Jane Austen

978 103 49
                                    

Przypomniało mi się, że dawno tu niczego nie było xd

Tamtego bożonarodzeniowego poranka, kiedy spali ze sobą po raz pierwszy, Dean wstał zanim Cas się obudził, nie dając mu szansy otworzenia oczu przy nim – może lepiej. Wtedy pewnie było to wskazane.

I tak dopiero piętnastego lutego, w dzień po Walentynkach, Castiel Novak po raz pierwszy w życiu, choć miał na karku swoje lata, przebudził się we własnym łóżku, w swoim własnym ciasnym mieszkanku w górnym West Side, słysząc za sobą spokojny, miarowy oddech. W pierwszej chwili serce zabiło mu mocniej, szybciej. Nie tylko go słyszał, ale i czuł, ciepłe, wydychane przez Deana powietrze owiewało mu kark, poczuł też na sobie jakiś obcy ciężar, i kiedy spojrzał w dół, zrozumiał, iż była to po prostu deanowa ręka, obejmująca go w talii – leżał, przyciśnięty do Winchestera plecami. Z tego, co pamiętał, zasypiał do niego przodem, a zatem musiał się gdzieś w trakcie obrócić.

Nie mógłby powiedzieć, że spało mu się źle, wręcz przeciwnie, było mu wygodnie, i przyjemnie ciepło, a Dean ładnie pachniał... Więc leżał, nie ruszając się, żeby go nie obudzić, starając się udawać, że aż tak go to nie cieszy, a cieszyło, zdawał sobie sprawę, że CIESZYŁO. Kurwa, dopiero co o tym myślał – a co, jeśli obudzi się pewnego dnia i stwierdzi, że go kocha? Kocham cię, Dean. Za dumny jestem, by to przyznać, ale zdobyłeś mnie. Udało ci się, wygrałeś.

Przypomniał mu się jego sen z Sylwestra – ten, w którym nie był w stanie do Deana podejść, bo kiedy robił krok w przód, Dean robił go także, natychmiastowo oddalając się o taką samą odległość, o jaką on próbował dystans pomiędzy nimi zmniejszyć. Śmieszne, ale mniej więcej tak wyglądała teraz jego relacja z księciem2Y5. Poprzedniego dnia, zanim wyszli z Deanem do Starbucksa, postanowił „wykonać krok": nie poprosił wprost, raczej zasugerował między wierszami, że powinni spróbować gdzieś razem pójść, jeszcze raz. Spotkać się. W odpowiedzi Książę zrobił dokładnie to samo – nie odmówił wprost, ale zbył pomysł, zmieniając temat. Odsunął się. Z jakiegoś powodu Castiel widział go w swoich snach pod postacią Winchestera, no cóż.

Leżąc, patrzył na bukiet róż w wazonie na stoliku pod ścianą – Dean przyniósł mu je parę dni temu, różowo-herbaciane kwiaty o przecudownie słodkim zapachu. Bukiet był duży i kosztować musiał fortunę. To ciekawe, że ludzie chcą wydawać pieniądze na kwiaty, a zatem na coś, co i tak w przeciągu kilku dni zwiędnie i będzie się nadawało tylko i wyłącznie do kosza; no dobra, liczył się gest. Dean zapłacił kupę kasy za najpiękniejsze róże w Nowym Jorku, by mu je wręczyć i w sumie nie obchodziło go, co stanie się z nimi dalej. Przynajmniej nie czekoladki, przynosił mu ich tyle, że Cas poważnie zastanawiał się nad zakupem elektronicznej wagi.

– Aua – usłyszał i wzdrygnął się, wyrwany ze swych myśli. Dean poruszył się za nim, odrobinę zmieniając pozycję ześlizgnął rękę z talii Casa, zabierając ją.

Brunet przewrócił się w pościeli, układając się twarzą do niego.

– No i jak to jest obudzić się obolałym? – zaczepił. – Dobrze ci tak.

Dean uniósł jedną powiekę.

– Ja cię nie skopałem.

Rany i obicia na jego twarzy sklęsły, nie prezentowały się gorzej niż poprzedniego wieczora tylko dzięki temu, że Cas mu je poprzemywał. Gdyby nie jego pomoc, wszystko by mu napuchło.

– Dobre wieści. Nadal jesteś przystojny, Winchester.

– Tak? – otworzył oboje oczu; tym jednym, nad którym cios solidnej pięści rozwalił mu brew, było mu to zrobić o wiele trudniej. Kość policzkowa tuż pod nim przybrała sino-bordowy kolor krwiaka.

MASZ WIADOMOŚĆ (DESTIEL AU) - UKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz