7.|Paw.|

432 52 106
                                    

Dwóch wysokich mężczyzn siedziało przy stole w drogiej restauracji. Kryształowy żyrandol świecił nad ich głowami i dodawał wystrojowi swoistego uroku. Białe ściany restauracji były ozdobione różnorakimi obrazami, a dębowe stoły świadczyły o poziomie miejsca w którym się znajdowali.

Jeden z mężczyzn siedział oparty plecami o krzesło i kończył dopalać papierosa. Miał czarne, kręcone włosy, które były średniej długości i okalały jego mocno zarysowaną twarz. Jego oczy były duże jak na azjatę i uważnie obserwowały swojego rozmówcę. W pewnym momencie przejechał językiem po wargach i uśmiechnął się szeroko, odsłaniając swoje duże, kształtne zęby.

-Rozumiem, że jesteś pewny siebie ale nie przestajesz mnie zadziwiać. - powiedział i zgasił papierosa w popielniczce stojącej na stole.

-Najciemniej pod latarnią.-odpowiedział drugi mężczyzna, poprawiając okulary na swoim nosie.

-Siedzenie w sali dla vipów w jakiejś fikuśnej restauracji nazywasz "latarnią"? - parsknął brunet i popukał palcami w blat stołu.

-Mniej prawdopodobnym jest chodzenie w takie miejsca od chowania się w kanałach jak szczur.- odparł jego rozmówca i przejechał dłonią po swoich blond włosach, które wcześniej zaczesał na bok.

-Jesteś zabawny, wiesz? Powiedz mi, na co my właściwie czekamy? Wiemy kim jest Koliber. Czemu po prostu go nie sprzątniemy? Jeden problem mniej. - powiedział brunet i wrzucił do swoich ust oliwkę.

- Bo Park nie jest naiwny. Ma swoją intuicję i łatwo się go nie pozbędziemy. Tym bardziej, że ma Kima przy sobie jako ochronę. Po tym co się wydarzyło z naszymi młodymi rybkami, Kim nie opuści go nawet na sekundę. Nie nadstawi drugi raz karku w taki sam sposób. - wyjaśnił blondyn, patrząc jak jego rozmówca wypluwa pestkę z oliwki do szklanki.

- Myślałem, że to ja jestem bezlitosny ale ty nie pozostajesz w tyle. Wysyłać dwóch gówniarzy na pewną śmierć... I to tylko po to by poznać tożsamość ochroniarza Parka... Gówniarze nie mieli szans. - wspomniał mężczyzna, prostując swoje umięśnione ramiona.

- Cel uświęca środki, Jungkook. Byli za słabi i zbyt pewni siebie atakując Kolibra w ten sposób. Przed atakiem trzeba poznać wroga. I właśnie dlatego teraz my jesteśmy na wygranej pozycji. Przynajmniej wiemy, że nasz Koliberek i Kim razem stanowią dość niebezpieczną mieszankę. - odparł blondyn, sięgając po kartę dań w celu wybrania sobie posiłku.

- Parka zostaw mnie. Nie obchodzi mnie co zrobisz z Kimem. Utop go w kwasie jak masz taką fantazję. Koliber jest mój. - powiedział Jungkook i uśmiechnął się szeroko, przejeżdżając językiem po zębach.

-Rób z nim co chcesz. Po prostu chcę jego głowy. A gdy tylko z nimi skończymy, to zajmiemy się Krukiem i ustalimy jego tożsamość. Swoją drogą co zrobiłeś z tatuażystą, który mi to zasponsorował? -  spytał się blondyn i pokazał tatuaż pawia na swoim nadgarstku.

- Po tym jak uroczo wyśpiewał mi wygląd Kolibra i Kruka to niestety miał bardzo nieszczęśliwy wypadek. Biedaczek przewrócił się w łazience i skręcił sobie kark. - rzucił Jungkook i wygiął usta w podkówkę.

-Z Parkiem było prosto. Co jak co ale opis "różowowłosy, szczupły chłopak z dużymi ustami" dał nam więcej niż potrzebowaliśmy... Ale opis Kruka dał nam tyle co nic. Wiemy tylko, że jest średniego wzrostu, ma czarne włosy i jest cholernie chudy. To opis połowy koreańczyków. Gówno nam to pomoże. - westchnął blondyn i zawołał dzwonkiem kelnera.

- Nie będzie się długo ukrywał. Nie mam cierpliwości do gry w chowanego. W końcu znajdziemy i jego a wtedy się z nim pobawię. - odparł Jungkook i poprawił marynarkę tak, by nie było widać spod niej jego kabury z bronią.

Klatka dla ptaków「vmin 」✓Where stories live. Discover now