Part 16

333 16 27
                                    

Ocknęła się nagle. Czuła jego usta przesuwające się po jej barku. Jego dłoń niecierpliwie sunęła po jej brzuchu. Czuła gęsią skórkę. Było jej tak przyjemnie. Ale nie mogła. Nie powinna tego robić.
-Jay - rzuciła. Spojrzał na nią nachylając się nad jej twarzą. Czuł jak łomocze jego serce. Tęsknił za nią. Zapach i miękkość jej skóry przypomniała mu co stracił. A kiedy zobaczył ją w tym stanie coś wstrząsnęło jego wnętrzem. Nie chronił jej, nie umiał jej ochronić. Nie było go przy niej kiedy potrzebowała pomocy. Nie było go przy niej kiedy była w niebezpieczeństwie. A przecież obiecał jej chronić ją.
- Nie powinniśmy - to wprawiło go w osłupienie. Widział w jej oczach ogromną wątpliwość. Nie umiał tego nazwać. Przymknęła powieki czując jak całuje jej czoło. Coś targnęło jej wnętrzem. Tęskniła zanim. Czuła jak to wszystko co czuje do niego, ją wyniszcza. Nigdy nie spodziewała się, że trafi do tak toksycznego związku. Że to co będzie czuła do swojego męża ją zniszczy. Będzie ją niszczyć. Odsunął się od niej i podniósł. Bolało go wszystko. Jej spojrzenie... Nie liczył, że od razu rzuci się na jego szyję i powie że mu wybacza. Zrozumiałe było to, że mu nie ufała. Że mu nie wierzyła. Spojrzał na nią kiedy podniosła się i poprawiła ubranie. Skrzywiła się czując jak palce zaczęły boleć. Skierowała się do łazienki. Zignorowała jego obecność. Zignorowała, że bolały ją nie tylko palce. Spojrzała na siebie w lustrze. Nie słyszała żeby trzasnęły drzwi wyjściowe. Zdrową ręką otarła łzy ze swoich polików. Nigdy nie spodziewała się, że będzie przez niego tyle płakać. Otworzyła szafkę. Złapała za butelkę środków przeciwbólowych. Miała nadzieję, że pomogą jej. Tamte leki już się skończyły. A lekarz będzie dopiero jutro rano. O zastrzyku przeciwbólowym mogła pomarzyć. Ochlapała twarz wodą. Zapiekły ją poliki. Kiedy wróciła do salonu, siedział przy stole trzymając ramkę ze zdjęciem w dłoni. Widziała ogromne przerażenie na jego twarzy. Odwrócił wzrok w jej kierunku. Łzy zebrały się w kącikach jego oczu. Wiedziała doskonale na jakie zdjęcie patrzył. To była jej ostatnia pamiątka po nim. Ich zdjęcie ze ślubu. Czasami była banalna. Ale jednak... To przypominało jej jak szczęśliwa była. Przy nim nic innego nie miało znaczenia. Nie ważne gdzie była. Najważniejsze było żeby być z nim.
- Przepraszam za wszystko co ci zrobiłem - podniósł się trzymając to zdjęcie ciągle w dłoniach. Widziała jak mocno zaciskał na ramce, palce. Spojrzała na niego.
- Nie umiem tego naprawić co stało się przez ostatnie dziesięć lat. Ale... Na prawdę myślałem, że ułożyłaś sobie życie. Przez ostatnie sześć miesięcy byłem potworem. Widziałem twój strach w oczach. I to co zrobiłem tamtego wieczora. To jak pisnęłaś ze strachu i bólu. To mi uzmysłowiło, że jeśli bym został, zrobiłbym ci jeszcze większą krzywdę. Nie chcę odchodzić z twojego życia. Chce zasłużyć na drugą szansę - oznajmił spokojnie. Zacisnęła zęby i spojrzała na niego. Coś wyrywało się w jego kierunku. Kochała go. Była w stanie dać mu drugą szansę. Odnosiła wrażenie, że szczerze tego żałował.
- Coś ci pokażę - wskazała na drzwi.

