Rozdział 4

412 36 10
                                    

Kolejne dni przyniosły Shiocie spokój. Sasaki dużo czasu spędzał w pracy czy spotykając się ze znajomymi. Może znalazł koleją ofiarę?

Już od rana ten dzień wydawał się inny. Powodem jego wczesnej pobudki był Sasaki, który przyniósł siedemnastolatkowi komplet ubrań i kazał się jak najszybciej zbierać. Był widocznie zdenerwowany. Wtedy po raz pierwszy Gisa zauważył cień strachu w tych ohydnych, czerwonych oczach.

Parę minut po wejściu do łazienki, był już gotowy. Kiedyś strasznie dużo czasu zajmował mu pobyt w łazience, jednak na szczęście to się zmieniło. Tak więc stał susząc włosy ręcznikiem i patrząc w lustro.

Nie zauważył żadnych drastycznych zmian w wyglądzie. Jego włosy były wyraźnie krótsze niż w gimnazjum, bo sięgały ledwie co za uszy. Wyraźnie schudł, a ubrania przyniesione przez Sasakiego by nieco za luźne.

Nagle białowłosy zaczął dobijać się do drzwi. W chwili, gdy Nagisa miał zamiar otworzyć drzwi, rozległy się donośne krzyki i odgłosy szarpaniny. Shiota kompletnie nie wiedział, co powinien zrobić. Co się stanie, jeśli otworzy drzwi? Jego koszmar się powtórzy...?

Niewiele myśląc Gisa podszedł do dosyć sporych rozmiarów okna i otworzył je. Mieszkanie mieściło się na drugim piętrze. Może mu się poszczęści i nie połamie się...?

Stawiając wszystko na jedną kartę, niebieskooki wyskoczył przez okno. Szczęście naprawdę musiało mu sprzyjać, bo miał miękkie lądowanie w krzakach. Nawet nie pokaleczył się zbytnio.

Podnosząc się, strzepał z siebie liście i ziarenka ziemi. Miał mętlik w głowie. Gdzie powinien się teraz udać? Chłopak nie wiedział nawet, gdzie się obecnie znajdował. Lokum Sasakiego znajdowało się w znacznej odległości zarówno od szkoły, jak i rodzinnego domu Shioty.

Nie wiedząc, co robić, szedł po prostu przed siebie. Bez butów, bo znajdowały się one prawdopodobnie w przedpokoju mieszkania Sasakiego.

Dopiero po chwili zorientował się, że nie poczuł kompletnie nic. Zero strachu, przerażenia. Nic. Żadnych uczuć. Nawet teraz, po uświadomieniu sobie tego faktu, nic się nie zmieniło. Nawet nie poczuł radości z tego faktu. Mówiąc szczerze, kompletnie mu to nie przeszkadzało.
Jedyne, co czuł, to przeraźliwy chłód. No tak, była połowa stycznia, a on wyszedł z domu bez butów i w cienkiej bluzie. Na szczęście nie było śniegu. Jak na styczeń, to nie było najgorzej.

Jak na zawołanie zaczął padać deszcz. Czy zawsze, jak dzieje się coś dosyć istotnego w życiu Shioty musi padać deszcz?

Czując paraliżujący chłód, niebieskooki oparł się o murek, a po chwili zsunął się i usiadł. Przyciągnął nogi do siebie, objął je rękami i położył głowę na kolanach. Po chwili ukrył włosy pod czarnym kapturem bluzy.

Nie wiedział, jak długo tak siedział. Parę minut? Godzinę? Nieistotne. Nie mógł się ruszyć; jego ciało było jakby sparaliżowane. W sumie, nawet nie próbował.

Mimo że słyszał szum deszczu, w pewnym momencie przestało na niego kapać. Zaciekawiony, zadarł nieco głowę i spojrzał w te czerwone oczy. Nie czuł przerażenia, wszelkie emocje jakby z niego uleciały. Mimo to wpatrywał się jak zahipnotyzowany w te oczy. Oczy, które chyba już zawsze będą nawiedzać go w najgorszych snach.

— H-hej, wszystko w porządku?—posiadacz parasola zwrócił się do Nagisy. Jego głos był inny niż Sasakiego. I miał dłuższe włosy. I był blondynem. I napewno nie był Sasakim! — Jesteś strasznie blady! Musi ci być zimno. Co to w ogóle za pomysł, żeby na taki mróz wychodzić na dwór bez kurtki?! I na litość boską, gdzie ty masz buty?!

Tak oto Gisa miał się wkrótce przekonać, że nie wszyscy posiadacze nazwiska Sasaki są tacy źli.

/////\\\\\
Heh, to chyba najdłuższy rozdział jaki napisałam do tej pory 😅 Co o nim myślicie?
Zastanawiam się też nad zmianą tytułu. Jakieś pomysły?

Assassin's night Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz