- Harry, spóźnisz się do pracy! - krzyknęła, odkrywając jego ciało po raz kolejny. I znowu jej starania nie przyniosły żadnego efektu, gdyż brunet ponownie okrył się pościelą.
- Zostaw. - mruknął do poduszki, przekręcając się na drugi bok. Westchnęła sfrustrowana i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Nowy dzień, rutynowy poranek.
Poniedziałek był ciężkim dniem dla wszystkich z nas, aczkolwiek Styles wybijał się na wyżyny lenistwa. Dziewczyna była już do tego przyzwyczajona, choć i tak potrafiła się denerwować za jego upartość.
Zignorowała fakt, że to miało być jego siódme spóźnienie wciągu miesiąca, a przecież był dopiero drugi tydzień czerwca. To nie był jej kłopot.
Zaczęła przygotowywać dla siebie i dla niego śniadanie. Pokroiła truskawki oraz banany i położyła je na ciepłych tostach polanych miodem. Do szklanek nalała zimną herbatę z cytryną oraz lodem i postawiła to na małym stoliku.
- I czemu mnie nie obudziłaś? - przewróciła oczami, delikatnie rumieniąc się z powodu buziaka jaki zostawił na jej policzku.
- Jesteś jak dziecko. - zaśmiał się, siadając naprzeciwko niej. Miał zaskakująco dobry humor, co zdarzało się rzadko. Harry nie był typem człowieka roznoszącego pozytywną energię. Lubił narzekać, lubił chodzić zdenerwowany i dokuczać Holly. Tym razem był niezwykle zadowolony.
- Dzisiaj będziemy mieli gościa. - siorbnął swój napój i wziął gryza grzanki. Jego uśmiech nie schodził nawet przy połykaniu. Evans nie podzielała jego zachwytu, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę, że jego szczęście było wywołane przez inną dziewczynę.
Cóż, ale wiedziała, że kiedyś nadejdzie ten czas, gdy znajdzie sobie kogoś odpowiedniego. Choć naiwnie wierzyła, że to będzie ona.
- Nie musisz robić obiadu dla mnie. - mruknął na pożegnanie, zanim kompletnie stracił głowę. Wybiegł z mieszkania jak poparzony, cały w skowronkach.
Westchnęła i oparła łokcie na stole, odkładając tosta na talerz. Nie czuła się najlepiej w tej sytuacji, lecz nic nie mogła na nią poradzić. Postanowiła nie męczyć swojego umysłu oraz serca i po posprzątaniu wszystkiego, wyszła do pracy.
Dzień minął jej niezwykle sympatycznie, chociaż poranek nie był doskonały. Dzieciaki w przedszkolu chętnie wykonywały jej zadania, dołączały do gier oraz budowały swoją kreatywność za pomocą farb. Kochała przelewać swoją pasję na te maluchy, a oni kochali ją za jej podejście do życia.
Wróciwszy do domu, przypomniała sobie, że dzisiaj musiała zjeść w samotności. Często jadała obiady sama, zwłaszcza w weekendy, gdy Styles imprezował. Tym razem to nie był weekend i nie była to impreza.
Brunet przyprowadził do nich piękną szatynkę o niebieskich oczach dokładnie o siedemnastej czterdzieści. Dokładnie pięć minut później przedstawił ją Holly. Dokładnie trzy minuty później Alison nie znosiła Evans a Evans nie znosiła Alison.
- Mogłabyś zostawić nas samych, no wiesz...
- Jestem u siebie. - odparła, przemieszczając się do kuchni. Za nią poszedł dwudziestopięciolatek, który nie popierał zachowania swojej przyjaciółki.
- Możesz być bardziej uprzejma?
- Ale przecież...
- Nie obchodzi mnie to. Po prostu nie spieprz mi tego, rozumiesz? - jego ostry, niemiły ton był częstym zjawiskiem, aczkolwiek prędko też łagodniał. Nie tym razem. Oczekiwała, aż jego mina zrzednie, lecz niestety. Pokiwała smutna głową i złapała za pudełko ciasteczek. Potem zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
♥
witam, witam ♥
nie będziemy lubić Harry'ego w następnym rozdziale!
piszcie co sądzicie!
kocham xx
CZYTASZ
dandelion | h.s
Fanfiction- Czy oprócz budzenia mnie o szóstej i malowania tych swoich kwiatków, to masz jakieś hobby, które pozwoli mi mieszkać z tobą w spokoju? - Robię naprawdę piękne wianki i gram na skrzypcach. - Ja pierdole. - Nie przeklinaj. Dwie różne dusze, które zn...