yosamu&soukoku: delikatność

1.1K 37 12
                                    

nadal nie wiem jak nazywa się ship yosano x ranpo, but miłego czytanka 13 stron w libre, po których napisaniu dość paradoksalnie wpadłam na wszystko dla zabawy"...

Dazai myślał kiedyś, że samotność jest czymś, co go chroni. Chroniła go przed zbędnymi kontaktami z innymi ludźmi, przed zranieniem z ich strony, poczuciem przywiązania lub bycia dla nich niewystarczającym rozczarowaniem - przed zostaniem porzuconym. Choć on nigdy nie starał się o niczyje względy - zwykle bywało zupełnie na odwrót - to ludzie do niego lgnęli, chcąc zasmakować jego tajemniczości. To oni, zafascynowani jego osobą, robili pierwszy krok, który w swym charakterze wykraczał poza prowadzone interesy. A on, jeśli mu się spodobali, przyjmował ich, by wykorzystać w jakiś odpowiadający mu sposób.

Nigdy więc nie przywiązywał się do ludzi i odrzucał ich w odpowiedniej chwili, nie pozwalając im przekroczyć tej granicy, którą sobie ustanowił. Był więc chorobliwie samotny, ale do pewnego czasu traktował to jako coś dobrego. Czując się w ten sposób jakby nieustannie znajdował się za metafizyczną tarczą, odgradzającą go od ataków z różnych stron, kontynuował swój pozbawiony większego celu żywot, aż w końcu poznał osobę, która swoim całokształtem rozbiła tą tarczę i wepchnęła się pomiędzy barierę a niego samego, będąc zaledwie o krok od zawładnięcia nim na dobre.

I, oczywiście, nie spodobało mu się to. Nie podobało mu się, że ktoś tak powierzchownie pospolity i nieważny zachwiał jego rzeczywistość, co więcej, pozostał jej nieodłącznym elementem, którego nijak nie mógł ani nie potrafił się pozbyć. Ilekroć odrzucał wulgarnego i głośnego do granic możliwości Chuuyę Nakaharę swoim impertynenckim zachowaniem, wiecznie podkładając mu kłody pod nogi i dręcząc go na wymyślne sposoby, nie mógł pozbyć się ze swojej zastygłej klatki piersiowej tego obijającego się o stalowe ściany bicia, które z każdym uderzeniem pozostawiało na niej tylko więcej niemożliwych do zatuszowania rys. Osamu ignorował je, a przynajmniej się starał. Usiłował nie zwracać uwagi na ostry ból w piersi za każdym razem, gdy często nieużywane kąciki ust rudowłosego egzekutora unosiły się w górę, gdy jakimś cudem spomiędzy nich wydobywał się tłumiony śmiech lub gdy też niebieskooki choleryk zwyczajnie zasypiał w nieadekwatnych do tego chwilach, wykazując się brakiem wyczucia oraz higieny. Zupełnie nie potrafiący pohamować swojego gniewu, niezdolny do sprytnego myślenia Chuuya, pozostając niemożliwym do wymazania elementem jego tak zwanego życia, dającym o sobie znać niemal na każdym kroku, zrobił dziurę w jego tarczy i rozbił ją na dobre, niszcząc w ten sposób jego samotność, sprawiając, że pchany jakimś dziwnym podmuchem Dazai lgnął do jedynej bliskiej mu wiekiem i mentalnością osoby sam, wiecznie okupując kanapę w jego apartamencie, uwieszając się na nim, szukając z nim kontaktu po pracy i wkręcając w jakieś swoje niecne gry.

W gruncie rzeczy dobry i wrażliwy rudzielec zawsze obrażał go przy tym całą masą niecenzuralnych słów. Nie szczędząc siły wykopywał go ze swojego mieszkania i nieustannie groził śmiercią, ratując go od niej przy każdej możliwej okazji. Dokładny i zaskakująco delikatny po niebezpiecznych misjach zabierał go z powrotem do głównego wieżowca Portowej Mafii, gdzie oddawał go pod profesjonalną opiekę. Żywiołowy i skrycie troskliwy ratował go od śmierci, wyjmując mu nóż z dłoni, odcinając jego sznur, skacząc do wody zaraz za nim, wymuszając wymioty i ciągnąc na odwyk. Piękny i mimo wszystko nieskazitelny często marszczył się i ostro na niego krzyczał, wyrzucał mu swoje negatywne uczucia względem niego i otwarcie nim gardził. Urzekający i fascynujący, niekiedy nie mając już do niego siły, po prostu siedział i patrzył na niego nienawistnie, mając gdzieś w oczach odcieniu szafiru majaczący blask, którego nie sposób było pojąć ani rozszyfrować.

pragnienia // bsd oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz