VIII

412 18 6
                                    

Wczorajszy dzień zakończył się w wesołej atmosferze, czyli jak zwykle z chłopcami. Kładąc się do łóżka dotarło do mnie, że Mark i ja w końcu jesteśmy razem i nie wiedziałam, czy mam zacząć się śmiać czy płakać ze szczęścia. Przez długie godziny nie potrafiłam usnąć, a gdy w końcu do nastało obudziłam się o południu. Jak zwykle budzik wyręczył Dylan, który śmiało rzucił się na mnie jakbym była stosem poduszek, a to miłym doświadczeniem nie było wcale. Mimo to wstałam z łóżka z zaskakująco wielką chęcią i dobrym humorem. Czułam, że dziś zupełnie nic nie zniszczy mi tego nastroju, a nawet jeśli ktoś będzie próbował to tego mocno pożałuje. Gdy Dylan w końcu zostawił mnie samą, skorzystałam z jego nieobecności i zamieniłam nocną piżamę na znacznie lepszy strój dopasowany do słonecznej pogody. W ostatnim momencie udało mi się naciągnąć koszulkę, kiedy do pokoiku znowu wparował z głupim uśmiechem Keith. Ustalając plan na dzisiejszy dzień zeszliśmy na dół. Nasi rodzice już kończyli jeść śniadanie — widząc nas razem przywitali się i kontynuowali rozmowę.


— Skarbie — zwróciła mi uwagę rodzicielka — nasz termin pobytu tutaj uległ małej zmianie.


— Zostajemy miesiąc dłużej? — spytałam rzucając Dylanowi radosne spojrzenie podczas, gdy on robił pierwsze kanapki do naszego śniadania. Słysząc to jego kąciki ust podniosły się do góry.


— Nie zupełnie — tym razem odezwał się ojciec i dał znak żonie, że on przejmie inicjatywę. Państwo Keith spojrzeli po sobie. — Wracamy już za tydzień, słońce.


Przez chwilę stałam analizując słowa wypowiedziane przez tatę. Za tydzień wyjeżdżam? Nie od razu przyjęłam do wiadomości, że mam tylko siedem dni na spędzenie tego czasu jak najlepiej. To było naprawdę mało, tym bardziej, jeśli ten czas miałam spędzić z przyjaciółmi — a taki właśnie był zamiar.


— Też mam wam coś do powiedzenia — odezwałam się patrząc poważnie po ich twarzach. — Ja i Mark jesteśmy razem, mam chłopaka.


— To... Naprawdę cudownie — powiedziała matka ukradkiem patrząc na męża. Rodzice Dylana uśmiechnęli się szczerze w moją stronę, a mój rodziciel mocniej wbił we mnie swój wzrok. Miałam się poczuć napastowana wzrokowo czy co?


— Mam nadzieję, że go poznamy — rzucił ojciec, zakładając groźnie ręce na piersi. Przez moje ciało przeszła niepowstrzymana fala złości, która aż prosiła się o szybkie ulotnienie w jakikolwiek sposób.


— Myślę, że niezbyt jest sens. Za tydzień już nim nie będzie — warknęłam i minęłam rodziców kierując się w stronę pokoju, który tak niedawno opuściłam.


Usiadłam po turecku na łóżku, chwytając pierwszą z brzegu poduszkę. Z całej siły przycisnęłam ją do klatki piersiowej i zrobiłam najbardziej naburmuszoną minę na jaką było mnie stać. Pamiętacie mój dobry humor z rana? On jednak nie był niepowstrzymany, zburzył się szybciej niż myślałam. Jedna z dobrych i zapomnianych rad mojej przyjaciółki właśnie się sprawdziła. Zawsze mnie uprzedzała, że zło czyha wszędzie, a to sprawdziło się dzisiaj jak najbardziej. Chwilę po przypomnieniu złotej myśli drzwi pokoju się otworzyły i stanął w nich Dylan. Bez większych ceregieli usiadł na podłodze opierając się o moje łóżko. Przybrał pozę prawie tą samą co ja, tylko że on w objęciach trzymał swoje nogi. Siedzieliśmy tak przeszło pięć minut aż w końcu nie wytrzymałam dłuższego milczenia.

Stracona miłość · Mark KrugerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz