Odwróciła wzrok na Williams'a, kiedy ten pojawił sie przed budynkiem ratusza. Musiała sie uspokoić. Musiała to sobie ułożyć. To co powiedziała Jay'owi sprawiło jej trochę ulgi. Ale nie mogła sie oszukiwać. I nie mogła oszukiwać jego. Mimo tego co jej zrobił, nie zasługiwał na to żeby go ciągle wodziła za nos. Na prawdę starała sie mu wybaczyć, starała sie zapomnieć o wszystkim i skupić sie na tym co jest teraz. Ale kiedy wrócił do Chicago, chociaż jej obiecał że zostanie, zrozumiała. Zrozumiała, że nie potrafi. Nie potrafi mu wybaczyć. I straciła wtedy jakikolwiek sens w swoim życiu. Jeszcze to co działo sie teraz przelało czarę goryczy. Danny uśmiechnął sie do niej szeroko. Odpowiedziała lekkim uniesieniem kącików ust.
- Nie przeszkadzam? - stanął obok niej. Przez ostatnie dni rozmawiali z nią bardzo dużo. O sprawę, o życie. O wszystkim. Elsee coś ukrywała w sobie. Ale jeśli nie chciała o tym mówić on nie miał zamiaru naciskać. I wymusił żeby Steve też tego nie robił.
- Nie - spojrzała na ulicę. Obserwowała ludzi beznamiętnie. Widziała jak gdzieś sie spieszyli, rozmawiali przez telefon.
- Mogę o coś zapytać?
- Jasne - odwróciła wzrok na detektywa. Danny wpatrywał sie w nią z zaciekawieniem. Obserwował jej twarz. Widział dziwną obojętność w jej spojrzeniu. Rezygnację wypisaną na twarzy.
- Twój mąż... - oparł sie plecami o ścianę jak zrobiła to Elsee.
- Nie rozmawiałaś z nim o tym co wymyśliłaś - dodał. Usłyszał ciche westchnięcie.
- Z Jay'em to trochę bardziej skomplikowane - wyjaśniła cicho.
- Separacja?
- Można tak powiedzieć - spojrzała na swoje buty - Znamy sie z Jay'em od liceum. On powtarzał, że kiedy skończy szkołę pójdzie do wojska. Dostał możliwość szkolenia sie tutaj, w Nowym Jorku. Oboje pochodzimy z Chicago. Przez pierwszy rok było nam ciężko żyć na odległość więc pewnego dnia po prostu sie przeprowadziłam do niego. Zaczęłam akademię a on dostał sie do Rangers'ów. Pierwszy powrót z misji był na prawdę spoko. Po drugim już było gorzej. Zdiagnozowano u niego PTSD. Było co raz gorzej. Był co raz bardziej zamknięty w sobie, agresywny. Pewnej nocy po prostu zniknął. Wziął kilka rzeczy i zapadł sie pod ziemię - spojrzała na detektywa. Daniel spojrzał na nią zaskoczony. Widział przerażenie. Widział dziwne skołowanie. Widział w niej strach. Wspominanie o tym dalej ją bolało.
- Ale jak widzę znalazł się - wskazał palcem na budynek
- Tak, dwa miesiące temu. Znaczy sie nie znalazł. Pracuję nad sprawą Syndykatu ponad rok. Mam ogromny materiał dowodowy, że Syndykat szmugluje broń kanałami kartelu do Ameryki Południowej. Jimmy Colder był naszym celem od kilku miesięcy. Miał nas doprowadzić do samej góry w Syndykacie. Mieliśmy dla niego na prawdę sowitą ugodę. Wysłano mnie do Chicago. I tam Jimmy musiał wykonać kilka zleceń co przykuło uwagę sierżanta Voight'a. Tak spotkałam Jay'a po dziesięciu latach od zniknięcia - parsknęła ironicznie. Danny skrzywił sie widząc jak w jej oczach zbierając sie łzy.
- Nie wiem czy on teraz jest moim mężem. Bo to nie jest ten sam człowiek za którego wyszłam - dodała cicho ocierając łzy.
- A nie próbowałaś z nim o tym rozmawiać?
- Próbowałam. Na prawdę. Nie wiem czy można opisać słowami to co poczułam jak zobaczyłam go tamtego dnia. To była ulga bo żył, to było szczęście bo żył. Ale to był też ogromny szok bo żył. Wiesz, ja go w pewien sposób pochowałam. Pogodziłam sie z tym, że on może nie żyć. Po kilku latach wmówiłam sobie, że jest gdzieś pochowany. Bo przecież by sie odezwał - wsunęła ręce do kieszeni bluzy. Czuła sie w pewien sposób upokorzona też wtedy. Ale o tym nie chciała mówić detektywowi.
- Kiedy wróciłam z Oahu do Nowego Jorku to Jay sie mną opiekował. Chciałam mu dać jeszcze jedną szansę. Wtedy do PTSD nie przykuwało aż takiej uwagi jak obecnie. Wiele rzeczy zignorowałam. Ale nie umiem zapomnieć o tym co zrobił - mruknęła - Miałeś tak, detektywie, że kochałeś kogoś całym sobą i kiedy zniknął miałeś wrażenie, że spadasz na dno albo umierasz? - spojrzała na niego. Odwrócił wzrok w jej kierunku. Teraz dostrzegł jej prawdziwe uczucia. Widział w niej zrezygnowanie, smutek. Elsee była kobietą, która starała sie trzymać. Chociaż tak na prawdę była ogarnięta smutkiem od wielu lat. Mrok w jej życiu był już czymś normalnym. Czymś co było przy niej i ona nie musiała tego analizować. Lepiej. Czuła niepokój kiedy ten mrok znikał. Danny poczuł jak coś podeszło mu do gardła.
Steve wszedł do pomieszczenia, przykuwając tym samym uwagę sierżanta. Hank odwrócił wzrok od mapy i obserwował komandora. Wczoraj spotkali sie w barze hotelowym by sobie porozmawiać. Wiedział, że McGarrett też swoje w życiu przeszedł.
- Hank - podszedł do niego i uścisnął jego dłoń. Voight lekko uśmiechnął sie do Steve, który oparł sie o stół.
- Steve. Jak sie spało?
- Doskonale - skinął głową - Mam do ciebie takie pytanie - brunet złożył dłonie jak do modlitwy. Wiedział, że musi poruszyć tę kwestię teraz. Najlepiej teraz. W ciągu najbliższych godzin cała sprawa sie wyjaśni i skończy.
- Słucham
- Detektyw Halstead. Jak ci sie z nim pracuje?
- Z Jay'em? - Hank skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Podniósł głowę wyżej i obserwował ze ściągniętymi brwiami, komandora. Ten skinął głową przyjmując podobną pozę do sierżanta.
- Jay jest świetnym detektywem. Zna sie na swojej robocie i angażuje sie w nią. Do tego jest odpowiedzialny, lojalny i ma dziwny zmysł który czasem pomaga ruszyć z miejsca. Dlaczego o niego pytasz?
- Five-O to grupa złożona z najlepszych w swoim fachu. Jedna z naszych przeszła do grupy zajmującej się walką z handlem kobietami. Mamy wolny wakat i po...
- Zapomnij, Steve! - McGarrett zamilkł słysząc złość w głosie Voight'a
- Słucham?
- Nie zabierzesz Jay'a na Hawaje. Jest integralną częścią mojego zespołu
- A dlaczego nie zapytamy go czy chciałby dołączyć do Five-O? - komandor uniósł brew zupełnie nie rozumiejąc złości Hank'a. Voight zacisnął szczękę czując jak rośnie w nim chęć uderzenia komandora w twarz.
- Bo Jay nie zostawi wydziału - pewność w głosie sierżanta rozzłościła komandora w pewien sposób.
- Jay będzie pracował ze mną
- Uważaj Steve - Hank uniósł palec do góry i pomachał nim przed komandorem - Wiele było takich osób, które myślały że ze mną wygrają
- Czy to groźba?
- Ostrzeżenie - mruknął sierżant oddychając głęboko. Nie mógł podnosić głosu. Był gościem w tym miejscu. Zupełnie jak McGarrett ale nim sie akurat nie przejmował. Opanował rosnącą chęć rzucenia sie na komandora z pięściami.
Halstead siedział w samochodzie obok Hank'a i czuł sie dalej skołowany. Oczywiście dalej nie mógł uwierzyć w to co powiedziała mu Elsee. Widok jej obrączki na jego dłoni go złamał. Nie umiał sobie wytłumaczyć jej zachowania. Nie wiedział nawet czy tak sie da. W ciągu jednej chwili zburzyła w nim całą chęć naprawiania świata. Naprawiania swojego świata. Starał sie naprawić wszystko przez ostatni czas. I zrozumiał, że to poszło na marne. Nie odzyska Elsee.
- Jay! - ostry głos sierżanta ściągnął go na ziemię. Szatyn zamrugał powiekami i odwrócił wzrok.
- Słucham? - mruknął z zaschniętym gardłem.
- Co sie z tobą dzisiaj dzieje? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - mruknął wyraźnie zaniepokojony. Do szatyna nic nie docierało. Siedzieli przed pierwszym budynkiem w którym było mieszkanie Coldera. Elsee weszła tam sama. Coś we wnętrzu szatyna rosło powodując mdłości, kiedy widział ją jak znikała za drzwiami. Na jej słowo mieli ruszyć za nią i obstawić cały budynek. Colder nie mógł wyjść z tego niepostrzeżenie.
- Kiedy przygotowywaliśmy z Elsee, ślub musieliśmy kupić obrączki. Pamiętam, że wpadłem na pomysł żeby każde z nas znalazło dla tej drugiej osoby odpowiednią obrączkę - mruknął przyglądając sie swojej dłoni. Szeroka, złota obrączka na jego palcu świeciła sie w słońcu. Hank spojrzał na niego a potem spojrzał na jego dłoń. Jay zaczął obracać ją na palcu.
- Mi pomagał Will. Chciałem do obrączki Elsee dołożyć kilka kamyków ale mój brat stwierdził, że Elsee przecież nie jest fanką przepychu i jak znajdę coś z białego złota to będzie idealne dla niej. Miał rację - wsunął rękę do kieszeni. Voight zaskoczony dostrzegł jak szatyn uniósł w palcach mały pierścionek z białego złota. Widział wewnątrz jakiś grawer.
- Oddała mi dzisiaj obrączkę - dodał cicho - Ten cały czas kiedy chciałem wszystko naprawić poszedł na marnę. Nie wiem czy to ma dalej sens - westchnął
- Przykro mi - usłyszał sierżanta. Jay uśmiechnął sie kwaśno. Wszystkim jest przykro. Ale to on czuł jak wszystko w jego wnętrzu ponownie sie rozpada. Czuł jak spada na sam dół. Zrozumiał, że kiedy wszystko sie skończy będzie musiał puścić ją wolno. Kochał ją. Ale nie mógł zmusić nikogo, a zwłaszcza ją, do miłości. Zwłaszcza po tym co jej zrobił. Miała rację. Nie zasługiwał na kolejną szansę. To co jej zrobił, to była krzywda której nie można wybaczyć od tak. Czuł palące wyrzuty sumienia. Ale teraz czuł właśnie to co czuł przegrany. Poczucie klęski.
CZYTASZ
AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONE
FanfictionElsee jest agentką ATF, która zostaje oddelegowana z Nowego Jorku do Chicago. Ma za zadanie pomóc w rozbiciu szajki nad którą pracują i w NY i w Chicago. Nie spodziewa się tylko, że będzie miała okazję rozwiązać prywatny problem. Jay jest detektywe...