Skonsternowany wszedł za nią na teren cmentarza wojskowego przy bazie w Nowym Jorku. Powoli szła do przodu. Znała tą drogę doskonale. Mogła iść tam z zamkniętymi oczami. Obserwował ją w skupieniu. Nie miał pomysłu co tu robią. Szedł za nią. Powoli robiła krok za krokiem podpierając się laską. Nie odzywała się całą drogę. Kiedy wsiedli do samochodu bez słowa włączyła nawigację. Obserwował ją w skupieniu. Nie wiedział co powinien jej powiedzieć. Nie wiedział nawet gdzie jadą. Obserwował w przerażeniu mijane nagrobki. Czuł rosnące przerażenie. Chciał naprawić wszystko co zepsuł. Kiedy ją dostrzegł najpierw przed hotelem a później na posterunku coś w nim się obudziło. To co czuł do niej. Nie był oczywiście święty. Nie musi jej o tym mówić. Ale chciał przede wszystkim żeby nie odeszła. Zależało mu na niej. Chciał się jak przedtem, nią opiekować i ją chronić. Dotknął swojego polika. Skrzywił się czując ból, kiedy dotknął miejsca gdzie jej pięść spotkała się z jego twarzą. Należało mu się. Nie dziwiło go to. Starał się postawić w jej sytuacji ale nie umiał. To co działo się wtedy w jego głowie było czymś okropnym. Nie chciał jej krzywdzić. Nie miał dosyć siły żeby walczyć z tym drugim, ale miał siłę żeby od niej uciec. Musiał unieszkodliwić wszelkie zagrożenia jakie jej groziły z jego strony. Musiał ją ochronić przed samym sobą. Mijał marmurowe płytki wystające z równo przyciętej trawy. I czuł mieszankę przerażenia i skonsternowania. Ona się nic nie odzywała. Wpatrywał się w jej plecy. Zatrzymała się nagle i spojrzała na jedną z tablic. Stanął obok niej i poczuł jak coś podchodzi do jego gardła. Wpatrywał się w swój własny grób. Widział swoje imię i nazwisko oraz datę urodzenia na marmurowej płycie. Odwrócił wzrok na nią.
- Tu jest mój Jay - oznajmiła spokojnie i odwróciła wzrok - Udowodnij mi, że nie mam racji - dodała cicho. Nie mógł w to co widział uwierzyć. Przecież stał obok niej. Dotknął jej ramienia. Wpatrywała się w niego nie reagując. Przyglądał się jej nie wiedząc co ma powiedzieć. Odwrócił wzrok ponownie do płyty. Wpatrywał się w równo wypalone cyfry i litery. Kiedy powiedziała mu o tym w Chicago pomyślał, że to pewnie jakiś sposób na walkę ze wspomnieniami. Ale to była prawda. Patrzył na swój grób.
- Co jest zakopane w środku? - to pytanie przeszło mu przez gardło bardzo trudno.
- Nic - pokręciła głową - Wszystkie groby tutaj to ludzie, którzy zaginęli - podniosła rękę. Rozejrzał się dookoła. Znaleźli się w jakiejś dziwnej części cmentarza. Rzędy płyt ciągnęły się równo do samego muru.
- To, że jest tu grób kogoś kto zniknął i kogo się kochało daje ogromne ukojenie. Cały czas w głowie miałam tylko cel żeby cie znaleźć. Przyjmowałam najgorsze i najlepsze scenariusze. Brałam wszystkie możliwości pod uwagę. Ale kiedy burmistrz miasta uznał cie oficjalnie za zmarłego coś we mnie się uspokoiło. Miałam po prostu odpowiedź na pytanie co się z tobą stało. Nie, nie podejrzewałam nawet że wróciłeś do Chicago. Bałam się, że to co się z tobą działo doprowadziło cie do śmierci. Bo oprócz ciebie nie miałam już nikogo - oznajmiła spokojnie. Mówienie o tym nie sprawiało jej już problemów. Najtrudniej było na początku oczywiście. Lekarstwa jakoś jej nie pomagały. Popadła w ogromny obłęd. I to co robiła żeby go tylko odnaleźć. Wpatrywała się w niego czując jak wszystko w jej wnętrzu pęka. Chciałaby przytulić się do niego i więcej nigdzie nie puścić. Chciałaby nie pamiętać ostatnich dziesięciu lat. Chciałaby żeby Jay był obecny w jej życiu znowu. Jaka ona była głupia i naiwna. Nie nauczyłasię chyba. Nie wiedział co ma jej powiedzieć. Wpatrywał się uparcie w płytę. Widział świeże kwiaty, lampkę która się paliła. Przychodziła tu regularnie. Widział groby, które były w okropnym stanie. Ona o nim nie zapomniała. Nie zapomniała nigdy. Teraz to zrozumiał. Że mimo wszystko dalej o nim pamiętała. A to, że uciekł. To tylko ją złamało. Ale złamało tak, że z trudnością się skleiła z powrotem. Inaczej było z nim. Dalej był w środku rozsypany jak puzzle.

Wpatrywał się w nią, śpiącą spokojnie. Jeszcze ze sobą walczył. Czuł jak ten drugi typ szepce mu coś z tyłu głowy. Skrzywił się widząc fioletowe ślady na jej ramieniu. On nie chciał! Nie chciał zrobić jej krzywdy. Musi uciec. Musi ją ochronić
- I co zrobisz? -ten drugi dalej go podjudzał - Pewnie ona wszystko donosi doAfganów. Wiesz, że to robi. ATF to tylko przykrywka - starał się wyciszyć ten głos. Ale było to utrudnione. Czuł się skołowany. Nie wiedział gdzie jest. Nie wiedział co się z nim dzieje. Nie poznawał miasta, w którym był. Wydawało mu się, że każdy chcego zabić. Nie poznawał ludzi. Nie wiedział czy ta pani, która mówi mu dzień dobry na schodach to szpieg czy sąsiadka. Nie poznawał jej. Nikogo nie poznawał. A zwłaszcza nie poznawał siebie. Odsunął się od łóżka i stąpając na palcach podszedł do szafy. Położył torbę na ziemi. Czuł panikę i strach rozchodzące się po jego wnętrzu. Nie chciał od niej odchodzić. Nie chciał stąd wychodzić. Ale był dla niej ogromnym zagrożeniem. Przycisnął dłonie do swojego czoła. Wyciszył tego drugiego i wrócił do pakowania. Kilka rzeczy. Żeby się nie obudziła. Usłyszał jak obróciła się na plecy. Spojrzał na nią jeszcze raz. Nie wie jeszcze gdzie pojedzie. Nie wie co ze sobą zrobić. Elsee nie zasługiwała na to, jak ją traktował. Ona mu chciała tylko pomóc. Coś szarpnęło jego wnętrzem kiedy bluza z logo Blackhawks trafiła w jego ręce. To będzie ostatnia rzecz, która będzie mu kojarzyła się z Elsee. Ta bluza. Potem pojawia się tylko ciemność. Wsunął na siebie koszulkę i zamknął cicho szafę. Wyszedł z sypialni. Wszystkie wątpliwości właśnie go opuściły. Tak będzie dla nich najlepiej. Ona pewnego dnia ułoży sobie życie. Nie warto płakać i kochać takiego kogoś jak on. Rozejrzał się ostatni raz po mieszkaniu i nacisnął klamkę.

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz