Troska

510 48 2
                                    

      - Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy? - spytał Pantious obserwując pracę bibliotekarki. Słyszał o jej małym wypadku z łapą kilka dni temu dlatego kiedy mógł przychodził ją odwiedzać. 

       - Tak, tak. Świetnie sobie radzę - zapewnił z uśmiechem po zabarykadowaniu kolejnego okna. Nadchodziła wielka czystka. Niektóre demony ukrywały się, niektóre szykowały broń do walki. Bitsy należała do tej pierwszej grupy. Wolała przeczekać okres czystki niż ryzykować walkę i pewną śmierć. Sir Pantious z drugiej strony szykował się do walki. Znał ryzyko, jednak okazja pozyskania ziemi w chaosie jest bardzo kusząca. 

         - Może zostawić ci tutaj kilku moich pomocników? Tak na wszelki wypadek - zaproponował odrobinę zmartwiony. Oznaczało to, że bibliotekarka musi zostać tutaj sama. 

         - Nie trzeba. Będą ci potrzebni do walki - oznajmiła otrzepując się z kurzu. Zdjęła okulary i przeczyściła je o koszulę. - Dam sobie radę - uśmiechnęła się do gadziego demona po założeniu ich z powrotem na nos.

        - W takim razie przyjmij to - odparł wyjmując z ukrycia małe urządzenie z guzikiem. - Kiedy go wciśniesz dostanę informację, że coś się dzieję i pomogę ci. No wiesz... Gdyby jakiś anioł się włamał czy coś - podrapał się po karku podając jej swój wynalazek.

       - Dziękuję - odpowiedziała zdziwiona. Przyjęła prezent oglądając go uważnie. Nie spodziewała się czegoś takiego ze strony węża. - Jesteś pewien, że chcesz podczas czystki być na zewnątrz?

       - Tak, tak. Pytasz się już setny raz - westchnął odchodząc z nią do lady. 

      - Martwię się. Już kogoś straciłam podczas czystki.

      - Nie stracisz mnie - zapewnił ściskając jej policzek pomiędzy palcami. Odskoczyła od niego z krótkim śmiechem. - Bardziej niepokoi mnie twoje zabezpieczenie przed aniołami. Na prawdę uważasz że nie zdołają tego zniszczyć? - spytał wskazując na zastawione okna i tylne drzwi.

        - W ten sposób broniłam się przed nimi od ponad stu lat. Dam radę.

        - Jesteś pewna że nie chcesz tego czasu spędzić chociażby u księcia?

       - Nie zostawię biblioteki samej - pokiwała przecząco głową. - Będzie dobrze. Masz dbać o siebie i nie przesadzać ze swoimi zdolnościami - odprowadziła go do wyjścia.

        - Zaczynasz mówić jak niania - wydukał niechętnie.

        - To się nazywa troska o bliskich - poprawiła go kiedy otworzył drzwi na zewnątrz. Atmosfera była huczna. Wszyscy szykowali się na swój sposób na eksterminację. Westchnęła ciężko. - Nie chcę się dowiedzieć że ktoś z mojego otoczenia nigdy więcej nie przyjdzie do mnie i nie przywita się, porozmawia - wąż rzucił na nią okiem.

       - Przecież mówię, że nie mam zamiaru ginąć! Uspokój się wreszcie, Bitsy! - wysyczał speszony szturchając ją ogonem w ramię.

       - Wiem! Po prostu... - warknęła zmieszana i zdenerwowana. Panowała między nimi cisza którą przerwał wreszcie jej kaszel. - Uważaj na siebie - powiedziała na pożegnanie. Pantious ześlizgnął się po schodach w dół również się z nią żegnając. Miał jeszcze dużo pracy.

Ona zamknęła ostatecznie bibliotekę. Przez następne dni nikt tutaj nie wejdzie. Zabarykadowała się i czekała na koniec czystki. Kiedy skończyła pracę usłyszała huk na piętrze. Zaskoczona udała się na górę. Była gotowa zaatakować kogokolwiek swoimi pazurami i kłami. 

       - Kto tutaj jest? - pozwoliła swoim cienistym pomocnikom zrobić obchód. Poczekała w ciszy na odpowiedź.

       - Tutaj, moja droga! - nagle z pokoju na przeciwko wychyliła się ręka. Znajoma. Z westchnięciem udała się do salonu.

        - Słyszałam huk, czy coś się-- - zaniemówiła obserwując widok przed sobą. Rozszarpany demon leżał oparty o ścianę w kałuży krwi. Oderwana od szczęki reszta głowy upadła na dywan z rąk Alastora. - Czy to... O matko, czy to ciało?! - spytała z początkowym przerażeniem. 

        - Może? - odezwał się sprawca masakry z szerokim, maniakalnym uśmiechem wymierzonym w Bitsy. Zmierzyła pomieszczenie i Radiowego Demona niedowierzającym spojrzeniem. Czekał cierpliwie na jej reakcję. Na to jak z przerażeniem zacznie krzyczeć i wyzywać go od potworów. 

         - Alastor, to nie było pytanie na które miałeś odpowiedzieć innym pytaniem! - zamiast tego rzuciła mu wściekły grymas zmieszany z lekkim zmęczeniem. W tej chwili zapomniał o swoim morderstwie. A to dziwna reakcja, pomyślał.

         - Zajmę się tym, moja droga! Daj mi chwilkę i ciała tutaj nie będzie! - zapewnił z nieznikającym uśmiechem. Już wracał do pozbywania się ciała, kiedy koci demon podszedł bliżej, pociągnął go za fraki w dół tak, aby mógł patrzeć jej kanibalowi w oczy.

        - To krew. I mięso. Na moim dywanie. I na książkach. Wiesz jak trudno to zmyć?! - wyszczerzyła kły ze złości. 

         - Och - wydukał krwistooki demon. Tego za żadne skarby piekła się nie spodziewał. Jednak z drugiej strony nie było to takie dziwne. Bitsy jest nadopiekuńczą matką swojego domu i książek. I nie trafiła do piekła z byle powodu, taki widok makabry był dla niej normalny przez ostatnie lata życia. Jej toksycznie zielone oczy wpatrywały się w niego z furią. Futro nastroszyło się, nagle nie przeszkadzała jej zmniejszona przestrzeń osobista, bowiem stykali się nosami i czołami. - Popełniłem błąd, przyznaję. Ale daj mi to wyjaśnić, moja droga! 

         - Pięć sekund.

       - Ten wrak wyzbyty kultury chciał cię okraść! A ja go złapałem na gorącym uczynku.

      - Nie trzeba było mu od razu rozrywać gęby, Alastor! Wystarczyło chociażby ukręcić ten pusty łeb ale nie. Plamić. Wszystkiego. Krwią i mięsem, jasne?! - puściła jego kołnierz zdając sobie sprawę jak bardzo blisko siebie byli. Przez krótki moment panowała między nimi cisza w której międzyczasie cieniste potworki załatwiły duży worek na śmieci oraz zestaw do sprzątania. Na jej nieszczęście ciało rabusia było za duże aby zmieścić się w worku. Musiała je rozczłonkować na kilka części. Już miała podejść do ciała kiedy odezwał się ponownie Alastor.

         - Dlaczego to robisz? - zniknął jego radosny  akcent a zastąpił go podejrzany, ściszony głos.

        - Jeśli to wszystko zaschnie na dywanie i książkach to nie domyję tych śladów. Poza tym--

       - Nie o to chodzi, moja droga.

       - A o co?! - zdenerwowana wpakowała głowę do worka odwracając się do demona.

      - Dlaczego traktujesz mnie jak zwyczajną osobę? Normalnie każdy demon zareagowałby nieco inaczej na widok takiej uroczej sceny.

      - O nie, gdybym potraktowała cię jak zwyczajną osobę zapewne skończyłbyś z podrapaną twarzą, złamanymi kośćmi i karkiem na samym końcu za to bagno - oznajmiła starając zachować się spokojnie. Poprawiła ramieniem spadające okulary. Zaczęła odrąbywać kończyny.

       - Więc dlaczego traktujesz mnie inaczej?

       - Chcesz żebym krzyczała "O Szatanie! Tylko nie to! Aaa! Ty potworze, ty pieprzony szaleńcu!" - zakreśliła w powietrzy nawiasy. Jej dłonie ubrudzone krwią. - Odpowiedź jest prosta. Nie jesteś jak inni, żeby traktować cię w inny sposób! Znam cię bliżej niż oni! Teoretycznie - wzruszyła ramionami wracając do sprzątania. - Doprawdy! - warknęła. - Nie wiem czy mam cię wyrzucić przez okno czy przytulić - mruknęła na koniec. Do jej wrażliwych uszu dobiegł chichot Radiowego Demona. 

       - Mogę wybrać? 

       - Absolutnie nie! Najpierw sprzątanie! - syknęła i rzuciła Alastorowi rękę trupa w pierś. Jego reakcja była przekomiczna. Jest kompletnie zdezorientowany. Dokładnie tak wyglądał Alastor, jak zdezorientowany drapieżnik dostający po uszach od swojej ofiary. Bitsy z trudem powstrzymywała się od śmiechu.

     - Czy to było na prawdę tak konieczne? - spytał.

     - Konieczne nie. Zabawne tak.

Hej KociakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz