Poznań, 1853 r.
Nadeszło Boże Narodzenie. Józef, który wcale już nie wyglądał na chorego, a wręcz przeciwnie — ponownie się przepracowywał, spędził je wraz z rodziną Maćka.
Miał również sposobność poznania teściowej Dobrolińskiego — kobiety tak samo zgryźliwej, jak i absorbującej uwagę. Na domiar złego, postanowiła ona, że wraz z mężem zostaną u córki i zięcia przez najbliższy tydzień, by pomagać w opiece nad dziećmi. Krzyś i Helena zdawali się bowiem iść w ślady babci — oni również chcieli absorbować coraz więcej uwagi otoczenia.
„Przybłęda" zaś (takim to mianem teściowa Maćka określała Józka, nie przejmując się niekiedy tym, że on to słyszał) nie spodobała się matce Ewy ani na jotę. Kobieta marudziła, że młodzieniec był li i jedynie pasożytem na — i tak ubogich — zasobach pieniężnych Dobrolińskich, a na dodatek, mieszkając na Czartorii, zabierał cenne miejsce w pokoju gościnnym, przez co ona i jej mąż zmuszeni byli spać w skromnym buduarze ich córki.
Józek też jej nie lubił. Dlatego też unikał niewiasty tak często, jak to możliwe.
Tuż po uroczystym świątecznym obiedzie, który przyrządziła Ewa wespół z matką, Halczyński postanowił odwiedzić swą własną rodzicielkę.
— Józinku kochany, jak dobrze, że cię widzę — odparła pani Halczyńska z rozradowaną miną i ucałowała syna w oba policzki. Józef dostrzegł w jej zachowaniu pewną zmianę, choć nie potrafił powiedzieć, co by to dokładnie miało być.
Gdy weszli do bawialni, został on powitany równie serdecznie przez państwa Klaus, a także nieco chłodniej przez ich najmłodszą córkę, Hedwigę, jego rówieśnicę. W dzieciństwie, jako iż ich rodziny się przyjaźniły, spędzał z nią dużo czasu. Gdy wyszła za mąż, kontakt z nią się urwał. Józek jednak nie żałował tego zbytnio, gdyż zapamiętał Klausównę jako dziewczę tępe i nieskore do jakichkolwiek rozmów niedotyczących najnowszej mody.
Jakąś godzinę później matka wzięła Ziutka na stronę.
— Razem z Matildą wpadłyśmy na genialny pomysł — oznajmiła, a jej oczy rozjaśniły się niczym dwa ogniki. — Mąż Hedwigi niedawno zmarł, a ty nadal jesteś kawalerem. Pomyślałyśmy więc, że skoro mieliście taki świetny kontakt w dzieciństwie, to może pojąłbyś ją za żonę? — Józef wzdrygnął się na samą myśl o tym, że miałby spędzić z dawną towarzyszką zabaw chociażby jeden dzień — bez kłótni, oczywiście — a co dopiero wieczność... Stanowczo byłoby to niemożliwe.
— Nie, mamo - odpowiedział zdecydowanym tonem. — Hedwiga z pewnością jest załamana po stracie męża, a poza tym nie widzę w niej towarzyszki mego życia.
— Ależ synku... Musisz się w końcu ożenić! Za dwa dni skończysz dwadzieścia sześć lat! Gdy twój ojciec miał tyle lat, co ty, był już ojcem Kostka. — Dziwnie było słuchać argumentów o panu Halczyńskim z ust osoby, która jeszcze niedawno wyklinała go od najgorszych. Dodatkowo, gdy argumenty owe nie świadczyły przeciw jej mężowi. — À propos ojca... Postanowiłam do niego wrócić — odrzekła, a Józek był tak zdziwiony tą wypowiedzią, że zamknęła ona i zasznurowała jego usta.
— Ty? Do ojca? Przecież nie mieszkacie razem od października... — bąknął nieśmiało chłopak, ale urwał swą wypowiedź, gdyż poczuł, że była ona niewłaściwa.
— Ale ta złość już mi minęła — odparła z łagodnym uśmiechem pani Cecylia. — Poza tym, są Święta, czas miłosierdzia i rodziny. Czyż to nie tego uczył nas Chrystus?
— Tak, tak...
— Był tutaj. — W tym momencie usta matki Józka zacisnęły się w cienką kreskę. — Nadal uważam, że postąpił nierozsądnie, podpalając dom, ale widziałam ostatnio, że tego żałuje. Naprawdę, Józinku, zasługuje na drugą szansę...
CZYTASZ
Guwerner
Historical FictionW 1853 r. ziemie polskie nadal podzielone są między trzech zaborców. W zaborze pruskim mieszka Józef, który ma wielkie ambicje - chce wyjechać z nieistniejącej formalnie Polski, by daleko od rodzimych Szarzyn, w Paryżu, kształcić się na lekarza. Je...