Astrid w szoku przyglądała się opancerzonym statkom przybijającym do brzegu Berk. Zupełnie jak w jej śnie. Te nie należały jednak do nieprzyjaciela. Miała taką nadzieję.
Czkawka uśmiechnięty stanął na środku mola. Wtedy rozległ się szaleńczy śmiech. Mężczyzna niższy od syna wodza wyskoczył zza burty zamykając drugiego w żelaznym uścisku. Wtedy wszyscy byli zaskoczeni.
Czkawka przytulany był przez nikogo innego, jak samego Dagura. Dagura szalonego. Wojowniczka instynktownie wyciągnęła swój topór gotowa do walki. Wtedy przed oczami mignęła jej inna broń. I blondynka mogła rozpoznać ją wszędzie. Ten kształty, materiał, z którego została wykonana. Znała jej właściciela, a raczej właścicielkę zbyt dobrze.
- Heathera.
- Dziewczyno, wiem, że rozpycha cie energia i takie tam, ale nie atakuj swoich przyjaciół. - Uśmiechnęła się czarnowłosa.
Dziewczyny wpadły sobie w ramiona mówiąc jak bardzo za sobą tęskniły. Reszta jeźdźców też się przywitała, zadowolona z tego niespodziewanego spotkania. Astrid przypomniała sobie o Dagurze i broń znów znalazła się w jej ręku. Heathera zauważyła to i spojrzała na nią ostrzegająco.
- Nie zadzieraj z moim bratem. Wiesz, że ci na to nie pozwolę. - Blondynce opadła szczęka.
- Od kiedy nazywasz go rodziną? - Spytały bliźniaki.
- Od kiedy Czkawka pokazał mi prawdę o nim.
- Mala! Miło cie znowu widzieć. - Usłyszeli szczęśliwy głos Czkawki.
Ściskał on właśnie dłoń wysokiej kobiety z krótkimi, blond włosami i ledwo widocznym uśmiechem na twarzy. Ubrana była w czarny, obcisły strój z złotymi paskami.
- Dobrze. Z racji, że przybyli wszyscy zgromadzeni przydało by się omówić szczegóły, nieprawdaż? - Spytał Czkawka.
Pozostali kiwnęli głową i ruszyli za nim do twierdzy.
******
- Śledzik, Sączysmark! Przenieście Viggo i Rykera do bezpiecznego miejsca! Uważajcie na ich rany! Mieczyk, Szpadka, czas na odrobinę gazu! Mala, Dahur, Heathera! Zaatakujcie napastników po bokach! Teraz! Astrid, idziesz ze mną! Wykonać. - Wrzasnął Czkawka blokując jeden z nadchodzących ciosów.
Wojna trwała już od dobrej godziny. Obie strony nie miały zamiaru się poddać. Jeźdźcy niemal natychmiast wykonali rozkaz. Wtedy do akcji wkroczyli oni. Brnęli razem do przodu, powalając na ziemię kolejnych wrogów. Astrid zwinni i szybko atakowała i odparowywała. Jej stopy dostosowywały się do każdego potrzebnego kąta, wręcz tańczyła. Jej ciało wykonywało precyzyjne, niemal idealne uderzenia, a każdy cios był wymierzony z odpowiednią siłą. Była niczym bogini siejąca spustoszenie między nieprzyjacielskimi armiami. Obok niej kroczył dzielnie Czkawka. Jego ręka władała metalowym mieczem perfekcyjnie. Ludzkie oko nie było w stanie dostrzec żadnego błędu w jego działaniach, żadnej niedoskonałości. Gotowy był na każdy zadany cios. Ani razu nie chybił, ani razu się nie zawahał. Ani razu się nie zatrzymał. Pokonywał swoich wrogów, jak kosa ścinająca plony pod czas okresu zbiorów. Każdy jego ruch był precyzyjny, jakby zaplanowany. Zbyt dobrze wykonany, by móc wyjść z przypadku.
Wtedy dotarli do wielkich, metalowych drzwi. Czkawka bez chwili wahania otworzył je agresywnie. Przed nimi stał Krogon. Uśmiechał się od ucha do ucha. Wyglądał na naprawdę zadowolonego.
- Koniec gry, Krogan. - Warknął szatyn.
- Czyżby na pewno, władco smoków?
- Cholera! - Krzyknął Czkawka wpychając Astrid do najbliższej dziury w podłożu.
W tedy całe pomieszczenie zaczęło się walić.
******
- Astrid! Astrid?! Słyszysz mnie? - Usłyszała zaniepokojony głos.
Wydawał się znajomy. Chciała otworzyć oczy, ale momentalnie poczuła ból przeszywający jej ciało. Delikatnie uchyliła powieki. Wszystko przed nią było zamglone. Jakby cały świat pochłonęła nagle gęsta mgła biała jak mleko. W głowie słyszała dziwny dźwięk. Przeciągły pisk, który ranił jej uszy. Wszystko docierało do niej jakby była pod wodą. Nie rozumiała co się dzieje. Nie wiedziała gdzie jest. Jej klatka piersiowa unosiła się z trudem. Traciła za wiele krwi. Zmęczona zamknęła oczy. Nie miała już siły dalej walczyć. To był jej koniec
Wtedy zobaczyła wysoką figurę. Stała na przeciwko niej, uśmiechała się. Wyglądała wręcz jak anioł. Jej anioł. Czuła płynącą od niego potęgę. Jego twarz nie była jednak surowa. Była spokojna, wyrażała radość, ale też troskę i żal. Okalały ją piękne, delikatne włosy. Niektóre kosmyki zaplecione były w małe, słodkie warkoczyki. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w jej własne. Były powalające. Jak najcenniejszy kamień, który mógł istnieć. Jak zielona trawa w rozkwicie wiosny. Jak głębia wody z mieniącymi się barwami ciepłego blasku. I ten uśmiech. Ten znajomy uśmiech...
- Czkawka!
*****************
Koniec!
Miło było z wami to wszystko przeżyć kochani! Cieszę się, że wytrwaliście ze mną do końca tej opowieści.
Kocham was!
LOL. Żart
Tak szybko się mnie nie pozbędziecie. ;)
Chciałabym wam podziękować za czytanie. I mówiąc szczerze, zbliżamy się już do końca tej opowieści. Tym razem to nie żart.
Publikuje to kilka dni po ustalonej dacie. I całą moją systematyczność wziął szlag :,)
Nieważne.
Mam nadzieję, że spodobała wam się kolejna część nieznajomego. Oczekujcie ostatnich dwóch części jutro o 20.35.
Do zobaczenia!
CZYTASZ
Nieznajomy
FanficCzkawka znika i zostaje uznany za zmarłego. Całe Berk jest w żałobie, po utracie przyszłego wodza. Stoick nie może się po tym otrząsnąć. Po kilku latach do wioski przybywa dwóch nieznajomych. Kim oni mogą być?