Niedzielny poranek upłynął naszej bohaterce pod znakiem nader męczącego treningu, w trakcie, którego odgrywała rolę ścigającego zamiast szukającego. Szło jej to wręcz beznadziejnie, ale na szczęście nie na tym polegało jej zadanie w drużynie. Tego dnia mieli jednak skupić się na współpracy graczy, których celem było przerzucenie kafla przez którąś z pętli oraz na dalszym doskonaleniu umiejętności ich obrońcy. Fakt, że takowy zbliżył się z panią kapitan wcale nie pomagał. Chłopak zszedł z boiska równie wykończony, co reszta drużyny. Rebeka wyglądała na zadowoloną pod czas, gdy pozostali marzyli o kąpieli i odpoczynku, dlatego pani kapitan nawet nie zdążyła zauważyć, kiedy inni członkowie drużyny, zniknęli w zamku.
- I jak wam dzisiaj poszło?- zagadnęła Ann, gdy wykończona blondynka weszła do ich dormitorium.
- Skoro chcesz wiedzieć, pani namawiam kapitana na więcej treningów, to może przyjdź na któryś i pomarznij razem z nami, a wszystkiego się dowiesz- brunetka wywróciła oczami, po czym uśmiechnęła się do przyjaciółki.- Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale obie wiemy jak dobre są drużyny, z którymi przyjdzie się nam zmierzyć. Możliwe, że przegramy.
- Co to ma być za podejście!? Nasza największa nadzieja nie może nawet myśleć w ten sposób, tu chodzi o odzyskanie honoru naszego domu.
- A nie o wygranie zakładu z Finnem? Jak przegrasz to płacisz za waszą kolację.
- Nie naszą tylko jego, ja będę tylko siedzieć i patrzeć na niego wzrokiem bazyliszka, jeśli ty nie weźmiesz się w garść i nie wygracie- Victoire próbowała ukryć rozbawienie, ale nie najlepiej jej to wyszło.- Co to za mina!?
- Jaka mina?- blondynka złapała poduszkę, którą przyjaciółka w nią rzuciła.- Daj spokój, jemu chyba naprawdę na tym zależy, zwłaszcza, że jest pewny zwycięstwa. Mógł wymyślić coś gorszego, ale to tylko...
- Zmarnowanie pieniędzy na jego posiłek, tak wiem, ale i tak wierzę, że z nimi wygracie i zobaczymy go w spódnicy, mam już nawet jedną, która powinna na niego pasować. Ten widok jest więcej wart niż puchar.
- Zrobię, co w mojej mocy byśmy to zobaczyły, ale pamiętaj, że w tej grze liczy się nie tylko złoty znicz. Idę się umyć, a ty lepiej skończ pisać pracę.
- Spokojnie mamo, dam sobie radę.
Victoire rzuciła w Ann jej własną poduszką, po czym zniknęła w łazience gdzie w spokoju się umyła po tym okropnym treningu. W porównaniu ze ścigającymi, ona robiła niewiele na boisku. Latanie, łapanie, rzucanie i przepychanie się z przeciwnikami. To było znacznie trudniejsze niż wypatrzenie drobnej piłeczki.
Zmęczenie nie było jednak wystarczającym powodem by się zaszyć w dormitorium i pozwolić sobie na lenistwo. Zamiast tego, Victoire postanowiła pójść do skrzydła szpitalnego i zobaczyć, czy Andrew czuje się lepiej. Jak się okazało Ślizgon już się obudził, a niemal wszystkie sińce zdążyły się zagoić. Widząc ją, chłopak uśmiechnął się promiennie.
- Czym zasłużyłem na taki zaszczyt błękitku?- blondynka lekko się uśmiechnęła i przysiadła na krześle koło jego łóżka.
- Sprawdzam ile prawdy jest w plotkach, ale żyjesz, więc znów dzieciaki kłamią- chłopak uśmiechnął się dumnie.- Jak się czujesz?
- Dobrze, tylko trochę boli mnie głowa. Nadal nie przypomniałem sobie, co się wczoraj stało, ani jak się tam w ogóle znalazłem, właściwie nic nie pamiętam od kolacji przedwczoraj. Pielęgniarka twierdzi, że to od uderzenia w głowę.
- Przykro mi- Andrew wzruszył ramionami.
- Nic już na to nie poradzimy. Jak tam idą przygotowania do meczu z Gryfonami? Dacie im radę?
CZYTASZ
Teddy i Victoire- od przyjaźni...
FanfictionOna- cicha, spokojna dziewczyna, nie mająca zbyt wielu przyjaciół. On- spokojny, miły i powszechnie lubiany chłopak. Oni- para najlepszych przyjaciół. Co się stanie, gdy Ona otworzy się na resztę świata i znajdzie innych przyjaciół, a On postanowi u...