Korzystając z tego, że Bridget zaraz po obiedzie pojechała do hotelu, w którym mieszkał Shaun, żeby móc przygotować ich oboje do kolacji, mogłam w spokoju zająć się sobą. W przeciwieństwie do mojej siostry, spędzającej ¾ swojego życia na kupowaniu eleganckich ciuszków, ja nie miałam pojęcia, co na siebie założyć. Nie chodziłam na bale, gale, czy kolacje biznesowe, więc moja szafa składała się głównie z potarganych jeansów i T-shirtów. Miałam dwie, lub trzy sukienki, które na siłę wcisnęła mi mama, ale były upchnięte gdzieś w kącie, jeszcze z metkami.
Na szczęście miałam Sophie. Ikonę stylu czytającą co rano do śniadania Vouge'a. Gdy tylko do niej zadzwoniłam kazała mi przyjechać po reklamówkę pełną kiecek do przymierzenia. Moje zadanie polegało na tym, żeby przymierzyć je w domu, zrobić sobie zdjęcia i wysłać jej, aby mogła mi doradzić. Było ich jakieś dwadzieścia, a ja miałam tylko dwie godziny na kąpiel, wysuszenie włosów i zrobić coś, co na myśl miało przywodzić makijaż. Wiedziałam, że bez tutorialu na YouTube się nie obejdzie, ale tym także zajęła się moja przyjaciółka, podsyłając mi odpowiedni link.
W końcu odświeżona i pełna energii stałam owinięta w ręcznik przed sukienką, którą wybrałam razem z Sophie. Była kremowa i rozkloszowana z subtelnie dodaną koronką u dołu. Rękaw trzy czwarte też miał nieliczne zdobienia. Jeśli już miałam założyć sukienkę to właśnie w takiej czułam się dobrze. Była elegancka, ale nie tak krzykliwa jak wszystkie kreacje mojej siostry. Po założeniu jej na siebie przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że kiedy zepnę włosy mama będzie jeszcze bardziej zadowolona. W końcu zobaczy mnie taką, jaką chciała, żebym była. Szkoda tylko, że to nie ja... Postanowiłam jednak przetrwać ten wieczór. Kończył mi się czas na znalezienie sponsora. Właściwie zawody w Corpus Christi był moją jedyną nadzieją, więc być może ta kolacja przekona również mamę, że powinna pozwolić mi jechać.
Po spięciu włosów z zażenowaniem stwierdziłam, że łatwiej było pomalować się na Halloween niż teraz. Trzy razy zmywałam całość, nim w końcu prawidłowo namalowałam kreskę. Było już późno i niedługo miał przyjechać po mnie David. Zaczynałam denerwować się coraz bardziej. Nagle usłyszałam pukanie w drzwi łazienki i przekręciłam głowę w tamtą stronę. W progu stała moja mama z włosami starannie zaczesanymi w kucyk. Miała na sobie szafirową obcisłą sukienkę, a w ręce trzymała granatową kopertówkę. Na ramiona zarzuciła marynarkę.
– Muszę załatwić coś jeszcze przed kolacją. Przyjadę na czas, ale muszę trochę wcześniej wyjść z domu – powiedziała mierząc mnie zaciekawionym wzrokiem.
– Nie ma problemu. I tak pojadę z Davidem – mruknęłam, jakby to była dla mnie najbardziej naturalna rzecz na całym świcie. Schowałam ręce za plecami, żeby nie mogła zauważyć, że się trzęsą.
– Dobrze...– odparła zamyślona. Potrząsnęła głową, jakby chciała się rozbudzić i odwróciła się z zamiarem wyjścia. – Ładnie wyglądasz, córeczko – rzuciła przez ramię, posyłając mi delikatny uśmiech.
– Dziękuję – wydukałam, starając się, aby głos mi się nie załamał. Gdy wyszła usiadłam na brzegu wanny, żeby uspokoić kołatanie serca. Bolało to, że wydawała się być ze mnie w tej chwili bardziej dumna, niż przez całe moje życie...
***
– No, no, no. Czy to Harley Kings w kiecce? A może pomyliłem adresy?– skomentował David, gdy wsiadłam do jego samochodu.
– Cześć David, mi też cię miło widzieć – powiedziałam zirytowana faktem, że chłopak nie umie się witać. Sięgnęłam po pas i przeciągnęłam go szybkim ruchem, aż do zapięcia, po czym przełożyłam moją czarną torebkę z kolan na podłogę.
CZYTASZ
HERE & NOW
Teen Fiction- Długo zamierzasz się o to spinać? - usłyszałam nad sobą głos Davida, kiedy ubierałam bransoletkę na rączkę pięciolatki. - Hymm... Pomyślmy...Może odpowiedź na to pytanie znajduje się gdzieś bardzo blisko... Ale podpowiem ci, że na pewno NIE MA JE...