi się podoba, mimo zimna- chłopak się uśmiechnął.

- Czyli ja naprawdę miałem rację, szkoda, że nie wpadłem na to wcześniej. Ale wracając jeszcze na chwilę do prezentów, nie spodziewałem się, czego takiego, nawet mnie odrobinę zaskoczyłaś- mówiąc to, wyjął z pod swetra dwa nieśmiertelniki, które przymocowano do jednego łańcuszka. Wyryto na nich nazwiska jego rodziców.

- Teraz już na pewno o nich nie zapomnisz, więc nie masz, co się martwić- chłopak objął ją mocno.

- Dziękuję- w tamtej chwili Teddy stracił kontrolę nad włosami, które stały się radośnie zielone, z końcówkami lekko zabarwionymi na różowo. Słysząc nawoływanie Lily, odnośnie tego jak ślicznie wyglądają jego włosy, wziął się w garść i odsunął się od blondynki, odzyskując naturalny kolor włosów. Jeszcze raz podziękował Victoire i poszedł pomóc z krzesłami.

Jego zachowanie wydało się jej dziwne, zwykle spędzał z nią całe święta, a teraz umknął przy pierwszej okazji. Dziewczyna nie rozumiała, co się dzieje z jej przyjacielem ani dlaczego aż tak ją to martwi. W jej oczach, młody Lupin dalej był jej przyjacielem i go kochała, z tym, że rodzaj tej miłości zabarwił się ostatnimi czasy innym posmakiem, którego jeszcze nie rozpoznała.

Teddy i Victoire- od przyjaźni...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz