7 - "Idź lepiej zrób rodzicom herbaty"

292 19 1
                                    

Razem z Sherlockiem postanowiliśmy zapomnieć o całej tej sytuacji. Ubrałam się i razem z nim zaczęłam sprzątać. Ja zajęłam się kuchnią.

Weszłam do niej i się rozejrzałam. Sprzęt laboratoryjny, lodówka a w niej różne narządy, tona kurzu i czajnik. W szafkach kubki, talerze, różne garnki i... Probówki. No nie ważne. Postanowiłam ten cały sprzęt chemiczny gdzieś w jedno miejsce upchnąć, żeby nikt się nie przeraził.

Po upływie około pół godziny, sprzęt był już uporządkowany. Następnym moim zadaniem był kurz...

To byk ciężki orzech do zgryzienia, ale dałam radę. Po upływie znacznie dłużej niż wcześniej minut, kuchnia wreszcie ją przypominała.

Ustawiłam jeszcze wazon na stole, żeby było ciekawiej. Dobrze. Stwierdzam, że jest już dobrze.

Weszłam do salonu, gdzie Sherlock ustawiał i segregował gazety i tym podobne.

- Sherlock? - zapytałam.

On gwałtownie się obrócił w moja stronę.

- Przebierz się, bo jesteś cała w kurzu. Najlepiej weź prysznic. Ja już kończę. - odpowiedział.

Nic nie mówiąc, ruszyłam w stronę toalety. Kiedy byłam w środku, rozebrałam się i znów się zaczęłam myć.

Ciepła woda spływała po moim ciele, a do moich nozdrzy dotarł piękny zapach mojego konwaliowego szamponu.

Nagle po około piętnastu minutach, Sherlock po prostu wszedł do łazienki.

- Lissie słuchaj mnie teraz uwa...

- Wynoś się! - przerwałam mu.

On jedynie zaczął się zbliżać. Dobrze, że byłam za szklaną zasłoną i mnie nie widać aż tak bardzo.

- Nie mamy czasu. Słuchaj. Ubierzesz się, wysuszysz włosy i zejdziesz na dół. Kupiłem ciastka i trochę innych przekąsek. Będziesz grzecznie siedziała na kanapie i się uśmiechała. Jak przyjadą, to przywitasz się z nimi, a ja cię przedstawię jako moją współlokatorkę. Będzie Mycroft.

- Spoko, a teraz możesz wyjść? - zapytałam z nadzieją.

- Tak. Idę na dół.

No ludzie. Nie można się wymyć, bo jak nie wbije ci Jim, to Sherlock. W każdym razie ubrałam się i zaczęłam suszyć włosy.

Po dziesięciu minutach, siedziałam na kanapie w oczekiwaniu na państwa Holmes.

Ciekawe jacy oni są? Czy są również bezuczuciowymi socjopatami? Czy może są normalni? To się okaże.

Perspektywa Mycrofta:

Właśnie dokańczałem jeść mojego rogala, kiedy ktoś zapukał do mojego biura.

- Otwarte.

No tak... Rodzice. Miałem z nimi jechać do braciszka.

- Mike, jak ty wyrosłeś kochanie! - wykrzyczała moja matka.

Przewróciłem oczami z cichym westchnieniem i wstałem, żeby się przywitać.

- Witaj mamo. Dałaś mi na imię Mycroft, więc proszę, używaj tego imienia.

Nie wiem czemu, ale jak Lissie używa tego zdrobnienia, to nie mam ochoty puścić pawia.

Po tych wszystkich przywitaniach, siedzieliśmy w limuzynie i jechaliśmy w stronę tej rudery na Baker Street.

W każdym razie byłem niezwykle zażenowany tym, że moi rodzice wciąż gadali i gadali. Przez całą drogę. Kiedy dotarliśmy, oni od razu wystrzelili z samochodu.

Eh...

Zacząłem wchodzić powoli do jego mieszkania, ale przystanąłem przy uchylonych drzwiach, kiedy usłyszałem o Lissie.

- A kto to jest Sherlocku? - zapytała mama.

Słyszałem kroki.

- Ah... To jest Lissie. Musiała zasnąć na kanapie, mimo że wyraźnie jej kazałem siedzieć przytomna.

- To twoja... Dziewcz...

- Nie, to jego współlokatorka, a moja znajoma. - zrobiłem wejście smoka. - poza tym Sherlocku, jak ją budzisz nad ranem, kiedy pewnie zarwała noc, to się nie dziw, że jest niewyspana. Zaniosę ją do jej pokoju. - powiedziałem i ją podniosłem.

Widziałem kątem oka, jak rodzice spojrzeli po sobie. Lissie nagle się we mnie wtuliła. To było dość dziwne. 

- Ja ją mogę zanieść. - odpowiedział Sherlock.

- Idź lepiej zrób rodzicom herbaty.

Odniosłem ją do łóżka.

Dość ciekawie śpi...

O czym ja myślę.

Perspektywa Sherlocka:

Patrzyłem na odchodzącego Mycrofta z Elisse w ramionach.

Dlaczego ona się w niego wtuliła?

I dlaczego mnie coś dziwnie ukłuło?

Między Parasolką, Napoleonem, Doktorem, a Socjopatą// Sherlock Holmes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz