Jughead POV
Życie potrafi zaskakiwać, nie jesteś w stanie przewidzieć jakimi torami pojedzie kolej losu. Miesiąc temu zwijałem się z bólu na szkolnym dziedzińcu, po tym jak Archie Andrews postanowił zrobić sobie z mojej twarzy wycinankę, a dziś stałem skołowany w przyczepie, ślepo patrząc za znikającą w mroku nocy Betty, czując jej palący dotyk na przedramieniu.
Czy ona właśnie dała mi swój numer?
Uśmiechnąłem się do siebie, zadowolony z pomysłu, który wpadł mi do głowy. Myślicie, że po jednej rozmowie zaufam osobie, która zamieniała moje życie w piekło? Nie, nie jestem aż tak głupi, to nie jest zaufanie, to tylko chłodna i wyważona kalkulacja. Elizabeth Cooper może mi się bardzo przydać, ona bez najmniejszego problemu będzie mogła porozmawiać z Veronicą Lodge i Cheryl Blossom, a moje próby wyglądałyby jak bicie głową w mur.
Krótko mówiąc - potrzebowałem jej. Śledztwo stało od jakiegoś czasu w martwym punkcie, a mnie bardzo irytował brak postępu. Określałem się mianem twórcy, na tytuł pisarza jeszcze nie zasłużyłem. Jak każdy twórca lubiłem patrzeć na rozwój pracy, którą prowadzi. Tak właśnie traktowałem to śledztwo i do tego przyda mi się pomoc Betty.
Oczywiście, moje zadowolenie nie miało nic wspólnego z faktem, że nie mogłem doczekać się naszego następnego spotkania.
Usiadłem do laptopa i zapisałem pierwotną wersję swojej książki, następnie skopiowałem ją i otworzyłem nowy dokument tekstowy, do którego wkleiłem tekst. Miałem jej go wysłać, a nie mogłem pozwolić by dowiedziała się jak wiele o niej wiem, to mogłoby zaszkodzić naszej współpracy. Usunąłem każdą wzmiankę o jej osobie, każde słowo, które mogłoby wzbudzić w niej podejrzenia.
Musiałem uważać, wiedziałem, że Betty jest piekielnie inteligentna, bardzo szybko wyciągała wnioski i łączyła fakty i przewidywała bieg zdarzeń. Miała w sobie wszystkie cechy, które powinien mieć prawdziwy detektyw, a ja miałem szansę to wykorzystać.
Wziąłem telefon i wysłałem jej plik z przerobioną wersją, chciałem by ją oceniła.
Betty Cooper dała mi swój numer. O kurwa.
Starałem się wyprzeć ze świadomości jak bardzo cieszyłem się, że moja praca tak ją wciągnęła, ale było to bardzo ciężkie. Muszę przyznać, że sprawiło mi to ogromną radość, a w głowie powstała mi myśl, że może wreszcie będę mógł udowodnić niektórym ludziom, że nie jestem śmieciem?
Czasem chyba to trzymało mnie przy życiu, ta chorobliwa chęć udowodnienia światu, że się myli, że choć na samym starcie połamał mi palce, to ja poprzez moją ciężką pracę mogę zmienić swoje przeznaczenie. Chciałem pokazać, że nie dam się pokonać, chciałem, żeby zrozumieli, że to nie urodzenie czyni Cię człowiekiem, tylko Twoje życie, to w jaki sposób je rozgrywasz.
Nie odpisała, zapewne właśnie przeżywała kazanie od swojej matki. Swoją drogą, Alice Cooper musiała być wściekła, gdy dowiedziała się, że jej córeczka musi pracować ze mną, aż żałuję, że nie mogłem widzieć jej reakcji.
Chociaż czy było czego żałować?
Mój telefon nagle zawibrował, a na wyświetlaczu ukazało się selfie dziewczyny o różowych włosach. Uśmiechnąłem się, widząc jej usta ściągnięte w dzióbek i przymrużone oczy.
- Co tam, Toni? - odezwałem się.
- Ty, Ja, u Popa, jutro z samego rana. Chodzi o Serpents.
Rozłączyła się, cała Topaz, ciekawe co znowu wymyśliła. Może wreszcie udało jej się dowiedzieć czegoś o sprawdzianie, który będę musiał przejść, żeby dołączyć do gangu? Liczyłem na to, chciałem mieć to już za sobą. Z jakiegoś dziwnego powodu bardzo chciałem mieć już na ramieniu ten mały tatuaż, który dla tych ludzi znaczył więcej niż jakakolwiek rzecz, którą posiadali.
CZYTASZ
Buntownik z Wyboru - Bughead.
FanfictionŚmieć, frajer, nic niewarty wyrzutek, to tylko kilka określeń, które ludzie rzucają w stronę Jugheada. Tak naprawdę jednak nikt nic o nim nie wie. Co się stanie, gdy przez jeden głupi projekt w szkole zainteresuje się nim prawie każdy?