CHAPTER 12: DANSE MACABRE

251 24 74
                                    

polecam włączyć muzyczkę w mediach, aby wpasować się idealnie w klimat

⠀⠀Noce i dnie złączyły się w jedną całość dla młodej czarownicy uwięzionej w lochu. Wszech otaczająca ją ciemność przestała ją już interesować. Była niewinna, ale to bez znaczenia. Była już skończona w świecie czarnoksiężników i wszelkich czeluściach Piekła, więc szanse na wyjście z tej sytuacji cało, było równe zera. Nie darują jej tego, tym bardziej, że utracili na ten czas moc. Wyrok jeszcze nie zapadł, ale miała przeczucie, że nie będzie on dobry. Ale przyjmie wszystko z pokorą.

⠀⠀W tej ogłuszającej cichy, w której słyszała jedynie spadanie pojedynczych kropel na ziemię, tym razem usłyszała przekręcanie się klucza we wrotach. Światło oślepiło ją na tyle, że musiała zmrużyć oczy, by ujrzeć cokolwiek. I znowu dostała tą ohydną papkę i niewielką ilość czystej wody. Ale nie to zwróciło jej największą uwagę, tylko osoba, która tutaj się pojawiła.

⠀⠀— Ambrose! — Nie wiedziała, co w nią wtedy weszło, ale wpiła się w jego ramiona. Skazana na samotność w lochach chciała poczuć się ważna i kochana przez krótki nieznaczący moment. — Wydali już wyrok? To dlatego tu jesteś?

⠀⠀— Jeszcze nie, ale pewnie to nie potrwa zbyt długo. Blackwood szuka dla ciebie najlepszego rozwiązania, walczy o ciebie.

⠀⠀— W najgorszym wypadku mogą mnie zabić, w najlepszym mogę zostać ekskomunikowana. Nawet jeśli jest jakieś sensowne rozwiązanie, dla mnie ono takie nie jest. — Jej ton głosu wskazywał na to, że jest to dla niej wszystko obojętne. W tamtej chwili czuła się wyprana całkowicie z uczuć i chciała poczuć cokolwiek, tylko czuła w sobie wewnętrzną pustkę. — I jeśli to jest wszystko co mam, to mam sporo. Mam Prudence, mam Agathę, Dorcas... I nie mogłam błagać o niczego lepszego i cieszę się, że dane mi było z nimi żyć, ale Mroczny Pan zesłał mi ciebie, żebym mogła poczuć chociaż marną namiastkę miłości. Większość ludzi nawet tego nie ma.

⠀⠀— Nie mów tak... Nie żegnaj się, masz jeszcze na to czas. Będziesz żyć i wyznasz mi miłość kiedy indziej, ale na pewno nie teraz — skarcił ją, próbując ją podnieść ją na duchu, ale bardziej wyglądało na to, że siebie próbował pocieszać. Audrey nigdy nie podzielała sympatii do bycia przyjaciółmi, teraz w końcu zrozumiał, dlaczego tego nie chciała.

⠀⠀Nie pamiętała dokładnej daty, kiedy Ambrose zaczął coś dla niej znaczyć. Zawsze był blisko niej i starał się pomagać, służyć dobrą radą, ale przez wzgląd na Prudence, z którą się spotykali od dłuższego czasu, odsunęła od siebie myśl, że mogliby być tylko przyjaciółmi. Wolała odsunąć go na bok i zapomnieć, ale ostatnie wydarzenia jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyły.

⠀⠀— Prudence ma szczęście, że cię ma. Nie mogła lepiej trafić.

⠀⠀— Ta mała wiedźma zasłużyła jedynie na śmierć!

⠀⠀— Żądamy jej śmierci! — I tak ciągle demony przekrzykiwały samych siebie, chociaż miały wspólny cel. Pozbycie się Strażniczki na dobre.

⠀⠀Blackwood stał po środku tego zamieszania całkowicie skołowany. Próbował z nimi negocjować, ale demony ciągle pragnęły tylko, a on nie chciał pozwolić na śmierć Audrey. Nigdy by sobie tego nie wybaczył, nie umiałby spojrzeć na siebie potem w lustrze. Chciał chronić swoją córkę, ale nie mógł stawiać ją ponad dobro ogółu. Utracili przez nią moc i tak, może była winna i zasłużyła na karę, ale nie taką. Beliar doskonale znał jego myśli, jego strach przed stratą dziewczyny, którą uważał i wychował jak córkę. Dostał unikalną moc od swojego ojca, Fałszywego Boga, czytania w myślach i współodczuwania emocji, początkowo uważał tę umiejętność za zbędną, ale z czasem zaczął doceniać jej ogromny potencjał tak jak w tej chwili.

⠀⠀— Hordy piekielne nigdy nie były zgodne, co do jednego, Strażniczka musi umrzeć. I zrobisz ty — oznajmił mu książę piekielny, który wreszcie wyszedł z ukrycia. Nie chciał wdawać się w bezsensowną wymianę zdań z demonami. Chciał, aby jego królowa w końcu zawitała do swojego królestwa, a cel uświęca środki. — Jeśli ty tego nie zrobisz, demony same po nią przyjdą. Wtedy nie będziesz zadręczać się myślą, że to ty odebrałeś jej życie, tylko tym, że pozwoliłeś ją im zniszczyć. Nie zostawią po niej śladu jej duszy.

⠀⠀— To moja córka! Nie chcę, nie mogę tego zrobić! — zawył z bezradności. Został przyciśnięty do muru i nie miał innego wyjścia niż uleganie woli diabła.

⠀⠀— Wychowałeś ją i dałeś jej najlepsze, co potrafiłeś, ale to nie warunkuje cię jej ojcem. Kochasz ją, ale nigdy nie potrafiłeś tego pokazać, ale teraz masz szansę wykazać, że coś dla ciebie znaczy, więc nie pozwól, aby żaden z obecnych tu demonów jej nie skrzywdził. A wtedy odzyskacie moc.

⠀⠀Sztukę manipulowania opanował do perfekcji, że nawet potężny demon by się pod tym ugiął. Faustus balansował gdzieś między kompletnym załamaniem, a rozgoryczeniem i chęcią ochrony dla swojej córki. Nie wiedział, co się stanie potem z Audrey, ale na ziemi czyhało na nią większe niebezpieczeństwo niż mogłoby mu się wydawać.

⠀⠀— Jeszcze tego wieczora poślę Audreyane Night do piekła! — Krzyk rozszedł się po całej przestrzeni przed sobą, a wtedy hordy zamilkły i zniknęły wraz z księciem piekielnym na czele.

⠀⠀Wiedział, że ma niewiele czasu zanim zapadnie zmierzch, dlatego wolał tego nie przedłużać, chociaż i tak serce mu krwawiło, że to on musiał to wszystko rozegrać. Drzwi do jej celi były otwarte, a w środku wraz z brunetką siedział Ambrose Spellman i rozmawiali, tak jakby to była ich ostatnia rozmowa w życiu. Bo była.

⠀⠀— Audrey... — Wszedł niepewnie do środka i z jego oczu Audrey mogła wyczytać to, co przeczuwała od samego rana.

⠀⠀— Jaki jest wyrok?!

⠀⠀— Przepraszam cię, Audrey — Blackwood całkowicie zignorował pytanie chłopaka, a następnie przytulił rozklejoną dziewczynę do swojej piersi.

⠀⠀Wtedy wyciągnął ze swojego płaszcza stalowe ostrze, które pod nieuwagę demonów Beliar włożył mu do kieszeni i wnikając do jego umysłu, przesłał mu tajną wiadomość. To jego manipulacja ogarnęła w tej chwili jego umysł, od czego próbował się wzbrajać, ale wola diabła była silniejsza i ostrze przebiło jej brzuch, a trucizna zawarta w sztylecie szybko zaczęła rozprzestrzeniać się po jej organizmie. Dziewczyna spojrzała na niego wybaczającym wzrokiem i dopiero wtedy odzyskał czystość umysłu.

⠀⠀— Audrey, córko.

⠀⠀Dziewczyna opadła na ziemię i najpewniej rozbiłaby sobie jeszcze głowę, gdyby Arcykapłan jej nie złapał.

⠀⠀— Audrey, proszę, nie odchodź. Obiecałaś, że dzisiaj jeszcze nie odejdziesz! — wypomniał jej Ambrose, który klęczał przy jej głowie i ocierał łzy, próbując jednocześnie zatamować krwawienie. — Naprawimy to, będziesz żyła. Masz dla kogo.

⠀⠀— Pamiętajcie... mnie... dobrze... — I w tej chwili urwała. Z oczu uleciała ostatnia łza i ostatni oddech opuścił jej usta. Życie z niej w jednej chwili uleciało, skonała na nogach mężczyzny, którego przez tyle lat uważała za ojca.

przygotowałam się na ten rozdział mentalnie, dlatego tak długo zajęło mi jego napisanie, ale jestem zadowolona z efektu końcowego.

dajcie znać co sądzicie co rozdziale a ja tymczasem idę pisać następny xx

STRAIGHT TO HELL ambrose spellman ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz