Rozdział siedemnasty - Livio

3.8K 362 144
                                    

Siedzieliśmy z Demetrio przed jednym z domów w Palermo, obserwując okolicę. Przypadła nam dziś rodzina, która od wielu pokoleń jest wobec nas lojalna. Z dziada pradziada działali na terenie Palermo jako mediatorzy między nami a rodzinami Camorry. To oni zawsze ukrócali wszelkie problemy, przed ich eskalacją w małe wojenki. Byli zasłużonymi  członkami i należał im się wielki szacunek.

Dlatego nie chciało mi się wierzyć w to, co widziałem przed sobą. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego złodzieje wybrali właśnie ten dom jako swój następny cel.

To była już czwarta noc z rzędu, podczas której  pilnowałem domów z Demetrio i pozostałymi żołnierzami przysłanymi przez dona. Noc, podczas której moją głowę zaprzątały myśli nie tylko związane z włamaniami, ale również te o Elenie. Obiecała do mnie oddzwonić po rozmowie z Giovanną, ale tego nie zrobiła. Nie odbierała moich połączeń. Co chwilę odblokowywałem telefon, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie pominąłem jakiegoś powiadomienia. Ale nie.

Nie miałem żadnych nowych wiadomości, żadnych nowych połączeń. Nic. Nie podobało mi się to. Miałem złe przeczucia. Przez ułamek sekundy nawet  pomyślałem sobie, żeby zadzwonić do dona i zapytać, czy coś się stało, ale zaniechałem tego pomysłu. Jak mógłbym mu wytłumaczyć fakt, że  martwię się o Elenę, bo się do mnie nie odzywa? Nie miałbym żadnego wytłumaczenia, oprócz powiedzenia prawdy, a nie mogłem tego zrobić przez telefon! To byłoby jawne nieokazanie należytego  szacunku.

Byłem w kropce.

– Florianowie właśnie wyszli tylnymi drzwiami – poinformował mnie Demetrio, chowając telefon do kieszeni. – Wchodzimy?

–  Tak – odpowiedziałem od razu, odbezpieczając broń. Zanim jednak wyszedłem z samochodu, jeszcze raz rzuciłem okiem na telefon. Nic. Żadnej wiadomości. – Chodźmy – zdecydowałem, próbując wyrzucić z myśli Elenę. Próbowałem sobie wytłumaczyć, że wszystko z nią w porządku, tylko nie ma czasu.

Przebiegliśmy przez ulicę i weszliśmy na posesję, chowając się przy drzewach stojących niedaleko schodów. Złodziei, którzy weszli do wnętrza budynku, nie było widać z poziomu ogródka, ale słyszałem ich, jak się poruszają po domu. Sądząc po odgłosach, najprawdopodobniej przeszukiwali szafki w salonie.

Skinąłem głową do Demetrio, wskazując na migi, że  wchodzimy. Weszliśmy po cichu po schodach, uważając, żeby nie stanąć na skrzypiących schodach. Rozejrzałem się jeszcze raz po ulicy, ale niczego  niepokojącego nie zauważyłem. Demetrio skinął mi głową, wyciągając dłoń w stronę klamki. Uniosłem rękę z pistoletem i wycelowałem przed siebie lufę. Demetrio zaczął powoli otwierać drzwi, a ja wsunąłem broń w szparę i zajrzałem do środka.

W domu było ciemno. Złodzieje ze sobą nie rozmawiali, ale poruszali się po drewnianych podłogach, które raz po raz wydawały z siebie odgłosy skrzypienia. Wszedłem do środka jako pierwszy, od razu chowając się w małej wnęce zaraz przy wejściu. Demetrio wszedł po mnie i zamknął za sobą po cichu drzwi. Klepnął mnie w ramię, jak tylko upewnił się, że możemy ruszać dalej. Wychyliłem się zza wnęki.

Im dłużej przebywałem w ciemności, tym bardziej wzrok się do niej przyzwyczajał. Między małym przedpokojem a salonem znajdował się korytarz, w którym stała szafa. Pokazałem ją Demetriowi, a on skinął do mnie głową na znak, że zrozumiał.

Przeszedłem przez korytarz i przycisnąłem plecy do szafy, próbując uspokoić oddech. Z tego miejsca miałem idealny widok na salon. Jeden ze złodziei plądrował szafkę pod telewizorem, a drugi stał niedaleko, przeglądając papiery leżące na stoliku.

Demetrio znalazł się w korytarzu i stanął po drugiej stronie wejścia do salonu. Wycelowałem bronią w złodzieja, który przeglądał papiery. Zabicie go, jako pierwszego, dawało Demetriowi szansę na dostanie się do tego drugiego, zanim ten wyciągnąłby broń wciśniętą do kieszeni bluzy. Zanim zdążyłby ją poprawnie chwycić, byłoby już po wszystkim.

Zakazani | Krew Bellomo #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz