Rozdział osiemnasty - Elena

3.5K 351 105
                                    

Stałam na balkonie, zaciskając palce na łańcuszku i patrzyłam na scenę rozgrywającą się przed domem. Próbowałam się nie rozpłakać, chociaż nie przychodziło mi to z łatwością. Livio został wyprowadzony z samochodu ze związanymi nadgarstkami, jakby był kimś, kto nam zagraża. Nie patrzył do góry. Nie patrzył nawet przed siebie. Szedł ze zwieszoną głową prowadzony przez żołnierzy. Nie rozglądał się, nie awanturował.

Wyglądał tak, jakby się poddał. Jakby uszło z niego życie.

Samotna łza spłynęła mi po policzku. Zacisnęłam mocniej palce na złotej zawieszce – tak bardzo, że przebiła mi skórę. Syknęłam, zaskoczona bólem, który nagle pojawił się w dłoni.

I zrobiłam to chyba na tyle głośno, że zwróciłam na siebie uwagę Livio.

Poderwał głowę i wlepił we mnie spojrzenie. Miał cienie pod oczami, jakby nie spał od kilkunastu godzin. Jego oczy były matowe i bez wyrazu. Nie widziałam w nich tych samych uczuć, co zaledwie dwa dni wcześniej. Miał zaciśnięte dłonie w pięści, a na szczęce drgał mu niespokojnie mięsień. Wyglądał na wyprowadzanego z równowagi.

Szczerze? Nie dziwiłam mu się. Nie wiem, co bym zrobiła na jego miejscu. Miałam jednak nadzieję, że po wszystkim zrozumie, że zrobiłam to dla niego. Nie dla siebie, nie dla mojej rodziny, a właśnie dla niego. Nawet jeśli oznaczało to, że moje dotychczasowe życie się skończy. Nawet jeśli wielu uważało, że popełniam błąd.

Moja decyzja jednak nie była błędem. Nie mogłaby nim być, nawet jeśli z boku wyglądało inaczej.

To wszystko nie było błędem.

Nasz kontakt wzrokowy został przerwany, gdy trzasnęły drzwi frontowe. Nie widziałam z balkonu, co się dzieje na schodach, ale domyśliłam się, że z budynku musiał wyjść mój tata, gdyż Livio wlepił przed siebie zdezorientowane spojrzenie. Tata mówił cicho, więc nie słyszałam go dokładnie, ale domyślałam się, jakie rozkazy przekazywał ludziom.

Żołnierze popchnęli Livio w kierunku schodów, co było moim sygnałem na zniknięcie we wnętrzu. Zamknęłam za sobą drzwi balkonowe, przeszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą, żeby zmniejszyć obrzęk wokół oczu.

Odkąd podjęłam decyzję, która zaważyła na całym moim życiu, nie potrafiłam nawet przymknąć powiek bez ujrzenia pod nimi rozgoryczonego i zawiedzionego spojrzenia Livio. Czułam się źle, ale miałam dobrą motywację. Bardzo dobrą.

Tata, jak tylko wszystko uzgodniliśmy, powiedział mi, że jest ze mnie dumny. Wcześniej ucieszyłabym się z jego słów, a teraz? Teraz nie byłam z siebie dumna. Byłam zła, rozgoryczona, wkurzona i żądna zemsty. Byłam wściekła. Miałam ochotę wpaść w szał i coś rozwalić. Musiałam jednak trzymać nerwy na wodzy. Nie mogłam wpaść w furię. Jeszcze nie teraz. Potem? Owszem.

Zacisnęłam mocniej palce na umywalce – tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Zamrugałam kilkakrotnie, czując napływające do oczu zdradzieckie łzy. Nie mogłam się rozpłakać. Nie, gdy miałam za chwilę zejść na dół, przejść przez piwnicę i dostać się do pomieszczenia, w którym przebywa Livio, żeby z nim porozmawiać. Żeby mu wyjaśnić, co się dzieje.

Westchnęłam ciężko, przygryzając wnętrze policzka. Kolejna łza wypłynęła mi z oka. Nerwowym ruchem dłoni starłam ją ze skóry, krzywiąc się. Wpatrywałam się w swoje odbicie i jedyne, co widziałam, to zmęczoną osiemnastolatkę, a nie waleczną córkę dona. Nie widziałam siebie, a męczennicę, którą wcześniej – przed tymi trzema tygodniami spędzonymi z Livio w Palermo – chciałam zostać.

I zostanę nią, mimo wszystko. Będę żoną Luci Borsy. Będę...

– Cholera. Nie dam rady – jęknęłam, opadając na kolana i zaniosłam się płaczem.

Przycisnęłam dłonie do ust, próbując powstrzymać szloch, który we mnie wzbierał i próbował się wydostać na zewnątrz. Przygryzłam mocno wnętrze policzka. Rozluźniłam szczękę, dopiero gdy poczułam przeszywający ból i metaliczny posmak krwi.

Ten ból jednak był niczym w porównaniu z bólem serca towarzyszącym mi, odkąd odebrałam wiadomość.

Dlaczego? Dlaczego, gdy byłam naprawdę szczęśliwa, wszystko musiało się spieprzyć? Dlaczego, gdy zdecydowałam, że chcę być z Livio, wszystko się skończyło? Dlaczego nasza znajomość runęła jak pieprzony domek z kart?

Ach, no tak – nie zawsze możemy mieć to, co chcemy.

– Eleno? Jesteś gotowa? – Mama zapukała do drzwi sypialni; jej głosie rozbrzmiewała nerwowość.

Wytłumaczyłam jej już wcześniej, co się tak właściwie dzieje. Ani ja, ani ojciec, nie chcieliśmy niczego przed nią ukrywać. W pierwszej chwili nie zrozumiała, co mnie popchnęło do podjęcia decyzji o ślubie, ale po kilkunastu minutach ciszy, odetchnęła ciężko i pokiwała głową. Zrozumiała. Wiedziałam, że tak się stanie. Ona zrobiłaby dla taty dokładnie to samo, gdyby znalazła się w takiej sytuacji.

– Sekundę – odkrzyknęłam, wstając z chłodnych kafelek. Podeszłam do umywalki i ponownie obmyłam twarz, po czym wzięłam do ręki korektor w sztyfcie i ukryłam cienie pod oczami.

Livio nie mógł mnie zobaczyć załamanej. Musiał widzieć kogoś, kto szczerze wierzy w ślub z Lucą. Musiałam się cofnąć do chwil, gdy nie chciałam być z Livio. Do momentu, w którym mówiłam mu po nazwisku, irytowałam go i nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. To nie było takie proste, ale...

Musiałam wziąć się w garść. Dla niego. Dla Livio.

Wyszłam z pokoju i stanęłam koło mamy, a ona od razu wlepiła we mnie zmartwione spojrzenie i pocałowała w czoło, obejmując ramieniem. Wtuliłam się w nią, wdychając zapach perfum. Wspierała mnie, podczas gdy szłam z nożami na walkę z karabinami, ale gdybym się nie zdecydowała, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

– Chodźmy – zarządziłam w końcu, odsuwając się, po czym zeszłam po schodach na parter.

Minęłam dwóch ochroniarzy, a potem jeszcze jednego i w końcu dotarłam do drzwi prowadzących do piwnicy. Westchnęłam po raz kolejny i drżącą dłonią nacisnęłam klamkę, na koniec stawiając stopę na pierwszym stopniu schodów będących dla mnie drogą do piekła.

Mama zacisnęła mi palce na ramieniu w geście wsparcia i pocieszenia. Podziękowałam jej sztywnym skinieniem, usilnie próbując skupić się na tym, żeby nie okazywać żadnych uczuć.

Na dole minęłam kolejnego ochroniarza, który bezgłośnie przekazał, do której celi mam się udać. Nad głową smętnie zwisały mi żarówki. Przechodziłam pod nimi, na zmianę zaciskając i rozluźniając pięści. Musiałam się z całych sił powstrzymywać przed przyspieszeniem kroku.

W końcu, po boleśnie długich minutach, dotarłam do drzwi, za którymi siedział Livio. Wzięłam głębszy wdech powietrza, walcząc ze sobą i swoimi uczuciami, po czym przekroczyłam próg, zostawiając za sobą wszelkie pozytywne uczucia wobec Livio.

Przekroczyłam próg, żeby stanąć twarzą w twarz ze zdrajcą... A przynajmniej tak próbowałam sobie wmówić.

Zakazani | Krew Bellomo #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz