W poniedziałek wydawało mi się, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. David nie przyszedł do szkoły! Znaczy... Nie widziałam go na matmie, chemii ani fizyce, co wcale nie oznaczało, że go nie ma, ale grunt, iż nie musiałam go oglądać. Przechodząc korytarzem Gwen rzucała mi ukradkowe, złośliwe uśmieszki i chociaż starałam się nią nie przejmować, dręczyło mnie to, co chciała tym osiągnąć. Próbowałam sobie wmówić, że po prostu była zazdrosna, a tym swoim triumfującym uśmieszkiem, chciała mi pokazać, że wygrała. Tylko, czy ona naprawdę sądziła, że poszłam na tą imprezę z własnej woli w towarzystwie jej byłego chłopaka? Byłego... To druga sprawa. Nie obchodziło mnie, co jest między nimi, ale obstawiałam, że moja teoria była słuszna: David chciał, żeby Gwen była zazdrosna. Dlatego zabrał mnie na Halloween, a teraz w końcu się odczepi.
Gdy wyszłam ze szkoły ruszyłam w stronę parkingu, na którym stał samochód Simona. Nie chciałam przemęczać silnika przed zawodami, więc mój przyjaciel przywiózł mnie dzisiaj oraz obiecał odwieść z powrotem. Chłopak stał już oparty o samochód i nerwowo trząsł nogą, czekając aż się zbliżę. Miał na sobie jeansową kamizelkę, co wraz z okularami przeciwsłonecznymi tworzyło pakiet modela. Chciało mi się śmiać, ponieważ z tym swoim obrażonym wyrazem twarzy wyglądał jak celebryta strzelający focha.
– Hejka – rzuciłam radośnie, wiedząc, że mu podpadłam. Zignorował moje przywitanie. Zamiast odpowiedzieć, otworzył drzwi pick up'a swojej mamy, po czym usiadł za kierownicą i trzasnął z powrotem drzwiami. Krzywiąc się, obeszłam auto dookoła, a następnie usiadłam na miejsce pasażera. Po podłodze walały się jakieś mini łopatki do sadzenia kwiatków oraz paczki z nasionkami kwiatów. Oczywiście pokrowce na fotele również były całe w kwieciste wzory, co nieco ujmowało męskości Simonowi, jednak chłopak chyba nigdy nawet nie zwrócił na to uwagi. Zapinając pas, cierpliwie czekałam, aż włączy silnik.
Chwilę potem ruszyliśmy spod szkoły. Między nami panowała taka cisza, że słyszałam stukanie odświeżaczy powietrza przywieszonych do lusterka. Wyraźnie czułam każdą nierówność w drodze, bo za każdym razem, gdy auto podskakiwało my oraz rzeczy na pace razem z nim. Simon jechał stosunkowo szybko, jak na to, że zazwyczaj potrafił jechać trzydzieści na godzinę międzystanówką.
– Stevens powiedział, że jeśli poprawię kilka klasówek zaliczę pierwszy semestr – wyznałam przerywając ciszę i licząc, że będzie ze mnie dumny. – Myślę, że dam radę to zrobić, ale będziesz musiał się poświecić i wytłumaczyć mi kilka rzeczy przed testem – mruknęłam.
– Pewnie, że ci wyjaśnię... – zaczął, a ja uśmiechnęłam się na myśl, że już mu przeszło. – Chyba, że odwołasz spotkanie, bo będziesz musiała jechać na lotnisko odebrać kogoś z rodziny, a dwie godziny później będę jechał po ciebie do klubu – warknął, a moja mina ponownie zrzedła. Spojrzałam na niego spode łba.
– Poważnie? Myślałam, że już zamknęliśmy ten temat – rzuciłam, zakładając ręce na piersi.
– Dlaczego kłamałaś, przecież pomógłbym ci to jakoś inaczej rozwiązać! – szarpnął za kierownicę, wjeżdżając w kolejny zakręt na przedmieściach.
– Tak, pomógłbyś się o tym dowiedzieć mojej mamie – fuknęłam.
– Nawet jeśli, może wtedy ten dupek by się odwalił... – skręcił w następną ulicę, a mną rzuciło niemal tak mocno, że przywaliłam czołem w szybę. – A może ty chciałaś iść na tą imprezę? – spytał oburzonym tonem, na co ja wyrzuciłam ręce w górę, z niedowierzania.
– Nie! Przecież wiesz, że nie cierpię Davida – odparowałam.
– Więc, po co tam poszłaś?
CZYTASZ
HERE & NOW
Teen Fiction- Długo zamierzasz się o to spinać? - usłyszałam nad sobą głos Davida, kiedy ubierałam bransoletkę na rączkę pięciolatki. - Hymm... Pomyślmy...Może odpowiedź na to pytanie znajduje się gdzieś bardzo blisko... Ale podpowiem ci, że na pewno NIE MA JE...