Rozstanie

632 31 8
                                    

Piper była realistką.

Zdawała sobie sprawę z tego że życie nie jest bajką Disneya. Że pierwszy chłopak z którym będzie wcale nie musi być jej mężem. Że pomimo tego iż jej ojciec jest gwiazdorem filmowym, ona nie jest księżniczką.

A to wszystko nie musi zakończyć się happy-endem.

Dlaczego to więc tak bardzo bolało?

Była w związku z Jasonem Gracem już... Właśnie, ile?

Nawet tego nie umiała stwierdzić.

Nie miała pojęcia czy liczyć jej wspomnienia, które swoją drogą były fałszywe, czy może zacząć od momentu wybudzenia się blondyna w autobusie, kiedy to znowu on nic nie pamiętał.

Te wydarzenia stanowiły spory problem dla ich związku.

Tak naprawdę ich relacja była sztucznie zaprojektowanym przez Herę tworem. Stworzonym tylko po to aby móc połączyć zwaśnione obozy.

A Piper była w tym jedynie pionkiem.

Czy to wszystko było tylko wytwórem wyobraźni?

A może to się naprawdę wydarzyło, tylko nie było tam Jasona.

A na jego miejscu był ktoś inny.

Piper nie wiedziała i raczej wolałaby nie wiedzieć.

Jednak pomimo tego czuła to.
Nie wiedzieć czemu czuła że go kocha. Że jest w stanie zrobić dla niego wszystko, nawet oddać własne życie.

Poświęcić siebie aby to on był szczęśliwy.

Bo Jason Grace zasługiwał na szczęście.

Był chłopakiem wprost idealnym.
Naprawdę, ciężko było o kogokolwiek lepszego.

I to nawet nie chodzi o jego wygląd. Choć w oczach czirokeski, bardziej przypominał boga, niż ci których zdążyła juz poznać.

Jego twarz, włosy, sylwetka.

Wszystko było doskonałe.

Zupełnie jakby był wyrzeźbioną figurą z marmuru, powołaną do życia.

A jego charakter...

Był inteligentny, odważny i taki ciepły.

Troszczył się o nią i dawał jej mnóstwo czułości.

Jason Grace naprawdę był ideałem.

Niestety wystąpił pewien problem.

To "coś" co do niego kiedyś czuła, po prostu znikło.

Prysło. I już nigdy nie powróciło.

To było dziwne. Była w końcu córką Afrodyty. Jej domeną była miłość.

Czemu więc do jasnej cholery nie potrafiła się w niej odnaleźć?!

Ze wszystkich sił, z całego serca starała się pokochać Jasona na nowo.
I nie wiedzieć czemu jej się to nie udawało.

To było takie głupie.

Miała ideał, do którego wzdychała każda wolna dziewczyna z obozu.

A ona nie potrafiła go pokochać.

Afrodyta musiała mieć z niej niezły ubaw.

Z początku myślała że ta pustka jest chwilowa. Że zaraz to minie. Dlatego nic nie mówiła chłopakowi.

Udawała że wszystko jest w porządku. Starała zachowywać się tak jakby zupełnie nic się nie działo. 

I wydawało się że on tak myśli. Nie miał nawet czasu by dostrzec że jest inaczej.

Był zbyt zajęty projektowaniem nowych świątyń dla zapomnianych bogów.

Praca ta pochłaniała większość jego dnia. Oczywiście nie mógł w tym wszystkim zapomnieć o ciągłych treningach.

Więc w ciągu tego dnia mało było czasu dla Piper.

Mimo to dwoił się i troił aby zawsze znaleźć dla niej jakąś wolną chwilę.

I znajdował.

Lecz ona nie mogła udawać w nieskończoność.

Zrobiła się cicha, zamyślona a nawet niechętna.

A on wciąż nie miał czasu o tym myśleć.

I tak oddalali się od siebie.

Aż Piper zdała sobie smutną prawdę.
Te myśli które odtrącała, mimo iż zawsze siedziały tam gdzieś z tyłu jej głowy.

Wtedy pozwolila je do siebie dopuścić.

I wiedziała już... że go nie kocha.

To bylo takie przykre. Tak bardzo chciała znów to poczuć.

Wciąż pamiętała smak jego pocałunków, jego dłoni na jej ciele.

Może było to głupie i naiwne ale liczyła że to właśnie Jason jest tym jedynem. Że to z nim spędzi resztę życia.

Cholernie, ale to cholernie chciała żeby tak było.

Ale już go nie kochała. Jeśli kiedykolwiek to uczucie było prawdziwe.

I nie mogła nic z tym zrobić.

Nie byli sobie pisani.

Nie da się ożywić czegoś co już dawno jest martwe.

Oddalili się od siebie tak bardzo że nawet rzadko kiedy już się widywali.

A kiedy już to robili to wszystko było takie sztuczne, niezręczne, nie takie jak kiedyś.

Któregoś dnia Piper zdobyła się na odwagę aby mu to powiedzieć.

Spotkała się z nim na plaży i powiedziała mu wszystko.

Przyjął to ze spokojem. Wydawałoby się że rozstali się w zgodzie.

Każde odeszło w swoją stronę.

Tylko bezchmurne niebo było świadkiem łez syna Jowisza.

Pustki i żalu wewnątrz córki Afrodyty, nie dostrzegł nikt.

Średnio jestem zadowolona z tego one-shota lecz gdzieś musiałam przelać swoje myśli. Jestem świadoma niezgodności z książką. Pomimo to ciężko mi to wszystko sklecić w słowa.
Czasem tak już jest.

Czekam na opinie

One-shoty; Olipmisjcy HerosiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz