Rozdział dwudziesty trzeci: Mrok i Dilton

1.2K 87 264
                                    

Elizabeth POV

 - Kurwa - warknął Jughead - Zamknięte.

 Westchnęłam cicho, otulając się szczelniej swoim płaszczem. Właściwie to nie byłam zaskoczona, że drzwi wejściowe do "The Register" będą zamknięte, ale to nie zmieniało faktu, że i tak musieliśmy tam wejść, to była konieczność. Wyciągnęłam wsuwkę z włosów i wygięłam ją delikatnie, przypominając sobie ruchy, które regularnie robiła moja matka, gdy otwierała mój pamiętnik. Tak, czytała go i tak, wiedziałam o tym. Miałam dwa pamiętniki, ten jeden, który był źródłem dezinformacji dla Alice Cooper i jeden sekretny, o którego istnieniu nie wiedziała. Pociągnęłam wkurzonego Jugheada za ramię i zmusiłam go, by się odsunął.

Czułam, że mnie obserwował i już sam ten fakt, że wodził za mną swoimi tajemniczymi oczami sprawiał, że się czerwieniłam. Włożyłam wsuwkę w dziurkę od klucza i zaczęłam nią delikatnie poruszać w obie strony, starając się natrafić w odpowiednie miejsce zamka, które umożliwi mi otwarcie drzwi. Cieszyłam się, że zaczęłam nosić kucyka, bo rozpuszczone włosy byłyby dla mnie utrapieniem przy takiej robocie. Poczułam, że zamek ustępuje, więc mocniej przechyliłam wsuwkę w prawo, by mógł wreszcie się poddać.

 Klik.

 Wyprostowałam się i posłałam Jugheadowi ogromny uśmiech, na widok jego zdziwionej miny. Zapewne nie spodziewał się, że idealna dziewczynka będzie potrafiła włamać się do czyjegoś biura. No cóż, Alice Cooper nauczyła swoją córkę więcej niż by chciała. Za takie sztuczki byłam jej wdzięczna.

- Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać,Cooper - pokręcił głową i podał mi latarkę - Bierzmy się za to, nie chcę spędzić w tym miejscu ani chwili dłużej. Czego tak właściwie tutaj szukamy?

- Czegokolwiek - odparłam, włączając latarkę, która rzuciła na podłogę wąski strumień światła - Czegokolwiek co da nam nowy trop. Jakaś wskazówka, która pomoże nam przeskoczyć martwy punkt, w którym się znaleźliśmy.

- Betts, myślisz, że oni tutaj coś takiego trzymają? - zapytał niepewnie Jug - Może nie znam zbyt dobrze Twoich rodziców, ale nie wyglądają na skończonych kretynów. Nie trzymaliby czegoś, co mogłoby być niebezpieczne, a informacje o śmierci Jasona, zdecydowanie należą do takich kategorii, nie uważasz?

 - Uważam, matole - posłałam mu kolejny uśmiech - Ale znam też swoich rodziców. Nie pozbywają się rzeczy, które mogą im się przydać w przyszłości, ukrywają je. Teraz zamknij słodkie usta i skoncentruj się na pracy.

 Niewykluczone, że Jughead się zaczerwienił, ale posłusznie wykonał to o co go poprosiłam. Biuro moich rodziców było totalnym przeciwieństwem domu, w którym mieszkali. Mieściło się na jednej z bocznych uliczek Riverdale, wciśnięte pomiędzy zakład krawiecki, a fryzjera, który obsługiwał mamę za darmo, w zamian za reklamę. Może się wydawać, że ludzie, którzy tak bardzo uwielbiają być oglądani przez innych, będą chcieli mieć swoje miejsce pracy w centru, ale nic bardziej mylnego. Z tej ciemnej, bocznej uliczki mieli doskonały widok na wszystko co się dzieje. Czujne oczy Alice i Halla podążały za wszystkim co mogłoby przynieść sensację i robiły to niezauważone. Właśnie dlatego pracowali na uboczu. Dom Cooperów był jednym wielkim porządkiem, ale biuro Cooperów było jednym wielkim bałaganem.

 Małe pomieszczenie, w którym znajdowały się dwa biurka, zawsze przywalone najróżniejszymi kartkami, starymi artykułami, albo okruszkami po ciastkach. Po kątach rozstawione były dwie komody, w których swoje miejsca miały stare zakurzone akta. To tam skierowałam się pierwsze, wiedząc, że moi rodzice nigdy nie pozwoliliby sobie na bałagan w ważnych papierkach. Otworzyłam pierwszą szufladę i moim oczom ukazały się równo poukładane kremowe teczki,  każda po brzegi wypchana, alfabetycznie ułożonymi aktami i opisami spraw, które nigdy nie trafiły do druku.

Buntownik z Wyboru - Bughead.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz