2. - Przerwa na terapię

121 15 0
                                    

Obudziła się się w środku nocy, przemoczona od deszczu, w butach i płaszczu, leżąc w niewygodnej pozycji na kanapie. Cyntii nie mogło też umknąć uwadze, że perfumy wyparowały już dawno i teraz cała pachniała słotą z zewnątrz.
Zanim przeszła do łóżka, wzięła prysznic.

Rano, po długim śnie, czuła się lepiej, ale nie na tyle, żeby zjeść śniadanie i nie zwymiotować. Zanim wyszła z domu do pracy wypiła tylko dwa kubki zabójczo mocnej kawy porządnie doprawionej cukrem.

Wchodząc do gabinetu pomachała jeszcze Dan wdrapującej się po schodach i zniknęła w jego wnętrzu. Musiała jeszcze ogarnąć bałagan zastawiony wczoraj zanim przyjmie kogokolwiek, a umówionych osób było sporo. Miała na porządki dokładnie kwadrans zanim przyjedzie umówiona Leonor Dumbell.

Przerwę miała o drugiej po południu. Wyraźnie poczuła że żołądek zaciska się boleśnie już o dwunastej, wiec kiedy nadeszła upragniona przerwa Cyntia umierała z głodu. Dziś lunch przynieść miała Dan. Umawiały się razem która z nich załatwia coś do jedzenia, wtedy przynajmniej tylko jedna z nich wyskakiwała szybko na miasto, a potem jadły razem w którymś gabinecie. Ostatnio jednak każda spędzała przerwę osobno wisząc nad papierami żeby nie zostawać po godzinach.

Dan zapukała w drzwi i nie czekając na pozwolenie weszła.
- Jak się masz? - spojrzała na Cyntię zza okularów. Nosiła je tylko kiedy coś czytała, a to znaczyło, że właśnie oderwała się od papierkowej roboty. Pomimo widocznego przepracowania była pogodna. - Dzisiaj na lunch szef kuchni serwuje sałatkę z kurczakiem i żurawiną. - uśmiechnęła się wyciągając opakowanie z logo restauracji niedaleko poradni. Położyła je na brzegu biurka.
- Yhm - odparła Cyntia cicho przekładając teczki stałych bywalców w jej gabinecie. Spojrzała na sałatkę, a potem na Dan. - Dzięki pani doktor. Dba pani o moje zdrowie.
Dan rzeczywiście przynosiła tylko zdrowe i zbilansowane posiłki, kiedy Cyntia wybierała zwykle jak najszybsze rozwiązania, posiłki na które nie trzeba było czekać aby kucharz przygotował je na świeżo i zapakował na wynos jeszcze ciepłe.
- Ktoś musi. - Dan odpowiedziała zamykając drzwi i Cyntia została znowu sama. Rzuciła się na sałatkę jakby nie jadła przez tydzień. Tego jej było trzeba. Nie da się przeżyć na samej kawie nie ważne ile cukru by w niej było.

Ktoś zapukał do drzwi. Cyntia miała pełne usta i nie odpowiedziała, z resztą to nie mógł być nikt inny niż Dan, która tak czy inaczej nie czeka na pozwolenie na wejście. Ale pukanie nie ustało. Ktoś zapukał jeszcze raz, trochę głośniej. I jeszcze raz. Była pewna, że informacja o przerwie jest wywieszona. Uporała się z wielkim kęsem swojego lunchu.
- Proszę. - zawołała obserwując drzwi.
Uchyliły się lekko i po chwili wahania ktoś pchnął je dalej. W progu stał młody mężczyzna, nie wysoki, z czarnymi, gładko przylegającymi włosami. Kiedy zrobił jeszcze jeden krok do przodu kulał zabawnie na jedną nogę.
- Dzień dobry. - Cyntia odłożyła sałatkę na biurko i wstała. - W czymś mogę pomóc? Był pan umówiony?
- Nie ma tu terapeuty... - odparł tylko mężczyzna i przeszedł kilka kroków w głąb gabinetu. Cyntii już zdarzało się, że ludzie przychodzili do niej podczas przerwy z nadzieją, że ich przyjmie. "To zajmie tylko kilka minut", mówili. Zdarzało się też, szczególnie ostatnio, że przychodziły do niej osoby chcące porozmawiać jak z psychoterapeutą. Cyntię odrobinę frustrował fakt, że ludzie nie zwracali uwagi ma jej specjalizację. Psycholog to psycholog.
Kiedyś rzeczywiście zaczynała na kierunku psychoterapii, ale zmieniła go na patopsychologię nie bez powodu i teraz chciałaby zajmować sie ludźmi potrzebującymi właśnie jej pomocy.
- Przepraszam, ale teraz jest przerwa. - Cyntia podeszła w stronę drzwi wyraźnie dając do zrozumienia, że gość powinien jak najszybciej wyjść.
- Oczywiście, że jest. Myślę jednak, że musisz mnie wysłuchać. - "od kiedy jesteśmy na ty", miała ochotę odpowiedzieć. - Można powiedzieć, że jest to nagły wypadek. Szybko potrzebna pomoc specjalisty. - mężczyzna dokulał do małej kanapy, usiadł z nogami złączonymi trzymając dłonie na kolanach i posłał Cynti dziwny uśmiech. Oczy wyrażały raczej ponaglenie, kiedy usta zaciśnięte wyginały się kącikami do góry.

Cyntia powoli, ostrożnie zamknęła drzwi gabinetu. Mężczyzna mógł mieć poważne problemy psychiczne. Należało z nim uważać jak z każdym innym pacjentem.

Podeszła do fotela na przeciwko kanapy i powoli usiadła w podobnej pozycji co on. Teraz oboje siedzieli patrząc się na siebie. Cyntia przyjęła minę zawodową, uprzejmie zainteresowaną, a on nadal sie uśmiechał.

- Wiesz, nie bywałem nigdy u psychologa. - rozejrzał się dookoła i znów spojrzał na nią szerokimi oczyma. Pokiwał gwałtownie głowa na potwierdzenie.

- Patopsychologa. - szybko zaznaczyła Cyntia i też uśmiechnęła się sztywno. Nadal z tyłu głowy miała swój niedokończony lunch. Była głodna. Głodna i zła. Jeśli przypadek rzeczywiście nie okaże się poważny wywali mężczyznę z gabinetu dając mu na do widzenia tylko kopa w...

- Patopsychologa, - przytaknął. - oczywiście.

Zdecydowanie miał problemy natury psychicznej. Pierwszy rzut oka wystarczył, żeby zauważyć jak przerysowuje naturalne emocje ludzkie. Kiedy normalna osoba wyrażała jakąś emocję, on robił to trzy razy wyraźniej, wręcz kreskówkowo. Takie zachowania zawsze przypominały Cyntii o starych kreskówkach kiedy postać, zamiast po prostu podnieść brwi w zdziwieniu, nadymała się, otwierała szeroko usta, jej brwi wędrowały pod samą linię włosów, ona jeszcze dodatkowo chwytała się za serce.

- Jak się pan nazywa? - zapytała odruchowo chwytając za notes i długopis.

- Oh, to nie będzie potrzebne. - mężczyzna wskazał na trzymane przedmioty. I kontynuował dopiero kiedy odłożyła je na miejsce. - Najpierw chce wiedzieć na jakiej zasadzie działa tajemnica lekarska.

- Wszystko co pacjent powie pozostaje w tym pokoju. - Cyntia zapewniła. - Nie ma się pan czego obawiać, panie...

- Cobblepot. - poprawił się na kanapie - Ciszę się, że mogę ci zaufać.

Posłał jej najszerszy dotychczas uśmiech.

Zsasz || Gotham FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz