VI

567 24 8
                                    

— Czemu tak długo nie możemy go znaleźć? — zapytałam zmęczona po ponad godzinie poszukiwań Dylana.

— Nie mam pojęcia, ale będzie dobrze — ścisnął moją dłoń i uśmiechnął się pocieszająco.

Cały czas traciłam wiary na odnalezienie Keitha. W głębi serca wiedziałam, że a końcu się odnajdziemy i spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wrócimy do domu. Krzyczeliśmy jego imię, nazwisko, przezwiska i wszystko, co się dało.

— Jednak go nie znajdziemy — stanęłam w miejscu zatrzymując przy tym Krugera.

— Musimy! — westchnął patrząc na mnie bezradnie.

— Co musicie? — usłyszałam za nami czyiś głos. Od razu spojrzałam w tamtą stronę.

— Dylan! — puściłam rękę Marka i od razu przytuliłam przyjaciela.

— Stary, co tak długo? — zaśmiał się nerwowo Mark.

— Tak naprawdę — zaczął, a ja go puściłam — chodzę za wami jakieś pół godziny.

— Co?! — krzyknęłam razem z Krugerem, a Keith się zaśmiał.

— To nie śmieszne! — warknęłam na jasnowłosego z chęcią wyrwania mu tych blond kłaków.

— To, czemu tak śmieszy? — wzruszył ramionami i ominął nas. — Chodźcie, idziemy do domu.

— Zabiję go kiedyś, naprawdę — szepnął Mark, patrząc spod byka na przyjaciela.

— Z dziką chęcią się dołączę — powiedziałam i oboje poszliśmy za Dylanem.

Jak się okazało droga do wyjścia z lasu, a później naszych domów, wcale nie była taka długa. Podczas wędrówki cały czas rozmawialiśmy o przygodzie, która nas spotkała. Koniec końców śmialiśmy się jak ostatni idioci z tej sytuacji.

— Mam plan. Może pójdziemy zaraz na plażę, a później do mnie na noc? Rodzice ponoć gdzieś idą, więc... — zasugerował Mark, gdy byliśmy już pod jego domem.

— Jasne! Spoko pomysł — uśmiechnęłam się w jego stronę.

— Dobra, zadzwonię po Erika i Bobby'ego. Może pójdą z nami — odparł Dylan, a my przytaknęliśmy.

— To piszcie jak będziecie gotowi — Mark nam pomachał i odszedł do swojego domu.

Razem z Keithem ruszyliśmy w stronę naszego. Przez parę sekund szliśmy w milczeniu, jednak wzrok chłopaka co chwila lądujący na mnie, w końcu mnie zdenerwował.

— Co się tak patrzysz? — spojrzałam pytająco na niego, a on się głupio uśmiechnął.

— Yuzuki... A czemu w lesie trzymałaś Marka za rękę? — jego twarz z sekundy na sekundę 

przybierała coraz to weselszego wyrazu, w przeciwieństwie do mojej.

— Tak wyszło. Za dużo do tłumaczenia — machnęłam lekceważąco ręką.

— No powiedz! Wiesz, że się nie odczepię, dopóki nie powiesz! — jęknął, a ja spojrzałam na niego z wahaniem. W końcu jest moim przyjacielem, i tak się dowie.

— Oh no pocałował mnie! — westchnęłam patrząc rozanielona w niebo.

— W usta?! - zdziwił się, patrząc na mnie uważnie.

— Nie, w rękę! — powiedziałam sarkastycznie, patrząc na niego niepoważnie. — No w usta!

— I jak było? — uśmiechnął się chytrze, obejmując mnie ramieniem. — Umie całować?

Stracona miłość · Mark KrugerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz