ROZDZIAŁ V

88 7 0
                                    

Wracając do domu, miałam zamiar zjeść sorbet malinowy, który kupiła mama kilka dni temu, wyprać śmierdzącą bluzę Chrisa i korzystając z tego, że nie mamy dziś treningu, dzięki czemu nie musiałam znów oglądać wstrętnej mordy Davida i Gwen, postanowiłam iż w końcu się wyśpię. Moje plany jednak wzięły w łeb, gdy po przekręceniu zamka od domu, w progu kuchni, zobaczyłam moją mamę. Ręce miała założone na piersi, a minę wyniosłą, jak na bizneswoman przystało. Zirytowany wzrok wbiła prosto we mnie. Przełknęłam głośno ślinę i powoli zdjęłam torbę z ramienia.

– Cześć... – powiedziałam, niepewnie się uśmiechając i licząc na to, że choć trochę poprawię swoją sytuację. W odpowiedzi dostałam jedynie jadowite spojrzenie.

– Cześć?! Tyle masz mi do powiedzenia, po tym co dzisiaj odwaliłaś?! – spytała, a na jej czole uwidoczniła się wystająca, niebieska żyła, świadcząca o nerwach. Kok na czubku jej głowy, nadal był idealny. Pomimo całego dnia, nie odstawał ani jeden włos. Miała na sobie żakiet, więc przed chwilą musiała wrócić. – Godzinę temu dostałam maila ze szkoły, po czym zwolniłam się z pracy i zaraz jadę przepraszać Pana Stevensa, za twoje bezczelne zachowanie! – warknęła wychodząc na korytarz i gestykulując przy każdym słowie. Czułam się jak szczeniak, którego karzą za to, że zsikał się na dywan, mimo że drapał po drzwiach, chcąc zwrócić uwagę właściciela. – Boże... Dziewczyno, czy ty naprawdę chcesz być wywalona ze szkoły w ciągu ostatniego roku?!

– Mamo, ale...bo to nie było tak... – próbowałam się tłumaczyć, pomijając fragment o czerwonych majtkach.

– Więc jak? – podparła rękami biodra.

– Yyy... No, miałam taki problem, a... Taki nowy David zaczął się ze mnie napieprzać...

– Wyśmiewać – poprawiła mnie, przez co poczułam silną chęć wywrócenia oczami, ale wiedziałam, że gdybym to zrobiła, tylko bardziej bym ją rozwścieczyła.

– Tak, a Stevens do niego dołączył i uwziął się na mnie!

– Ja słyszałam jakoś inną wersję – mruknęła, ściągając z wieszaka torebkę. – Mówił, że nie chciałaś iść do odpowiedzi.

– Ten David mu podsunął, że ja powinnam iść, wiedział, że...

– Wiesz co, Harley? Spieszę się do szkoły, a jak wrócę zadzwonię do Pana Collinsa i powiem, że nie będzie cię w środę na treningu – otworzyłam z niedowierzaniem usta, podczas gdy ona wsuwała na nogi białe koturny. – A i oddaj telefon – rozkazała.

– Mamo, jestem prawie dorosła, naprawdę chcesz mnie karać w ten dziecinny...

– Telefon – z irytacją wymacałam w kieszeni spodni moją komórkę i podałam jej ją. – Rozczarowujesz mnie – rzuciła, po czym pociągnęła za klamkę i wyszła na dwór. Poczułam lekką falę bólu, którą natychmiast stłumiłam. Ona nie znała prawdy, ja tak, dlatego wiedziałam, że dobrze postąpiłam.

***

Otworzyłam kuchenną szafkę, szukając mąki orkiszowej. Nie miałam pojęcia dlaczego Sophie nie może zjeść naleśników ze zwykłą. Być może był to skutek tego, że Pani Collins studiowała dietetykę, ale nie mam pewności. Moja przyjaciółka siedziała przy stole. Unieruchomioną nogę miała opartą na drugim krześle. Malowała właśnie paznokcie w zabandażowanej ręce. Drugą obiecałam jej zrobić ja, gdy już przyrządzę nam jedzenie. Naprawdę cieszyłam się, że jest już w domu. Co prawda w szpitalu nie miała jakoś najgorzej, ale na pewno lepiej śpi się w swoim łóżku niż szpitalnym. Z resztą nawet po jej twarzy było widać, że jest spokojniejsza i bardziej odprężona.

HERE & NOWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz